Waskii prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w kategorii

100-200

Dystans całkowity:6393.21 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:276:21
Średnia prędkość:23.13 km/h
Maksymalna prędkość:70.90 km/h
Suma podjazdów:37610 m
Liczba aktywności:47
Średnio na aktywność:136.03 km i 5h 52m
Więcej statystyk

seta z Waldkiem

  • DST 100.50km
  • Czas 04:06
  • VAVG 24.51km/h
  • VMAX 53.90km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 593m
  • Sprzęt Czołg
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 11 października 2014 | dodano: 09.11.2014

Z Waldkiem zrobiliśmy małe kółko z dosyć fajną ilością przewyższeń
Dla Waldka to był chyba rekord trasy w czasach nowożytnych :)



Kategoria 100-200

Maraton na pieszo i rowerem dookoła Lubina

  • DST 116.00km
  • Czas 05:57
  • VAVG 19.50km/h
  • VMAX 65.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 771m
  • Sprzęt Czołg
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 30 sierpnia 2014 | dodano: 03.09.2014

Po czterech dniach przerwy od kręcenia (we wtorek o 5 rano ukończyłem BBtour czyli 1008 km non stop) umówiony byłem na Maraton Pieszo i Rowerem Dookoła Lubina o długości na dystansie 110 km. Nie do końca wypoczęty po BBT a do tego jak zwykle pracując do ostatniej chwili średnio zapatrywałem się na jazdę z wypoczętymi kolegami z ZZS Florian PSP, bo takie barwy tym razem reprezentowałem. Do naszego zespołu postanowił dołączyć również mój szwagier, który co prawda nie miał opłaconego wpisowego ale kto zabroni mu jechać z nami na trasie.
Jeszcze w piątek umówiliśmy się na start gdzieś tam chwilę przed 9 więc szwagier był u mnie już przed 8mą i czekaliśmy na sygnał gdy Mariusz z Ernestem będą wyjeżdżali z Polkowic. Jak to zwykle bywa trochę obsunął im się wyjazd więc mieliśmy jeszcze czas na wizytę w piekarni i konsumpcję.
Specjalnie nie zaopatrywałem się w batony czy inne przekąski tym bardziej, że postanowiłem jechać na bardzo lekko bo miały być dwa punkty żywieniowe na trasie. Do tego zdjąłem lemondkę i bagażnik z roweru i do podsiodłówki zapakowałem tylko dętkę i łyżkę oraz "kurtkę" przeciwdeszczową. Okazało się, że brak zapasów nie był dobrym pomysłem ale o tym później.

Po długim wyczekiwaniu na chłopaków w okolicach RCS-u (to taka nowa lanserska nazwa OSIRu) ruszyliśmy zarejestrować się na starcie. Okazało się, że Darek również może startować legalnie wpłacając wpisowe więc opłacił i na starcie o 9:30 wyglądaliśmy mniej więcej tak:

Od lewej na pierwszym planie : Ernest, Mariusz, ja, Andrzej, Darek, Grzesiek

Pierwszy etap do PK 0 w Szklarach Górnych to jazda po asfalcie, która mija na dokazywaniu co silniejszych i komentowaniu tego przez starszych i słabszych.
Po zdobyciu pieczęci na PK 0 zaczynamy jazdę czerwonym szlakiem dookoła Lubina w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Zasadniczo nie ma obowiązku jazdy szlakiem. Można jechać każdą możliwą drogą pod warunkiem, że zdobędzie się wszystkie potrzebne pieczątki ale my postanawiamy całą drogę trzymać się szlaku aby bardziej dostać w kość i mieć satysfakcję z pokonania dystansu w terenie.
Jak zwykle na rower wsiadam w biegu, lemondkę i bagażnik demontując przed samym wyjściem z domu i dopiero zjeżdżając w stronę RCSu przypominam sobie, że nie posiadam w ogóle tylnego hamulca a przedni jest na wykończeniu. No cóż będę musiał sobie bez tego tylnego poradzić bo w końcu mam jechać nie hamować ale tak sobie myślę, że hamulcowanie przednim na zjazdach gdzie będzie dużo piasku może nastręczać małych problemów. Czy jest ktoś, kto potrafi sobie bardziej komplikować proste rzeczy niż ja ? Obawiam się, że nie . W sumie to już na ostatnim PK w czasie BBT (Ustrzyki Dolne) zakomunikowałem Wojtkowi Lesiowi, który sprawdzał moje hamulce i zdziwił się, że praktycznie ich nie ma, że znając siebie to jeszcze nie jedną setkę zrobię zanim wymienię. Grunt to znać swoje wady i nie czarować się, że będzie inaczej :D
Droga do Góry Wędrowca to kolejna dominacja najsilniejszych czyli Grześka i Darka. To pod ich dyktando stare dziadki (Mariusz, Ernest i ja) dysząc, świszcząc i wykrzykując swoje oburzenie dojeżdżają na miejsce. Andrzej po prostu rozsądnie jedzie w zapodanym tempie nie wyrywając się ani nie protestując. Na tym PK spotykamy Krystiana, który wyjechał już sporo przed nami ale zanim dotarł tutaj to zdążył zrobić 30 km. My mamy zrobione 15 więc sporo się chłopak nabłądził. Przygarniamy go i w dalszą drogę ruszamy już w siódemkę. Tutaj mała dygresja na temat rowerów. Jak zwykle jadę na rowerze, który zbytnio nie pasuje do profilu trasy czyli na trekingu. Reszta ujeżdża MTB więc kontent przyjmuję obecność Krystiana na .... przełajówce. Teraz jest nas dwóch na porównywalnych rowerach.

