Waskii prowadzi tutaj blog rowerowy

Kolejne bicie rekordu :)

  • DST 300.50km
  • Czas 14:58
  • VAVG 20.08km/h
  • VMAX 44.70km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 2048m
  • Sprzęt Czołg
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 15 czerwca 2014 | dodano: 16.06.2014

Zdziwieni, że nie ma nic więcej niż 512 km ?  No tak, nie dopisałem jakiego rekordu było bicie.
Dwa tygodnie temu gdy śrubowałem swój rekord do 330 km, moja towarzyszka rowerowej niedoli z tego dnia czyli Jelona pobiła swój życiowy rekord kręcąc 220 km i na drugi dzień gdy tworzyłem wpis umówiliśmy się, że tydzień po MP zrobimy kolejne bicie jej rekordu tym razem tak, żeby była trójka z przodu.
Dzień przed planowaną jazdą widziałem to raczej cienko, Ilona w tygodniu miała dwie albo trzy nieprzespane noce, ja nie mniej zmęczony, prognozy niesprzyjające raczej, no ale w myśl powiedzenia "jak nie my to kto? jak nie jutro to kiedy?" postanowiliśmy, że nie ma co zmieniać planów a na dodatek Ilona wyszperała, że pogoda nie będzie taka zła bo dopiero wieczorem ma popadać (ja takiej nie widziałem ale niech jej będzie).
Budzik zatarabanił o 4:15 po 3h snu. Zawsze "zapomnę" się wyspać przed dłuższymi trasami, nie wiem skąd ta przypadłość. Zrobiłem kanapki (cały chleb - będzie z 500g) i spakowałem sakwę a wszystko to wraz z rowerem do auta po czym oddaliłem się w kierunku Wałbrzycha. Pierwotnie miałem pomysł żeby jechać rowerem więc była by to prawie kolejna 500 ale ze względu na pogodę oraz ilość nawarstwionego zmęczenia zrezygnowałem z tej opcji dodatkowo mając świadomość, że po powrocie do domu czeka mnie ostra praca ponieważ na rano miałem do skończenia projekty a w tym przypadku nie ma zmiłuj się.
Jakoś w połowie drogi lunęło jak z węża strażackiego ale miałem nadzieję, że szybko minie i minęło ale już w Wałbrzychu znów zderzyłem się ze ścianą wody. U Ilony pod domem chwilę zaczekałem zanim skończyło padać ale po rozpakowaniu roweru znów pompa. Na szczęście później się uspokoiło i można było się szykować.

Z umówionej 7 do 7:30 zrobiła się prawie 8 zanim ruszyliśmy.
No to jedziemy. I od razu Ilona daje mi wycisk. 4,5 km podjazdu i mały zjazd, później 2 km podjazdu i większy zjazd. No i jak by wyglądała trasa bez kolejnej przełęczy więc wdrapujemy się przez 10 km na przełęcz Walimską, która nie była by taka zła gdyby nie było kostki. Oj przydał by się tutaj Kot na swojej przełajówce - miała by na co kląć :D W międzyczasie Ilona wskazuje mi napis przed cmentarzem "Wir ruhen hier", który tak rozbawił kolegów z forum. Nie muszę oczywiście pisać, że pod te wszystkie górki Ilona jedzie z przodu i dyktuje tempo a ja potulnie za nią dotrzymując "kroku" Nawet skojarzyło mi się, że jak Bieluńka za Bieluniem (wiedzą o co chodzi tylko osoby, które znają mnie z dzieciństwa).
Gdy wjechaliśmy na przełęcz to sobie pomyślałem, że pół sukcesu za nami ale niestety pomyliłem się. Pogoda nie dawała nam żyć, jeśli nie chlapało z nieba to z drzew a jeśli już nie z drzew to spod kół. Za chwilę znów zaczynało padać a 10 minut później grzać tak, że nie szło wytrzymać. Przebieraliśmy się jak świadkowa na weselu. Ilona miała na czole dwie pary okularów i zakładała je w zależności od tego jaka była pogoda. Przeliczyliśmy się również z profilem trasy nie spodziewając się takich pagórków aż do 105 km. Niestety przy pagórkach i takiej pogodzie przegrzania i wyziębienia nie sposób uniknąć i z przyjemnością przywitaliśmy piękne rozpogodzenie  gdzieś w okolicach 99 km gdzie zrobiliśmy sobie mały postój. Tak było ładnie, że postanowiłem zdjąć nawet długi rękaw i cieszyć się słońcem. Zbyt długo się nie pocieszyłem bo zanim zdążyłem przełknąć pierwszą kanapkę zachmurzyło się i lunęło na nas z niebios. Pomyślałem, że pewnie słonko rozchmurzy buzię biorąc przykład z Ilony i będzie można jechać na krótki rękaw ale po 15 km dałem za wygraną i znów się ubrałem jak trzeba. W międzyczasie Ilona straciła bidon, który po upadku na asfalt zaczął sikać izotonikiem.

