Waskii prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2014

Dystans całkowity:1085.80 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:44:36
Średnia prędkość:24.35 km/h
Maksymalna prędkość:57.30 km/h
Suma podjazdów:6296 m
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:98.71 km i 4h 03m
Więcej statystyk

Pierwsze trzysta czyli trzy przełęcze w ramach przygotowań do MP

  • DST 330.00km
  • Czas 15:45
  • VAVG 20.95km/h
  • VMAX 56.20km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 3013m
  • Sprzęt Czołg
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 31 maja 2014 | dodano: 01.06.2014

Plan była taki: przed MP robimy trening "górski" hipotetyczną trasą MP wyznaczoną przez Wilka w razie gdyby Kórnik zwyciężył w plebiscycie na bazę maratonu. Kórnik jednak przegrał i trasa wyznaczona przez Michała leżała odłogiem a ja po cichu już od dawna liczyłem, że ją wykorzystam i zrobię pewnego wolnego dnia jej górską część no i nadejszła ta wiekompna chłila :)
Dla poglądu na sprawę załączam trasę, którą zaplanowałem zrobić:


Trasa obejmowała dwie przełęcze, Kowarską i Rędzińską więc jak dla mnie ambitnie. No i ta ilość przewyższeń stanowczo większa niż podczas moich codziennych przejażdżek w koło komina. Liczyłem również na to, że uda mi się pokonać swój rekord jednodniowy i dokręcić choćby już w pobliżu domu do 300. Kolejnym zaplanowanym sukcesem było pokonanie 1000 km w skali miesiąca - również mój debiut.
Jako, że warto czasem połączyć przyjemne z przyjemnym na wspólne kręcenie umówiłem się z Iloną. Mieliśmy spotkać się w Jeleniej Górze więc jako, że nie znałem do końca swoich możliwości pokonywania takich górek jak Kapela pod Jelenią Górą postanowiłem wyjechać szybciej tj gdzieś w okolicach 5:00. Liczyłem na te 80 km 4 godziny jazdy i godzinę zapasu.
Plany planami a wyjechałem jak zwykle spóźniony, tym razem o 40 minut.
Na początku jakoś specjalnie się nie wysilałem, czekając aż się mięśnie rozgrzeją. Jako, że niezbyt specjalnie lubię wojewódzką do Chojnowa (wąska, brak poboczy, duży ruch)  w Krzeczynie Wielkim odbiłem na równoległą drogę prowadzącą do Żabic, na której przez te kilka km nie wyprzedziło mnie ani jedno auto ale za to przy wjeździe do Górzycy sołtys asfalt zwinął i zalał wodą - pewnie myślał, że to fosa. Będę musiał z Radziem pogadać żeby nie robili mi takich numerów.
Później było tylko lepiej. Na wojewódzkiej ruch okazał się znikomy, asfalt ładny więc jechało się bardzo przyjemnie.
W Świerzawie stanąłem na sikustopa i okazało się, że całkiem dobrze mi idzie bo po 63 km mam średnią 25,3
Za Świerzawą pożegnałem się z blatem i rozpocząłem mozolne wspinanie się w stronę Jeleniej Góry. Na pierwszy rzut poszły mniejsze lub większe górki a większy problem sprawił mi podjazd w Janochowie, który wg znaku miał 11% na długości 1,5 km.
Później była Kapela niby 11% na 2,5 km ale jakoś bardzo lajtowo mi się wjeżdżało. Być może dlatego, że zdjąłem z siebie polar i nie zagotowałem się tak jak podjazd wcześniej.
Łysa Góra:


Zjazd do Jeleniej byłby jeszcze piękniejszy gdyby nie blokowała mnie ciężarówka z drewnem, która zjeżdżała 30 km/h. Na szczęści dogoniłem ją na końcu zjazdu ale blokowała mnie do samej JG.
W międzyczasie dostałem sms-a od Ilony, że trochę się spóźni ponieważ całkiem niechcący wybrała się przez Przełęcz Kowarską więc zdecydowałem, że nie będę czekał w umówionym miejscu tylko pojadę na spotkanie do Mysłakowic.
Oczywiście minęliśmy się w Mysłakowicach ponieważ do mnie nie doszedł sms, że czeka na mnie na przystanku a ona w tym czasie weszła do sklepu no i pojechałem sobie dalej w stronę Kowar - na szczęście tylko kilkaset metrów więc nie było problemów z zawarcaniem
Po małej pogawędce i oględzinach nowego roweru Ilony (odebrała go w czwartek a w piątek  do 3:30 przygotowywała do tego wyjazdu - szacun) jedziemy w stronę Przełęczy Kowarskiej. Za Kowarami jako, że ruch niewielki i jest pobocze jedziemy sobie i rozmawiamy i wtedy spotyka nas pierwsza atrakcja tego fajnego i ciekawego dnia. Wyprzedzający nas szanowny obywatel RP trąbi macha i gestykuluje a my na niego w ogóle nie zwracamy uwagi. Podjeżdża do nas swoim VW Golfem IV i mówi żebyśmy się zatrzymali na co nie reagujemy bo co on sobie może. Wymijamy go i jedziemy dalej. Za chwilę Obywatel znów nas wyprzedza z tym, że teraz jego pasażerka trzyma dziwnego lizaka (widziałem takie na budowie do kierowania ruchem) mówi, że jest policja i nakazuje się nam zatrzymać na co ja mówię że nie zatrzymujemy się przebierańcom i znów jedziemy dalej. Przepychanka trwa do zakrętu gdzie rzekomy Pan Policjant zatrzymuje auto na zakręcie stwarzając niebezpieczeństwo i nakazuje się nam zatrzymać, ja oczywiście nie reaguję tylko mówię żeby zadzwonił po kolegów mundurowych bo z nim nie będę gadał, jednak stanął na drodze Ilonie i musiałem się wrócić podyskutować z Przebierańcem. Zaczyna się pyskówka i udowadnianie kto ma rację ale trochę mnie koleś zagotował więc nawet jak to będzie prawdziwy policmajster to nie zamierzam mu odpuścić. Rozmowa wygląda mnie więcej tak:
Przebieraniec: Jak można jeździć rowerem?
Ja: Normalnie
P: Rowery muszą jeździć jeden za drugim bo to nie jest peleton
J:Mogą obok siebie
P:Nie moga
J:Mogą
P:Nie mogą
J: Proszę doczytać bo od 30 lat trochę się pozmieniało
P Nie mogą, proszę Dowód Osobisty
J: Nie mam ze sobą
P: to jak Pan jeździ bez uprawnień
J: Jeżdżę z uprawnieniami
P: Jeździ Pan bez
J: jestem na treningu i nie muszę mieć ze sobą DO
P: Musi Pan
J: Nie muszę, Pan musi doczytać
Pyskówka trwa w najlepsze a P zaczyna być coraz bardziej agresywny i coś czuję, że zaczynam przesadzać więc uderzam w nutę "na zgodę" Flaszki co prawda nie wyciągam ale zmieniam ton i mówię do P
J: Wie Pan, jeśli to Pana usatysfakcjonuje to mogę Panu obiecać, że już na samą górę wjedziemy rower za rowerem ok?
P widać chyba na to czekał bo wali jeszcze jakąś reprymendę i zaczyna wsiadać do samochodu a ja mu na zakończenie jeszcze mówię, żeby się podszkolił w przepisach przez co o mało znów nie wysiada i obiecując, że zaraz będzie wracał to sprawdzi czy jedziemy prawidłowo znika za zakrętem.
Wnerwił mnie trochę bo Ilona jechała po poboczu a ja po linii oddzielającej pobocze a koleś sobie cyrki robi stwarzając jeszcze większe niebezpieczeństwo.
Chwilę później od górę wyprzedzili nas prawdziwi Policjanci na motorach grzecznie czekając aż będzie miejsce na ten manewr a my za chwile jesteśmy już na przełęczy, gdzie rzucam luźną propozycję wjechania na Okraj a Ilona dziwnie ochoczo podchwytuje ten pomysł
Okraj już jest trochę cięższy od Kowarskiej ale jakoś dajemy radę - ale ona ma krzepę w nogach - nie mogę za nią nadążyć - na samej górze wyprzedza mnie o kilkadziesiąt metrów. Na dodatek żeby to zrobić wystarczyła jej średnia tarcza z przodu.  Ratunkuuuu kobieta mnie bije !!!!!
Na zjeździe zatrzymaliśmy się żeby zrobić zdjęcie z panoramą. Aparat ustawiliśmy na sakwie i my na zdjęciu jesteśmy ale panoramy brak :D Mała strata - panoramę jak ktoś chce zobaczyć może tam pojechać ale nas tam już nie zobaczy. No chyba, że znów tam pojedziemy.