Na Górze Wędrowca.

Na następnym PK spotykamy Jacka, który wyruszył jakiś czas przed nami co świadczy o naszym sporym tempie. Gratuluje mi ukończenia BBT. Dziękuję. Szybka pieczątka i lecimy dalej. Chłopaki jakby się uparli, żeby urwać Jacka i jego kolegę bo dają ostro i czasem się zastanawiam ile czasu jeszcze minie zanim urwą mnie.
Pierwsza okazja do wytchnienia to okolice Raszowej, gdzie Darek łapie kapcia i przy wydatnej pomocy Krystiana i jego łatek załatwiamy sprawę. Co dziwne stoimy tam dosyć długo i nikt nas nie wyprzedza a wiemy, że po piętach dosyć mocno deptała nam wypasiona ekipa z CCC oraz kilkunastu niezrzeszonych. Widać na tym przykładzie, że jednak demon prędkości i czasu przejazdu zapanował wśród uczestników i cisną szosą ile wlezie. W sumie fajna taka dowolność ale nie można się porównywać z innymi.  Może to dobrze ???

Pierwsza guma.

Na nas też ma wpływ ten demon bo najpierw w Miłoradzicach cisnąc gubimy szlak i musimy się wracać a chwil kilka później mijamy PK spiesząc się na punkt żywieniowy w Gogołowicach. Na punkcie żywieniowym ogromy "wypas", którego nawet na BBT nie doświadczyłem. Jest woda. Tylko woda. Ponoć było bogato ale poprzednicy wszystko zjedli. Nie wiem po co płaciliśmy po 60 pln za uczestnictwo. 1.5 litra wody kosztuje nieporównywalne mniej. Przykre jest to, że organizator nie potrafi zapanować nad tym aby każdy dostał to co mu się należy. Przykre tym bardziej, że większość kasy, którą mieliśmy ze szwagrem wydaliśmy na jego wpisowe. No cóż przyjdzie jechać na głodniaka tylko nie wiem jak to się skończy gdy zapasy glikogenu we krwi się wyczerpią. Zostanie jeszcze brak rozsądku w głowie, na którym to braku można jeszcze parę km zrobić.
Niestety po uczcie składającej się z wody i wody musimy wrócić na PK po pieczątkę więc morale spada a wnerw w niczym nie pomaga. Na szczęście Mariusz dzieli się ze mną "EPO" więc chociaż w bidonie mam na bogato.
Wyjeżdżając z Gogołowic miejscowi ostrzegają nas, że wszyscy omijają tą część szlaku ponieważ trzeba jechać po polu a następnie nosić rowery po rowach ale nic sobie z tego nie robimy i ciśniemy  uzupełniając kalorie gruszkami.

Pokonanie rowu.