Tutaj miało być jedyne zdjęcie z jazdy, które wyszło ale cenzura nakazał jego usunięcie. Na reszcie twarz zasłonięta dłonią a tych gdy byłem Bieluńką nie godzi się publikować.


Na równinach jak to na równinach prawieżewmordewind dawał się nam we znaki i to ostro - na pagórkach średnia co prawda podskoczyła ale na równinach ciężko ją było podnosić a na dodatek od prawie początku (jeśli nie od początku) Ilonę bolało kolano i już domyślam się jak kochała ten wiatr. Chyba nawet pytałem czy nie skracamy pętli ale usłyszałem, że skoro ma być 300 to 300. Zero kompromisów.
Droga z Grodkowa do Lewina Brzeskiego idzie nam bardzo sprawnie. Gdzieś na 150 km stajemy znów na małe szamanko i wpadam na pomysł, żeby zajechać do Brzegu do McDonalda i odpocząć chwilę, to miała być motywacja połączona z zasłużonym odpoczynkiem gdzieś na 180 km. Naładowani pozytywnie oczekującym nas odpoczynkiem w tej "restauracji" kręcimy bardziej ochoczo, aż do momentu, w którym szwagier mój uświadamia mnie, że próżno w Brzegu szukać Maca. No cóż, uzgadniamy, że do Oławy czekać nie będziemy i co by nie było sensownego to tam zjemy ale widzę na twarzy Ilony, że strategia firmy McD zawiodła ją.

W międzyczasie jeszcze przed Lewinem usłyszałem, że łańcuch Ilonie rzęzi całkiem podobnie jak mi na Antywyprawce w listopadzie ale niestety mój olej pozostał w samochodzie. Przesmarowałem sobie ale o koleżance zapomniałem. W sumie to nie zapomniałem bo nawet myślałem żeby zapytać ale później jakoś wypadło z głowy i jak ruszyliśmy to łańcuch jeszcze dobrze pracowałem więc sobie pomyślałem, że ogarnięta dziewczyna i o tym pomyślała. Później powiedziała, że owszem pomyślała ale nie zrobiła :D
Skoro zaczął już nas oboje ten niesforny łańcuch wkurzać to zaczęliśmy szukać jakiegoś kawałka oleju żeby go przesmarować. Niestety na stacji luzem nie mieli a cały Popielów poszedł akurat do kościoła i nie było takich bezbożników jak my żeby "pożyczyć"  i dopiero wioskę dalej jakiś pracujący w sobotę Pan obdarował nas olejem do łańcucha(do piły motorowej). Dziękujemy.

Odra. Fajnie by było gdyby tej barierki nie było na zdjęciu.

Od tej pory powinno być tylko lepiej. W Brzegu po dwóch zapytaniach na ulicy trafiamy na Nuggets House gdzie zamawiamy po dużym zestawie skrzydełek z frytkami i longerem. Nawet mi jako słabemu entuzjaście tego typu jedzenia smakuje a jakoś strasznie głodny nie jestem.

Nie zdążyłem nawet zdjęcia zrobić i już zjedzone. Szybko.