Ponoć na przełęczy grasują groźne niedźwiedzie ale to nieprawda. :D

Po zjeździe z obu przełęczy zatrzymaliśmy się pod sklepem w celu zrobienia zakupów i uzupełnienia kalorii, gdzie spotkaliśmy fana rowerowania, który prawił komplementy Ilonie :)


Po uzupełnieniu zapasów porwaliśmy się na kolejną tego dnia przełęcz, Przełęcz Rędzińską. Ja wymiękłem jeszcze przy zabudowaniach bo tak się zasapałem, że musiałem się napić. Myślałem, że Ilona wytrzyma do samego końca ale z 200 metrów przed szczytem postanowiła na mnie poczekać (mimo, że dała by radę). Pewnie bała się, że gdzieś tam umarłem na dole :D
.

Od tego momentu jeśli chodzi o trasę to inicjatywę przejęła Ilona - prowadziła przez malowniczo położone tereny, gdzie nawet pawia mogłem zobaczyć, pojeździć po drogach szutrowych, kamienistych, błotnych itp. Pokazywała różne ciekawostki i wpadała na jeszcze ciekawsze pomysły. Jednym z nich było odwiedzenie miejscowości o bardzo wdzięcznej nazwie:


No może nie od zawsze ta nazwa była tak wdzięczna:



Od pewnego momentu trasę kombinowaliśmy tak żeby Ilona mogła po raz kolejny pobić swój rekord dobowy, który dotychczas wynosił 140 km.  O zmroku trafiliśmy nad Zalew Mietkowski gdzie w pierwotnie zaplanowane było nasze rozstanie. Ilona miała uderzyć przez Świdnicę do Wałbrzycha a ja przez Udanin, Malczyce Lubiąż do Lubina jednak ze względu na pewne okoliczności przyrody takie jak noc i nie tylko postanowiłem odprowadzić Ilonę do Wałbrzycha i szybkim tranzytem wrócić do domu. Tak też się stało. Krajową 35 popędziliśmy do Wałbrzycha gdzie w okolicach zjazdu na Zamek Książ rozstaliśmy się. Czekało mnie teraz żmudne kręcenie około 80 km do domu.
Niestety hihy i hahy się skończyły, była 23:20, zimno ciemno i do domu daleko. Założyłem więc skarpety do sandałków, takie grube kupione specjalnie na zimowy wypad dla twardzieli Proszę się nie śmiać to tegoroczna moda - weszła już na salony światowe tylko zaściankowa Polska jeszcze tego nie wie.
Taki obrót rzeczy miał jeszcze jeden wielki plus. Mogłem się sprawdzić jak będzie mi szła jazda w nocy po całodziennym wysiłku więc pierwsze co musiałem zrobić było znalezienie stacji paliw gdzie będę mógł przywrócić się do życia. Wiedziałem, że jest Orlen w Świebodzicach (mijaliśmy go jadąc do Wałbrzycha) ale byłem świadomy że zbliża się 23:30 gdy wszystkie Orleny są zamykane aż do północy. Kojarzyłem też Orlen w Strzegomiu tylko miałem lekkie obawy co do całodobowości ale nie mając innego wyjścia popędziłem w stronę Strzegomia. Całkiem nieźle mi się kręciło ale czułem, że potrzebuję kawy, ciepła i coś przekąsić. Dokładnie o 0:03 wpadłem na stację w Strzegomiu, która 15 sekund później otworzyła swe podwoje.
Na szybkiej kawie, kolacji (kanapki i kabanosy) i pogawędce z miejscową młodzieżą zeszło mi ponad 40 minut. W międzyczasie Ilona napisała smsa, że jest już w domu i dokręciła 3 km do 220 - no to rekord sobie wyśrubowała nieźle. :D jestem pełen podziwu dla niej.
Serdecznie pozdrawiam 3 chłopaków spotkanych na stacji, z którymi uciąłem sobie pogawędkę. Zaczęło się od tego, że jeden z nich czekał na kolegów robiących zakupy i zagadał skąd jadę i dokąd ile km zrobiłem. Wyrazów szacunku nie było końca a na dodatek dla "strudzonego podróżnika" znalazł się hot-dog. :-) Dzięki Panowie. Strzegom jest podzielony pomiędzy kibiców Śląska Wrocław i Zagłębia Lubin więc byłem bardzo ostrożny z deklaracjami mojego pochodzenia ale okazało się, że mimo, że  jeden z nich jest kibicem Zagłębia a drugi Śląska to są bardzo wyluzowani.
Fajnie się stało i gadało ale trzeba było ruszać żeby do 4 rano jakoś dojechać do domu. Reszta podróży upłynęła spokojnie mimo denerwujących mnie ujadających i biegających wzdłuż ogrodzeń psów. Mały kryzys miałem w Kochlicach ale potrzeba wymiany akumulatora w latarce pozwoliła na mały odpoczynek i już jakoś wciągnąłem się pod ostatnie pagórki.