Niestety po pokonaniu tego urozmaiconego odcinka i przeskoczeniu rowu "łapiemy" następnego kapcia. Ty razem w Krystiana przełaju. Zastanawia się czy naprawiać czy wymienić na nową dętkę i postanawia naprawić nową zostawiając na później. Chyba podjął złą decyzję ponieważ kilka km dalej znów musimy stanąć w tym samym celu. Tym razem wymienia dętkę i jest to nasz ostatni przymusowy postój. Podczas przeskakiwania przez rów odzywa się kontuzjowane podczas BBT ścięgno achillesa. Znaczy się ono cały czas się odzywa bez względu na to czy chodzę czy jadę ale spieszyłem się dosyć mocno aby zrobić zdjęcie gdy reszta grupy będzie się przedzierała przez rów i trochę niefortunnie postawiłem stopę mocno pod górkę i coś strzykło i chrupło mi w ścięgnie i podczas jakiegokolwiek ruchu stopą muszę zaciskać zęby.
Na tym postoju dzielę się z Ernestem glukozą, którą Mariusz przezornie zabrał ze sobą :D

Naprawa kapcia nr 2

Kolejny PK to parking leśny w okolicach Siedlec, gdzie wyskrobujemy resztki kasy z Darkiem i kupujemy po kiełbasce oraz litr coli. Gdyby nie ta kiełbaska to myślę, że ciężko by było u mnie z siłami.
Chłopaki chyba mają ze sobą jakieś lepsze EPO bo co jakiś czas, któryś wyskakuje do przodu z taką siłą, że tłumaczy to tylko i wyłącznie naszprycowanie się jakimś specyfikiem. Przykładowo, w pewnym momencie Ernest dostaje tak końskiej siły, że wszyscy ledwo dyszą próbując mu dotrzymać tempa. Nawet Darek i Grzesiek, którzy dotychczas prowadzili i byli nie do zajechania jadą zachowawczo w środku stawki. Muszę z nimi pogadać co biorą i czy po tym nie widzą słoni i gąsienic ani czy nie kłócą się w ich pobliżu dwie Mariole (gąsienice na BBT widział Szczepan, dwie Mariole kłóciły się w głowie Ola, słonie to nie pamiętam kto widział)
W Mlecznie czeka na nas Radek, który pewnie sporo się wynudził zanim dojechaliśmy. Robimy małe zakupy w sklepie (woda+batony) i polami lasami lecimy dalej. Po przecięci drogi Lubin-Rudna pojawia się wiele piasków gdzie wywrotkę zalicza Mariusz a ja momentami ledwo sobie radzę na moich skromnych 1,5 calowych oponach. Naszym celem jest Wenus, gdzie rowery wprowadzamy a tylko nielicznie zjeżdżają. Może i bym się pokusił o zjazd ale gdybym miał oba hamulce. Chociaż i tak to cienko widzę.

Na Wenus.

Następny PK to punkt żywieniowy. Nie spodziewam się w sumie na nim niczego więcej niż na poprzednim ale ku mojemu zaskoczeniu zostało tutaj jeszcze trochę bułek choć wody nie za wiele. Bardzo dziękuję obsłudze za poratowanie mnie prywatnym Poweradem. Ponoć ratującą była siostra prezesa STP. Tym jakże szlachetnym uczynkiem prawie zmazała winy STP w kwestii żywienia. Na dodatek dopinguje nas informacją, że na mecie czekają na nas żurek i pierogi, których nie zabraknie gdyż wydawana jest jedna porcja na uczestnika.
Po Żelaznym Moście czeka nas jazda po zrębie, która mimo ostrzeżeń Mariusza i Ernesta jest całkiem fajna oraz zdobycie najwyższego punktu w okolicy czyli Ostrzycy (223m n.p.m.), które to poszło całkiem zgrabnie.Pamiątkowa fota i lecimy dalej. Z górki w sumie i po płaskim więc szybko pojawiamy się na PK8 a następnie w stronę mety kierujemy się czarnym szlakiem, na  którym grasuje mobilny PK i wlepia pieczątkę, bez której na wspomnianej mecie nie będzie żarełka.

Ostrzyca. W tle wieża obserwacyjna.

Meta jest tam gdzie start czyli na lodowisku a dokładniej torze do jazdy szybkiej. Robimy rundę honorową, wspólne zdjęcie a następnie dekoracja medalowa. Po weryfikacji naszych kart otrzymujemy jedzonko i rozsiadamy się wygodnie pod parasolami.