Ponad godzina odpoczynku dobrze nam robi bo nie zniechęcamy się gdy skracając sobie drogę do Oławy najpierw trafiamy na kostkę a później na drogę polną w lesie. Na domiar złego Ilona nie ma dobrej latarki z przodu tylko w sakwie i ciężko się jej za mną jedzie. Obawiam się czy czasem któreś z nas nie złapie gumy w tym ciemnym pełnych komarów i innych insektów lesie ale na szczęście to tylko moje czarne myśli - rzeczywistość jest jaśniejsza.
Jako, że jedziemy śladem od końca do początku to mam mały problem w nawigowaniu po jednokierunkowych i w Oławie wychodzi trochę nie tak jak powinno ale też nie jest źle. W ogóle z tym śladem to jest tak jak ostatnio bo wprowadzamy zmiany w locie więc nawigowanie nie jest takie jak na MP że jechałem po śladzie - tutaj trzeba patrzeć, żeby się w końcu wjechać na ten ślad, później żeby skrócić drogę a na koniec żeby go znów odnaleźć. Pomocna w tym jest mapa, którą wiezie Ilona bo szybciej można zapamiętać nazwy miejscowości i trasę (jestem wzrokowcem) no i więcej terenu na raz ogarnąć.
Od Oławy jedziemy pustymi drogami wojewódzkimi i tylko raz na jakiś czas wyprzedza nas jakieś auto. Później sądząc, że mamy dzięki zmianom trasy nadrobione już wystarczająco kilometrów postanawiamy na dobre pożegnać się ze śladem i nie zapuszczać się na Ślężę ani nawet do Sobótki tylko od razu wjechać na krajówkę i jechać do Świdnicy. Ilona z początku niepewnie reaguje na jazdę krajówką ale obiecuję jej, że ruchu nie będzie. Tuż przed krajówką (239km czyli dokładnie 60 po obiedzie) Ilona zarządza postój na kryzysowy makaron, który zjadamy stosunkowo szybko siedząc na drodze/trawie w połowie drogi między wioskami przyświecając sobie latarką.
Makaron jest nie byle jaki bo z jakimś bardzo dobrym sosem, którego nazwy nie pamiętam ale ten kto robił pewnie wie.
Pięknie się wcinało ten makaron ale do rana tak siedzieć nie będziemy więc ruszamy z mocnym postanowieniem, że jak tylko znajdziemy stację po drodze to stajemy na kawę.
Stację napotykamy jakieś 10 km dalej, kupujemy po kawie i rozgaszczamy się przed stacją. Ja na kostce a Ilona na workach z marchwią - w końcu to moja ulubiona stacja Pieprzyk więc marchew musi być:D Już po wypiciu kawy dołączają do nas pracownicy stacji nie mogąc wyjść z podziwu, że jedziemy tyle km a oni na pobliską Ślężę boją się wybrać. Typowa rozmowa.
Żegnani przez pracowników stacji dobrymi życzeniami ruszamy w ostatni etap naszej wycieczki. Nie forsuję specjalnie tempa jak to trochę starałem się robić wcześniej ponieważ na stacji Ilona zauważyła że zrobiły się jej na kolanach jakieś krwiaki a jeszcze wcześniej mówiła, że coś sobie zerwała bo nie za bardzo chodzić może ale jechać bez problemu. Trochę wystraszyłem się tego.. Nie wiem czy to kawa czy może to że zaczęliśmy więcej rozmawiać na interesujące tematy ale przestało mi się chcieć spać i nawet nie pamiętam kiedy dojechaliśmy do Świdnicy gdzie podjęliśmy decyzję, że jednak nie jedziemy do Wałbrzycha drogą 379 tylko dalej na wprost krajową 35 a tam czekał na nas znajomy już podjazd w Świebodzicach oraz wspinanie się już po Wałbrzychu. Te ostatnie km są tak ciężkie dla Ilony, że wjeżdża je na najlżejszym przełożeniu co jej się na ogół nie zdarza. W Wałbrzychu zjeżdżamy jeszcze na hotdoga i sprawdzamy stan licznika. Niestety brakuje kilku km więc mam okazję zobaczyć codzienną drogą Ilony na Polibudę oraz powrót okrężną drogą plus małe dokręcanko na krajówce. Dopiero gdy jesteśmy pewni, że będzie te 300 rekordzistka pozwala zjechać do domu. Jak trzeba być zdeterminowanym żeby mimo kontuzji obu kolan oraz totalnym braku sił dokręcać co do metra do 300 km mimo zapewnień że ten licznik trochę zaniża i 1-2 km na pewno zaniżył.
Pod domem ostatnie rozmowy, zdjęcia, pakowanie, pożegnanie i można lecieć do domu. Co prawda ponoć wyglądałem jak idź stad i nie wracaj i Ilona obawiała się o mój powrót więc dawała do wyboru różne możliwości noclegowe ale ja stwierdziłem, że nie w takich warunkach jeździło się nie takie km samochodem więc to dla mnie nie problem. Trochę miała rację bo z dużymi problemami zajechałem na stację ulubionej firmy za Jaworem i zatankowałem LPG po 2,20 pln, wypiłem kawę i orzeźwiłem się zimną wodą co wystarczyło w sumie do Lubina gdzie zacząłem mieć ponownie problemy z utrzymaniem toru jazdy.

