Nagle wieczorem całkiem niespodziewanie
-
DST
52.00km
-
Czas
02:08
-
VAVG
24.38km/h
-
VMAX
60.00km/h
-
Temperatura
10.0°C
-
Podjazdy
325m
-
Sprzęt Czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nie miałem dziś mieć czasu ale szwagier napisał, że będzie jeździł to olałem trochę pracę i czas się znalazł
W sumie tempo spacerowe.
Za wiele nie ma co pisać. Ot, 30 km po miejskich ścieżkach a 20 po drogach
Poniżej ślad z telefonu, który był w przedniej kieszeni i dopiero po kilku km załapał ale lepiej to niż wcale. Później też różnie działał :D
Przy takim tempie czuję się doskonale :D
Kategoria 50-100
Powrót do żywych czyli honorowe 50 km w marcu
-
DST
51.70km
-
Czas
02:06
-
VAVG
24.62km/h
-
VMAX
52.00km/h
-
Temperatura
13.0°C
-
Podjazdy
354m
-
Sprzęt Czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
Niestety ostatnio czas i zdrowie nie zaliczali się do moich sprzymierzeńców.
Najpierw brak czasu (praca), później najdłuższa od 10 lat bo tygodniowa choroba (nie liczę efektów słynnego wejścia do wody w Gosławicach) a później znów praca od rana do wieczora i tak zleciał marzec. No może prawie bo mimo, że dzisiaj również brakowało czasu na cokolwiek za punkt honoru postawiłem sobie, że zrobię te dziewicze marcowe kilometry.
Po miesiącu mięśnie niestety odzwyczaiły się od roweru i już po 5 km poczułem to. Dodatkowo wiatr dziś też nie był po mojej stronie. Do Sobina (15km) dojechałem lekko wymęczony i miałem zamiar odpocząć u brata ale niestety nie było u niego nikogo w domu więc pojechałem dalej. W Komornikach zauważyłem, że u kolegi na budowie stoi jego auto więc wpadłem na chwilę na bajerę i później uderzyłem już do domu. Stwierdziłem, że jak na powrót do żywych to 50 km będzie akurat tym bardziej, że jutro muszę znów ciągnąć w kieracie do wieczora.
Jadąc tak rozmyślałem ile to czasu uciekło mi i wymyśliłem, że z jazdą jest jak z facezbukiem - "nie jeździsz - nie żyjesz"
Pamiętam jak przeskoczyłem 1000 km to Elizium napisał mi, że on planuje taki przebieg mieć po pierwszym kwartale. Okazało się, że mam niewiele większy....a myślałem że będę już miał powyżej 2k - cóż czasem plany są tylko planami ;/
No i jechałem całą trasę na ciśnieniu 1,9 bar więc skala trudności była większa. A mówiła mama żeby sprawdzać co jakiś czas ciśnienie.
Nie rejestrowałem śladu więc tylko wyrysowana trasa.
Kategoria 50-100
moja pierwsza dwusetka a raczej 250 czyli jak umierałem kilka razy
-
DST
252.20km
-
Czas
11:20
-
VAVG
22.25km/h
-
VMAX
41.60km/h
-
Temperatura
6.0°C
-
Podjazdy
1675m
-
Sprzęt Czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po prawie tygodniu niejeżdżenia wybrałem się z Danielem na małą przejażdżkę. Plan był 200 km.