Trochę się ubrudziłem:


Bardzo fajnie spędzona sobota na towarzyskiej jeździe bez większej napinki chociaż czasem miałem wrażenie, że napinamy się ale to pewnie przez zmęczenie po BBT. Podczas jazdy trochę opowiadałem chłopakom o BBT i jak by nie było trochę zapalili się do takiej jazdy więc ustaliliśmy, że startujemy w przyszłym roku w Pierścieniu Tysiąca Jezior, w którym do przejechania jest 600 km. Miałem startować  w tym roku ale nie ułożyło się wszystko tak jak bym chciał więc tym bardziej będzie fajnie gdy pociśniemy razem.
Maraton Pieszo i Rowerem Dookoła Lubina to fajna miejscowa inicjatywa STP Wędrowiec, która z roku na rok przyciąga coraz więcej uczestników i to nie tylko miejscowych bo część trasy jechał z nami człek z Piaseczna i starszy pan z Tychów. Dystans 100 km pieszo pokonał 80 letni lubinianin a na przeciwnym biegunie byli uczestnicy mający po 11 lub 12 lat.
Jedynym minusem były te punkty żywieniowe, które fajnie by było żeby organizator ogarnął bo jeśli startować można od 6 do 10 to wypadło by aby zabezpieczył żywienie dla tych, którzy startują później.

Trasa:


Kategoria 100-200

10% BBT czyli ostatnia przejażdżka przed maratonem

  • DST 100.80km
  • Czas 03:56
  • VAVG 25.63km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 600m
  • Sprzęt Czołg
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 17 sierpnia 2014 | dodano: 17.08.2014

Dziś postanowiłem ostatni raz pojeździć przed BBTourem
Zmęczony byłem tygodniem pracy więc nie wysilałem się zbytnio i zaplanowałem małą pętelkę przez Rudną, Borek, Orsk do Lubina
W Rynarcicach dołączył do mnie Waldek i pomknęliśmy dalej ale zamiast jechać przez Borek skręciliśmy na Pęcław z tym, że później niechcący skróciliśmy sobie drogę skutkiem czego na koniec musiałem dokręcać do 100
Od Trzęsowa do Lubina fantastyczny wmordewind zmasakrował nas niczym Mors Gilczarowską  
Mam nadzieję , że takiego wiatru nie będzie na BBT.
Później wizyta na Kruczej gdzie koledzy grali w piłkę. W związku z tym że Jarecki założył mi Fanpejdża na FB to od razu padły pytania o BBT - co jak kiedy dlaczego i po co. Po co to ja sam nie wiem.......
No i dokręcanie coby było te 100 km
Gdyby ktoś miał jeszcze wątpliwości to informuję, że pojadę Czołgiem

Ślad niestety dopiero od 22 chyba km bo jakoś się mi kliknęło w domu żeby nie szukał satelit.


Kategoria 100-200

drugi dzień a Ona już daje się we znaki ale jakoś się dotrzemy ....

  • DST 110.40km
  • Czas 03:52
  • VAVG 28.55km/h
  • VMAX 58.10km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Podjazdy 625m
  • Sprzęt Czarnula
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 6 lipca 2014 | dodano: 07.07.2014

Nastał poranek i dzień drug ....
No dobra, nie poranek tylko tak naprawdę wieczór ponieważ na drugi dzień testów szosy ruszyłem dopiero około 17tej w większości z przyczyn towarzysko konsumpcyjnych ale też celowo zwlekałem ze względu na pogodę. Nie dość, że było gorąco to jeszcze duszno.
Tym razem postanowiłem zrobić standardową pętelkę i Kochlice
Ogólnie nie jechało mi się zbyt dobrze bo coś szybko się męczyłem to pewnie przez duchotę, gdzieś w połowie pętli stanąłem żeby podnieść trochę siodełko ponieważ wydawało mi się, że mam je za nisko.
Po 50 km doszedłem do wniosku, że to siodełko się dla mnie nie nadaje ponieważ moje szanowne 4 litery czują się na nim mało komfortowo a do tego jeśli tyłek boli po 50 km to coś musi być nie tak.
Nie wiem czy to tylko zmiana pozycji i muszę się przyzwyczaić czy może jestem zbyt mocno rozciągnięty ale dosyć mocno napierają mnie plecy. Znaczy się zbyt mocno rozciągnięty to chyba jestem bo bolą mnie ręce a ulgę daje przeniesienie ich trochę bliżej. Mostek mam bardzo długi (12cm) więc będzie co skracać.
No i coś z tym przednim kołem muszę zrobić bo pstrykania jest już jakby więcej. No nic - mam na to cały tydzień a w razie czego jeździć mam czym więc może i więcej czasu.

Macie jakieś sugestie na te tematy ?

Trasa:


Kategoria 100-200

kolejna setka w tym miesiącu ...