Wnioski z wyjazdu są takie, że jazda nocna generalnie nie jest dla mnie straszną udręką mimo, że poprzedniej nocy spałem 3 godziny.
Kolano zaczęło pobolewać dopiero pod samym domem ale dało radę jeszcze olać je i kręcić normalnie.
Cel nie do końca został osiągnięty ponieważ zakładałem sponiewieranie maksymalne a po 6h snu wstałem jak nowo narodzony. Przełęcze sponiewierały mnie co prawda niesamowicie ale płaskie tereny a szczególnie powrót pozwoliły odpocząć. Z tego powodu myślę nad jeszcze jednym dłuższym wyjazdem we wtorek ale to tak max 200.
Gdybym w takim tempie jechał MP to nie mam żadnych szans

Gratuluję Ilonie życiówki, która ma tym większe jak dla mnie znaczenie, że nie została zrobiona z wiatrem na płaskim terenie ale w górach z pokonaniem czterech przełęczy (2xKowarska, Okraj i Rędzińska) na dodatek w większości stawiając czoła wiatrowi. Myślę, że spokojnie przy bardziej sprzyjających okolicznościach może atakować z powodzeniem trzysetkę. Jelona ma większą moc w nogach ode mnie i niesamowitą determinację więc przed nią same sukcesy w tej kategorii.
Dzięki wielkie Ilonie za wspólne kręcenie, fajnie spędzony dzień, poprowadzenie ciekawymi trasami i te wszystkie hihy i hahy, dobre pomysły i pogawędki na tematy różne i różniste. Gmin w tamtych rejonach zostało jeszcze wiele a jazdę po górach bardzo lubię więc mam nadzieję załapać się jeszcze na wspólne wojaże.

Co zjadłem i wypiłem to nie policzę ale ze smaczniejszych rzeczy to ryż z czymś dobrym :)
Poniżej trasa:





Kategoria 300-400, Gminobranie

miała być seta ale pięćdziesiątka z odrobiną wiatru i deszczu też jest OK

  • DST 50.80km
  • Czas 01:52
  • VAVG 27.21km/h
  • VMAX 40.70km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 208m
  • Sprzęt Czołg
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 29 maja 2014 | dodano: 29.05.2014

Zapowiadałem w komentarzach, że dziś będzie setka ale niestety pracy było więcej niż sobie zaplanowałem i wyjechałem dopiero po 20tej a nie chciało mi się kręcić kilometrów po nocy i w mżawce.
Pętelka z tych łatwiejszych. Tempo spokojne. Trochę zimna, deszczu i nudy
Trasa:


Kategoria do 50

kolejna setka w tym miesiącu ...

  • DST 102.10km
  • Czas 04:02
  • VAVG 25.31km/h
  • VMAX 48.20km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 440m
  • Sprzęt Czołg
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 26 maja 2014 | dodano: 26.05.2014

Coś ten miesiąc obfituje w setki - to chyba już 4ta w tym miesiącu
Wiatr wiał dzisiaj dosyć mocno więc pod wiatr trzeba było kłaść się na lemonde.
Standardowa pętelka na 50 km bardziej treningowo ze średnią około 27/28 a później resztę dla relaksu, ze szwagrem i siostrą.
No może poza ostatnimi 12toma km bo umówiłem się na telefon za 25 minut i zależało mi żeby zdążyć. Zdążyć nie zdążyłem ale i tak spełniłem założenie, że pod dwie ostatnie górki nie zejdę poniżej 20 km/h.
Jestem pełen podziwu dla Eweliny i Darka, że po wczorajszej setce znaleźli dzisiaj siły i chęci na kolejne 50 km.
Jak tak dalej pójdzie za rok pojedziemy razem w MP.
Zjadłem dwa batony, wypiłem ze dwa litry wody.
Trasa:


Kategoria 100-200

Rodzinny lajtowy wypad nad jezioro

  • DST 118.00km
  • Czas 04:46
  • VAVG 24.76km/h
  • VMAX 47.30km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 506m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 25 maja 2014 | dodano: 25.05.2014

Dziś był dzień debiutów i rekordów.
Po obiedzie i torcie urodzinowym mamy (doładowaniu kaloriami) wyruszyliśmy w kierunku Kunic w składzie dosyć rodzinnym czyli dwoje braci i siostra no i szwagier (wiadomo, że szwagier to nie rodzina)
Po kilkuletniej przerwie "debiut" miał mój brat. Przesmarowałem w jego rowerze łańcuch, on dopompował koła i pojechaliśmy.
Celem było Jezioro Kunickie gdzie umówiłem się z kolegą, na próbę zapasowego silnika w jego łodzi motorowej.
Nawet dosyć sprawnie poszło nam dotarcie i po 1,5h byliśmy na miejscu.
Trasa:


Zwodowaliśmy łódź i zaczęła się zabawa na wodzie. Zdecydowanie fajna zabawa. Próba zapasowego silnika zewnętrznego wypadła pomyślnie więc chwilę pokręciliśmy się na tym właściwym i nasze drogi się rozeszły.


Poniżej trasa z motrówki:
Niestety, Jezioro Kunickie to takie większe bajoro więc nie ma co za wiele na nim robić :(


Powrót zapowiadał się ciekawie ponieważ oznaczał rekordowo długą trasę szwagra i siostry czyli przekroczenie 100 km. Niestety drogę powrotną skróciliśmy sobie krajówką i u nich pod domem wyszło tych kilometrów 92 więc jako, że dokręcanie mamy we krwi Ewela nawet nie jęknęła gdy ze szwagrem zaproponowaliśmy dokręcanie. Wyszło 100,2 km
Wielkie gratulacje dla nich za pierwszą setkę w tym sezonie i w życiu a szczególnie dla Eweliny, której rowerem wg mnie najciężej się jeździ a osiągnęliśmy na całej trasie średnią zbliżoną do 24 km/h. Gratulacje należą się również Michałowi za jego pierwsze od lat kilometry. Pierwszy raz i od razu nakręcił ich 68.

Gdy rozstałem się z Eweliną i Darkiem zacząłem dokręcanie do 116 - tak dla równego rachunku, próbowałem też poprawić średnia i udało mi się o ponad 1 km/h.
Fajny wyjazd - oby takich więcej.



Kategoria 100-200

Jak to dobrze, że dni takie długie...

  • DST 50.90km
  • Czas 01:50
  • VAVG 27.76km/h
  • VMAX 41.80km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 145m
  • Sprzęt Czołg
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 22 maja 2014 | dodano: 22.05.2014

Dzisiaj miałem nie jeździć bo miałem dużo pracy ale tak wyszło, że skończyłem wcześniej to postanowiłem sobie odpocząć kręcąc
Po drodze zajechałem do siostry/szwagra i w ramach uzupełniania glikogenu w mięśniach zjadłem mu wszystkie draże i rodzynki w czekoladzie jakie były na stole :d Sorry szwagier.
Na koniec dokręcanie do 50tki :D
Miało być na spokojnie i było - na weekend trzeba wymyślić jakąś dłuższą trasę bo na MP padnę ;/

Trasa:


Kategoria do 50

100 na zakończenie dnia

  • DST 102.20km
  • Czas 03:47
  • VAVG 27.01km/h
  • VMAX 47.30km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 428m
  • Sprzęt Czołg
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 21 maja 2014 | dodano: 21.05.2014

W założeniu miała to być 100 ze średnią około 25 po najróżniejszych nawierzchniach.
Taka tez była. Do Orska nawierzchnia ładna, za Orskiem kawałek tragedii i później od Chobieni do Ścinawy też tragedia, nawet mały odcinek kostki się załapał.
Od Boraszyna do Dębna to super klimatyczna dróżka przez las. Super odgłosy, zwierzęta wyskakujące spod kół itp. Szkoda że już było ciemno bo pewnie by było jeszcze lepiej.
Od Ścinawy do Ręszowa znów tragiczna droga ale już później ok.
Poza pogawędką małą w Orsku postojów brak. Jakieś tam małe postoje na zjedzenie snickersa czy napicie się wody
Baton poszło 3 szt. Wody 2 litry.
Wpadła jedna gmina :D edit: jednak dwie :P