Zacząłem typowo. Pracowałem cały tydzień ostro więc nie miałem kiedy treningować się a na koniec wczoraj siedziałem u znajomych do godziny 2giej w nocy bo przecież spać nie muszę przed wyjazdem. Taka mała próba na Maraton Podróżnika jak się będzie jeździło niewyspanym. Poszedłem spać jakoś po 3ciej a o 6 obudziłem się. O 7:30 byłem umówiony z Danielem na stacji paliw w Lubinie.Jedziemy najpierw w stronę Rudnej a później do Grodowca. Przed Jerzmanową pierwszy fajny podjazd. Generalnie jedzie się super, bo jedziemy spokojnie. Po 40 km czuję się jak bym dopiero ruszył. Pierwszy postój po 80 km. Garmin pokazuje mi średnią 24 km/h. Wiatr dmucha cały czas na naszą niekorzyść i to z siła większą niże te prognozowane 3 km/h a do tego od Lubiatowa zaczyna targać mi rowerem. Na prom wjeżdżamy z rozpędu i od razu po wyjeździe pędzimy dalej, Pęka pierwsza setka. Drogi do Nowej Soli fajne bo odludne i pozbawione ruchu co zmienia się gdy wyjeżdżamy na starą trójkę. W Nowej Soli mały postój (20min) kanapka, hod-dog i kręcimy dalej. Solidny i wyczekiwany podjazd pojawia się wraz z tablica Kożuchów. W sumie 108m przewyższenia. Zaczynają mnie pobolewac kolana a pierwszy kryzys przychodzi w okolicach Nowego Miasteczka ponieważ pojawia się nieznośny ból pleców. Na szczęście chwilę później wiatr w końcu zaczyna nam sprzyjać i do stolicy czyli Przemkowa mimo 2ch odcinków paskudnej kostki jedzie się całkiem fajny. Na stacji uzupełniam zapasy wody i jedziemy wspólnie ostatnie 15-16 km. Rozstajemy się w Pogorzelicy. 4gotten zawraca do domu a ja pozostałe 25 km kręcę samotnie. Umieram ponownie w okolicach 200 km czyli w Szklarach Dolnych ale jakoś czołgam się do przodu. Pod górkę pod Oborą nagle odżywam ale nie pozwalam sobie na zbyt wiele i spokojnie z prędkością 10-11 km/h godzinę pnę się w stronę domu. Dojeżdżając do domu mam około 212 km i gdy zaczynają marznąć mi stopy i palce ponieważ temperatura zaczyna być w okolicach zera przypomniało mi się jak pewna grupa malkontentów marudziła mi pod tym wpisem, że odpuściłem sobie dokręcenie km ze względu na mały mróz dlatego zdecydowałem się dokręcić do 250 km a te 40 km zadedykować narzekaczom. Specjalnie dla Was drodzy malkontenci postanowiłem się zarżnąć w myśl powiedzenia mojego przyjaciela Marcina "Ja nie dam rady??".
To był błąd bo o ile pierwsze 10 km było spoko to dziury na drodze w okolicach Raszówki dobiły mnie totalnie i po prostu postanowiłem odpuścić 3 km i zaciśniętymi zębami zawróciłem do domu. Na domiar złego wyczerpał sie akumulator w latarce i musiałem go wymieniać ale o dziwo po wymianie jakby nowa energia wstąpiła nie tylko do latarki ale również we mnie i poprułem całkiem sensownie w stronę domu. Na tyle sensownie, że jeszcze dokręciłem do tych 250 km.
W domu nie miałem sił schować roweru ani się rozciągnąć ale zrobiłem jedno i drugie
Podsumowanie:
Moja pierwsza 250 w zyciu.
Czas jady 11 godz 20 minut
Czas postojów: 1 godz 5 minut
14 nowych gmin.
Zjedzonych 8 batonów, dwie kanapki i hot-dog.
Wypite 2,4 litra isostaru i 0,6 wody mineralnej
Jestem szczęśliwy i zadowolony z tego wyczynu
Niestety mój Garmin coś mi trasę sobie obciął i jest tylko trasa z Nowego Miasteczka. Będę musial nad tym popracować.
Reszta trasy pokrywa się z trasą Daniela - kliknij
Całość trasy wyrysowana na ridewithgps.com
Kategoria 200-300, Gminobranie
sobotnim wieczorem - pezekroczenie tysiąca w tym roku
-
DST
60.10km
-
Czas
02:17
-
VAVG
26.32km/h
-
VMAX
44.20km/h
-
Sprzęt Czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
Sobotnim wieczorem jakoś po 17tej ruszyłem na mały objazd okolicy. Jako że byłem zmęczony w założeniu miała to tylko być wizyta w Kochlicach i powrót. W Kochlicach zeszło chwilę bo oglądaliśmy skoki i z powrotem wyruszyłem dopiero przed 22gą ale wcześniej wpadłem na pomysł, że jak dokręcę do 60 km to będę miał pierwszy tysiąc w tym roku więc dokręciłem.