  • DST 102.10km
  • Czas 04:02
  • VAVG 25.31km/h
  • VMAX 48.20km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 440m
  • Sprzęt Czołg
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 26 maja 2014 | dodano: 26.05.2014

Coś ten miesiąc obfituje w setki - to chyba już 4ta w tym miesiącu
Wiatr wiał dzisiaj dosyć mocno więc pod wiatr trzeba było kłaść się na lemonde.
Standardowa pętelka na 50 km bardziej treningowo ze średnią około 27/28 a później resztę dla relaksu, ze szwagrem i siostrą.
No może poza ostatnimi 12toma km bo umówiłem się na telefon za 25 minut i zależało mi żeby zdążyć. Zdążyć nie zdążyłem ale i tak spełniłem założenie, że pod dwie ostatnie górki nie zejdę poniżej 20 km/h.
Jestem pełen podziwu dla Eweliny i Darka, że po wczorajszej setce znaleźli dzisiaj siły i chęci na kolejne 50 km.
Jak tak dalej pójdzie za rok pojedziemy razem w MP.
Zjadłem dwa batony, wypiłem ze dwa litry wody.
Trasa:


Kategoria 100-200

Rodzinny lajtowy wypad nad jezioro

  • DST 118.00km
  • Czas 04:46
  • VAVG 24.76km/h
  • VMAX 47.30km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 506m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 25 maja 2014 | dodano: 25.05.2014

Dziś był dzień debiutów i rekordów.
Po obiedzie i torcie urodzinowym mamy (doładowaniu kaloriami) wyruszyliśmy w kierunku Kunic w składzie dosyć rodzinnym czyli dwoje braci i siostra no i szwagier (wiadomo, że szwagier to nie rodzina)
Po kilkuletniej przerwie "debiut" miał mój brat. Przesmarowałem w jego rowerze łańcuch, on dopompował koła i pojechaliśmy.
Celem było Jezioro Kunickie gdzie umówiłem się z kolegą, na próbę zapasowego silnika w jego łodzi motorowej.
Nawet dosyć sprawnie poszło nam dotarcie i po 1,5h byliśmy na miejscu.
Trasa:


Zwodowaliśmy łódź i zaczęła się zabawa na wodzie. Zdecydowanie fajna zabawa. Próba zapasowego silnika zewnętrznego wypadła pomyślnie więc chwilę pokręciliśmy się na tym właściwym i nasze drogi się rozeszły.


Poniżej trasa z motrówki:
Niestety, Jezioro Kunickie to takie większe bajoro więc nie ma co za wiele na nim robić :(


Powrót zapowiadał się ciekawie ponieważ oznaczał rekordowo długą trasę szwagra i siostry czyli przekroczenie 100 km. Niestety drogę powrotną skróciliśmy sobie krajówką i u nich pod domem wyszło tych kilometrów 92 więc jako, że dokręcanie mamy we krwi Ewela nawet nie jęknęła gdy ze szwagrem zaproponowaliśmy dokręcanie. Wyszło 100,2 km
Wielkie gratulacje dla nich za pierwszą setkę w tym sezonie i w życiu a szczególnie dla Eweliny, której rowerem wg mnie najciężej się jeździ a osiągnęliśmy na całej trasie średnią zbliżoną do 24 km/h. Gratulacje należą się również Michałowi za jego pierwsze od lat kilometry. Pierwszy raz i od razu nakręcił ich 68.

Gdy rozstałem się z Eweliną i Darkiem zacząłem dokręcanie do 116 - tak dla równego rachunku, próbowałem też poprawić średnia i udało mi się o ponad 1 km/h.
Fajny wyjazd - oby takich więcej.



Kategoria 100-200

100 na zakończenie dnia

  • DST 102.20km
  • Czas 03:47
  • VAVG 27.01km/h
  • VMAX 47.30km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 428m
  • Sprzęt Czołg
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 21 maja 2014 | dodano: 21.05.2014

W założeniu miała to być 100 ze średnią około 25 po najróżniejszych nawierzchniach.
Taka tez była. Do Orska nawierzchnia ładna, za Orskiem kawałek tragedii i później od Chobieni do Ścinawy też tragedia, nawet mały odcinek kostki się załapał.
Od Boraszyna do Dębna to super klimatyczna dróżka przez las. Super odgłosy, zwierzęta wyskakujące spod kół itp. Szkoda że już było ciemno bo pewnie by było jeszcze lepiej.
Od Ścinawy do Ręszowa znów tragiczna droga ale już później ok.
Poza pogawędką małą w Orsku postojów brak. Jakieś tam małe postoje na zjedzenie snickersa czy napicie się wody
Baton poszło 3 szt. Wody 2 litry.
Wpadła jedna gmina :D edit: jednak dwie :P