Trasa:


Kategoria 100-200, Gminobranie

Szybka 50tka na koniec dnia czyli pobicie roku 2013

  • DST 51.20km
  • Czas 01:43
  • VAVG 29.83km/h
  • VMAX 43.20km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 126m
  • Sprzęt Czołg
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 20 maja 2014 | dodano: 20.05.2014

W związku ze zbliżającym się MP postanowiłem zagęścić ruchy i mimo braku czasu wyskoczyłem sporo po 20tej na szybką 50tkę. Okazja była przeskoczyć rok 2013 pod względem zrobionych km więc nie mogłem sobie odmówić. Jako że godzina była późna a jak wiadomo po ciemku czasem mam trudności z dojechaniem do domu w jednym kawałku starałem się mocniej naciskać na platformy.

Trasa standardowa. Płaska. Jechało się fajnie. Zjadłem po drodze Snickersa, który jeździł ze mną ponad 200 km i trochę się zrobił plaskaty.
Poniżej trasa:



Kategoria do 50

Powrót po wypadku czyli test roweru, łydy, dłoni/nadgarstka i głowy

  • DST 47.50km
  • Czas 01:39
  • VAVG 28.79km/h
  • VMAX 41.70km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 221m
  • Sprzęt Czołg
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 19 maja 2014 | dodano: 19.05.2014

To miała być krótka przejażdżka w celu sprawdzenia czy rower nadaje się do jazdy oraz czy aby ręka oraz głowa nadają się na rower :D
W sumie krótka była bo 50 km nie przekroczyłem ale wyszło dosyć intensywnie jak na próbę za to wybrałem dosyć mało wymagającą trasę żeby nie przemęczać się za bardzo.
Rower jest OK, ręka już trochę gorzej, dłoń/nadgarstek dosyć mocno pobolewa po jakimś czasie i w większości jechałem na lemondce. Potestujemy ją jeszcze w  tym tygodniu ponieważ w życiu pozarowerowym wydaje mi się, że jest coraz lepiej. Głowa zaczęła mnie boleć po około 35 km i pobolewa do teraz. Hmmmm.
Generalnie jestem zadowolony i mam nadzieję, że będzie tylko lepiej.
Śladu nie mam bo miało być max 10 km. Trasa zrobiona za jednym zamachem.




Kategoria do 50

Najpierw treningowo, później emerycko a na koniec wypadek

  • DST 129.10km
  • Czas 05:23
  • VAVG 23.98km/h
  • VMAX 54.70km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 559m
  • Sprzęt Czołg
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 9 maja 2014 | dodano: 10.05.2014

Najsamprzód 45 km z średnią 27 km/h a następnie reszta w tempie rekreacyjnym :)
Na koniec, gdzieś na 120 km, w celu uniknięcia kolizji z pojazdem silnikowym zwanym samochodem zjechałem przednim kołem na pobocze i fiknąłem solidnego koziołka. Zdarte trochę twarzy rąk i nóg. Żyję ale boli mnie głowa, szczęka, ręce i nogi. Mam nadzieję że na tych obdarciach się skończy.

Poniżej trasa. Coś więcej opisu później bo nie mam siły



Kategoria 100-200

W czasie pracy - powtórka wczorajszej trasy

  • DST 52.00km
  • Czas 01:52
  • VAVG 27.86km/h
  • VMAX 57.30km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 325m
  • Sprzęt Czołg
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 5 maja 2014 | dodano: 05.05.2014

Spojrzawszy na prognozy i chcąc sobie przedłużyć weekend postanowiłem w czasie pracy powtórzyć wczorajszą pętelkę. Poprawiłem mocowanie lemondki, żeby mi nie zjeżdżała, uzbroiłem się w wodę mineralną i pomknąłem połknąć te marne 50 km.
Prognozy mówiły o wietrze 1 m/s ale był chyba ciut większy natomiast kierunek zmienił się tak, że przez pierwsze 35 km przeszkadzał mniej niż wczoraj ale też mniej pomagał na ostatnich 15. Ogólnie wiało sporo mniej przez co i pewnie lepsza średnia niż wczoraj

Tak prezentuje się teraz rower z lemondką:

a tak kokpit


no i trasa z dziś:


Kategoria 50-100