Generalnie było ciepło, jechało się fajnie - jechałem tak żeby się lekko zajechać i to dziś czuję bo wstałem rano strasznie połamany i nie wiem czy to siekiera czy rower :D
Trasa:
Kategoria 50-100
Zamiast walić tynki to trzaskałem kilometry
-
DST
62.80km
-
Czas
02:32
-
VAVG
24.79km/h
-
Temperatura
-2.0°C
-
Podjazdy
350m
-
Sprzęt Czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po czterech dniach niejeżdżenia nadarzyła się okazja żeby wskoczyć na rower i trochę pokręcić. Zmęczony tygodniem pracy nie miałem ochoty na sprinty ale chciałem się trochę rozruszać. Pierwsze 30 km jechałem ze szwagrem i siostrą - resztę nakręciłem sam. Trasa bardzo podobna jak niecały tydzień temu w sobotę. Niestety nie zauważyłem, że słabe baterie mam w Garminie i po 8 km się wyłączył więc śladu dziś nie będzie.
Miałem ochotę zrobić więcej km, gdy żegnałem się z siostrą i szwagrem miałem w planie wrócić do domu i pojechać w drugą stronę ale temperatura -2 stopnie trochę zmroziła mi stopy i stwierdziłem, że zjadę do domu.
Kategoria 50-100
Niedzielnym popołudniem
-
DST
107.40km
-
Czas
04:18
-
VAVG
24.98km/h
-
VMAX
51.70km/h
-
Temperatura
6.0°C
-
Podjazdy
545m
-
Sprzęt Czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po wczorajszym dobijaniu organizmu zastanawiałem się czy ruszyć dziś tyłek czy odpoczywać. Na szczęście ambicje wzięły górę i ruszyłem. Ustaliłem sobie trasę i już miałem ruszać gdy pod domem na rowerach zjawili się siostra i szwagier. W sumie założyłem sobie na dziś tempo w miarę rekreacyjne więc namówiłem ich na wspólną przejażdżkę. Wiedziałem, że za wiele ze mną nie pojadę bo to ich pierwszy wyjazd w tym roku ale chociaż kawałek .... Szwagier to nawet całkiem długo bo chyba 23 jechał ze mną a później zawrócił do domu, siostra trochę wcześniej odbiła w kierunku domowych pieleszy.
Jechało mi się bardzo fajnie - po 50 km wskoczyłem na chwilę do sklepu po batony i coś do picia i jechałem dalej. Niestety droga ze Ścinawy do Miłosnej do łata na łacie, rower tak podskakuje że ciężko się w siodle utrzymać o utrzymaniu kiery nie wspominam bo to ciągła walka. Na szczęście to tylko 15 km choć następne 12 km (do Karczowisk) wcale nie jest dużo lepsze. Zmęczyły mnie te km dosyć mocno.
W Kochlicach mały popasu u znajomych i co korba wyskoczy do domu.
Jechało się całkiem sympatycznie, specjalnie się nie spinałem. Ciepło i przyjemnie. Oby taka zima była do końca choć jak będzie zimniej to też nie będę narzekał. Zjadłem 3 batony, wypiłem 0,6 napoju no i co najważniejsze przejechałem w końcu więcej km w ciągu dnia niż eranis Co prawda dała mi fory o czym pisze w dzisiejszym wpisie ale co mi tam :P
Trasa:
aaa no i zrobiłem dziś jedno zdjęcie:
Kategoria 100-200
Po "treningu siłowym" postanowiłem się dobić
-
DST
80.30km
-
Czas
03:12
-
VAVG
25.09km/h
-
VMAX
40.00km/h
-
Temperatura
4.0°C
-
Podjazdy
228m
-
Sprzęt Czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś miał być dzień "treningu siłowego" czyli dzień cięcia i rzucania klockami drewna.