Trasa:


Kategoria 100-200, Gminobranie

Najpierw treningowo, później emerycko a na koniec wypadek

  • DST 129.10km
  • Czas 05:23
  • VAVG 23.98km/h
  • VMAX 54.70km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 559m
  • Sprzęt Czołg
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 9 maja 2014 | dodano: 10.05.2014

Najsamprzód 45 km z średnią 27 km/h a następnie reszta w tempie rekreacyjnym :)
Na koniec, gdzieś na 120 km, w celu uniknięcia kolizji z pojazdem silnikowym zwanym samochodem zjechałem przednim kołem na pobocze i fiknąłem solidnego koziołka. Zdarte trochę twarzy rąk i nóg. Żyję ale boli mnie głowa, szczęka, ręce i nogi. Mam nadzieję że na tych obdarciach się skończy.

Poniżej trasa. Coś więcej opisu później bo nie mam siły



Kategoria 100-200

niedzielne wieczorne kręcenie

  • DST 101.00km
  • Czas 04:19
  • VAVG 23.40km/h
  • VMAX 45.10km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 599m
  • Sprzęt Czołg
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 27 kwietnia 2014 | dodano: 27.04.2014

Po wczorajszej ciężkiej pracy fizycznej miałem w ogóle nie jeździć. Rano ciężko mi było podnieść do ust kubek z kawą, ledwo zszedłem po schodach żeby się tej kawy napić i w ogóle ledwo żyłem. Po południu pojechałem ze szwagrem do sklepu popilnować mu roweru przed wejściem jak będzie robił zakupy i stwierdziłem, że jadę dalej z nimi bo całkiem fajnie się jedzie.
Pojechalim. Pętlę jak przedwczoraj. Wróciłem do domu i postanowiłem dokręcić ..... prawie, że drugie tyle.
Jechało się różnie ale pewnie przez to, że jednym paliwem była woda mineralna w ilości 1 litr
Średnia emerycka :D



Kategoria 100-200

Niedzielnym popołudniem

  • DST 107.40km
  • Czas 04:18
  • VAVG 24.98km/h
  • VMAX 51.70km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 545m
  • Sprzęt Czołg
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 9 lutego 2014 | dodano: 09.02.2014

Po wczorajszym dobijaniu organizmu zastanawiałem się czy ruszyć dziś tyłek czy odpoczywać. Na szczęście ambicje wzięły górę i ruszyłem. Ustaliłem sobie trasę i już miałem ruszać gdy pod domem na rowerach zjawili się siostra i szwagier. W sumie założyłem sobie na dziś tempo w miarę rekreacyjne więc namówiłem ich na wspólną przejażdżkę. Wiedziałem, że za wiele ze mną nie pojadę bo to ich pierwszy wyjazd w tym roku ale chociaż kawałek .... Szwagier to nawet całkiem długo bo chyba 23 jechał ze mną a później zawrócił do domu, siostra trochę wcześniej odbiła w kierunku domowych pieleszy.
Jechało mi się bardzo fajnie - po 50 km wskoczyłem na chwilę do sklepu po batony i coś do picia i jechałem dalej. Niestety droga ze Ścinawy do Miłosnej do łata na łacie, rower tak podskakuje że ciężko się w siodle utrzymać o utrzymaniu kiery nie wspominam bo to ciągła walka. Na szczęście to tylko 15 km choć następne 12 km (do Karczowisk) wcale nie jest dużo lepsze. Zmęczyły mnie te km dosyć mocno.
W Kochlicach mały popasu u znajomych i co korba wyskoczy do domu.

Jechało się całkiem sympatycznie, specjalnie się nie spinałem. Ciepło i przyjemnie. Oby taka zima była do końca choć jak będzie zimniej to też nie będę narzekał. Zjadłem 3 batony, wypiłem 0,6 napoju no i co najważniejsze przejechałem w końcu więcej km w ciągu dnia niż eranis Co prawda dała mi fory o czym pisze w dzisiejszym wpisie ale co mi tam :P

Trasa:


aaa no i zrobiłem dziś jedno zdjęcie:


Kategoria 100-200