Jako, że do tej pracy było nas tylko dwóch to czekające nas metry sześcienne miały dostarczyć nam wrażeń na cały dzień. W sumie to dostarczyły bo po 6 godzinach pracy mieliśmy wykonane 2/3 pracy i postanowiliśmy odpuścić na zasadzie "w poniedziałek też jest dzień"
Mocno już styrany zjadłem obiad i postanowiłem zrealizować to co chodziło mi już po głowie od rana ..... zrobić 40 km tak żeby mieć w tym miesiącu przejechane 200 km no i co najważniejsze, żeby choć w jednym dniu mieć więcej przejechane od eranis, która miała mieć dziś dzień odpoczynku ale wyrolowała mnie i kręciła.
Będąc już na 38 km w związku z tym, że jechało mi się bardzo dobrze postanowiłem dołożyć sobie 15 km i skręciłem w Szklarach Górnych jeszcze raz w stronę Sobina, gdzie zawróciłem i pod wiatr skierowałem się do domu.
Dojeżdżając do domu (60km) stwierdziłem, że nadal jestem nie dobity i ostatnie 20 km zrobiłem po mieście.
Podsumowanie:
Płaska trasa
Zrobione bez przystanków poza wymuszonymi przez stopy lub światła
Wypite: 0,6 l izotonika i 0,6 l wody
Wyszła mi fajna średnia. Spojrzałem nawet na średnią na 50 km i było 27. Zdziwiło mnie to.
Ciekawe jak bardzo połamany będę jutro :)
Zdjęć oczywiście nie ma bo nie dość, że ciemno to jeszcze nie było kiedy robić :D
Trasa:
Kategoria 50-100
odcięcie po pracy
-
DST
63.40km
-
Czas
02:34
-
VAVG
24.70km/h
-
VMAX
46.00km/h
-
Temperatura
2.0°C
-
Podjazdy
414m
-
Sprzęt Czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tak w ramach odcinania się od pracy :
Trasa podobna jak na 19 stycznia z tym że pokonana w odwrotnym kierunku.
Nic za wiele nie napisze poza tym, że jechało mi się tak jakoś średnio
W sumie pokonane za jednym zamachem poza małą przerwą na 5 km
Wydawało mi się, że jadę niesamowicie wolno ale średnia nie wyszła jakaś specjalnie słaba
Muszę naprawić licznik ....
Trasa:
Kategoria 50-100
Dobry początek lutego
-
DST
100.30km
-
Czas
04:19
-
VAVG
23.24km/h
-
VMAX
58.90km/h
-
Temperatura
5.0°C
-
Podjazdy
654m
-
Sprzęt Czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nie wiem czy taki dobry bo nie dość, że turystyczne ze względu na odwiedzanie znajomych po drodze to jeszcze turystyczne tempo ze względu na wiatr. Momentami to z górki dawało się jechać aż kilkanaście km/h. Odcinek z Komornik do Tarnówka oraz druga część odcinka z Tarnówka do Rudnej to porażka. Po zadokowaniu w Orsku specjalnie oglądałem całość skoków (Stoch wygrał), żeby poczekać aż wiatr zelżeje. Niestety płonne me nadzieje, wmordewind nie dał za bardzo pojechać i powrót z Orska do Lubina dał mi nieźle popalić.
Mimo wszystko zadowolony jestem bo udało mi się wykręcić pierwszą setkę w lutym a do tego pobawić się moim nowym nabytkiem czyli 62s. Zaplanowałem sobie trasę i jak nigdy jechałem 1/3 trasy całkiem innymi drogami niż planowałem.
Trasa:
Kategoria 100-200
Zimowy wypad dla twardzieli - Dzień 3
-
DST
78.40km
-
Czas
03:50
-
VAVG
20.45km/h
-
VMAX
35.80km/h
-
Temperatura
-10.0°C
-
Podjazdy
483m
-
Sprzęt Czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
No i nastał poranek. Dzień Trzeci. Ostatni.
Budzik mieliśmy nastawiony wg czasu polskiego, żeby nie wstać za szybko ale i tak ponad 2h przed pobudką już wyglądałem jej jak stróże poranku. Biorąc pod uwagę dni poprzednie to tego dnia temperatura powietrza była bardzo wysoka- gdzieś w okolicach -15'C
Bywałem już na Litwie bodajże dwukrotnie (autem) i podobała mi się lecz tym razem jakoś nie wzbudziła mojej sympatii. Gdyby nie pagórki, których tego dnia pokonywaliśmy dziesiątki na niewielkim, kilkukilometrowym odcinku to można by się zanudzić na śmierć.
Po polskiej stronie polskie realia, szutrówka, po której nie da się za bardzo jechać bez kolców - z kolcami również bo doganiając Michała znajduję go wyłożonego pośrodku drogi. W rankingu prowadzę 4:1. Wynik pozostanie niezmienny już do końca.
Odwiedzamy znów Giby i zaprzyjaźnioną stację benzynową i krajówką co łańcuch przeskoczy udajemy się do Frącek gdzie odbijamy na szlak rowerowy wzdłuż Czarnej Hańczy. Kolejny typowo zimowy i krajobrazowy odcinek. Robimy kilka fotek i podziwiając piękno przyrody za cel obieramy sobie Wigry gdzie po "zwiedzeniu" klasztoru skracamy sobie drogą przez jezioro. Z początku pełni obaw wjeźdżamy na taflę ale po próbnych testach obciążeniowo-podskoczeniowo-tupnięciowych nabieramy pewności dodatkowo obserwując śmigające po jeziorze bojery, jeżdżącego quada oraz łowiących ryby mężczyzn. Przejazd przez jezioro to dla nas atrakcja jedyna w swoim rodzaju a cenna tym bardziej, że w ogóle nie planowana. Dzięki temu skracamy sobie drogę o parę km i po 12 km meldujemy się w McDonald'sie gdzie uzupełniamy kalorie i ładujemy telefon
W związku z tym, że wielu znajomych pytało się mnie o ubiór, w którym jechałem w tych warunkach przedstawiam mój strój. Nie jest to żaden profesjonalny ubiór i proszę nie traktować tego zestawienia jako wzoru tym bardziej, że macie do czynienia raczej z laikiem, który dopiero dosyć łapczywie nabywa umiejętności podróżowania na rowerze.
Nogi obute miałem w turystyczne buty zimowe z Decathlonu oraz dwie pary skarpet. Na siebie założyłem komplet bielizny termoaktywnej (góra plus dół), spodnie narciarskie, które kiedyś (10lat) pożyczyłem od szwagra a on w międzyczasie kupił sobie nowe (dzięki Łukasz), oraz kurtkę narciarską z Lidla. Na głowie miałem kominiarkę oraz jakąś zwykłą czapkę a na rękach dwie pary rękawic, cienkie plus narciarskie.
Tak ubrany raczej nie narzekałem na to, że mi zimno. Przez pierwsze km w dłonie i stopy było zimniej ale tak po 10-15 km wszystko było już ok.
O ciepło pod namiotem dbał śpiwór Cumulusa o limicie do -17. Również było cieplutko.
Podsumowanie:
Moja pierwsza zimowa wyprawka
Moja pierwsza wyprawka poza granicami kraju
W ciągu trzech dni złupiłem 14 gmin
Przejechaliśmy 267 km w znakomitej większości po typowo zimowych nawierzchniach
Wyjazd zakończył się pełnym sukcesem. Daliśmy rade na biwakach mimo dużych mrozów. Przejechaliśmy wiele km zimowych tras w typowo zimowej scenerii. Osobiście z tego wypadu wyciągnąłem wiele wniosków na temat sprzętu i ubrań, nauczyłem sobie radzić podczas dużych mrozów oraz potwierdziłem moje przekonanie, że w takich wypadach najważniejsze są chęci i dobre nastawienie do sprawy
Wielkie podziękowania dla Wilka za organizację całego wypadu i wszelką pomoc oraz wspólne kręcenie przez te trzy dni. Było OK i w przyszłości piszę się na kolejne takie wypady :)
Czarna Hańcza:
Mostek nad Czarną Hańczą
Kategoria 50-100, Gminobranie