Po dystansie dla większości "normalnych" ludzi nieosiągalnym 

Podsumowanie:
Ilona to twarda dziewczyna. Jechała z bólem kolana prawie od początku a drugie zaczęło ją boleć gdzieś od połowy ale nie poddała się. Nie wiem czy to dobrze czy źle ale nie lubię zmuszać do niczego więc pozostawiłem jej decyzję co zrobi z tym fantem.
Dodatkowo wszystko się sprzysięgło przeciw nam: deszcz, wmordewind, praca/uczelnia, nawet łańcuch, który zgubił smar. Był pot, była krew ale łez nie widziałem ......  mimo, że jak okazuje się były na wjeździe od Świebodzic do Wałbrzycha (właśnie się dowiedziałem).
Mam nadzieję, że nie załatwiła na amen swoich kolan i że będzie mogła jechać na zaplanowany wyjazd z P. na długi weekend po górach.
Ma teraz swój wyśrubowany rekord i nie będzie go łatwo pokonać choć myślę, że na koniec sezonu spokojnie będzie miała wyższy o te 100 km.
Co do mnie to nie zjadłem ani jednego batona z czego jestem dumny. Przywiozłem do domu też połowę kanapek ale to zasługa postoju w Brzegu i makaronowi kryzysowemu Ilony. Bardzo mało piłem co zostało mi nawet "wypomniane". No i przywiozłem 24 nowe gminy.
Zmęczyłem się nie mniej niż na MP ale to może dlatego, że suma podjazdów była taka sama, wiatru było dużo w twarz, dużo deszczu wymuszało stawanie co chwilę, żeby coś na siebie założyć/zdjąć a swoje dołożyło ogólne zmęczenia tygodniem. Nie miałem dnia odpoczynku jak w przypadku MP.
A na zakończenie to tak jak to rmk skomentował pod wpisem z ostatniego maja "Świetny pomysł na trasę, konkretne przewyższenie, znakomite towarzystwo - czegóż chcieć więcej?"  No właśnie.






Kategoria 300-400, Gminobranie


komentarze
Waskii
| 19:51 niedziela, 13 lipca 2014 | linkuj Myślę, że po tym wczorajszym (330) jeszcze ze dwa zanim będzie 500tka :P
jelona
| 19:25 niedziela, 13 lipca 2014 | linkuj Kolejny rekord odwalony, ale do 500 jeszcze trochę będzie;)
Waskii
| 22:56 sobota, 5 lipca 2014 | linkuj @Wilk - dzięki, robienie takich dystansów z biegu czasem potrafi dać w kość i tym razem dało
@mors - tak to jest przerażające w jakim tempie Ilona bije swoje kolejne rekordy - jeśli jeszcze pojedzie w tym roku 500 tak jak się na to zapowiada to będzie niezły czad.
mors
| 21:02 poniedziałek, 23 czerwca 2014 | linkuj "Przerażające", jak niektórzy (większość?) ludzie szybko się rozwijają oraz jakie mieliby wyniki, gdyby profesjonalnie trenowali i robili rekordy w optymalnych warunkach (pogoda, wyspanie)...
wilk
| 14:36 czwartek, 19 czerwca 2014 | linkuj Piękna trasa, gratulacje dla Was obojga, a szczególnie dla Ilony. Dystans dystansowi nierówny, dlatego 300km w takich warunkach (górki i kiepska pogoda) to już spory wyczyn, to samo na płaskiej trasie byłoby sporo łatwiejsze. Z kontuzjami trzeba uważać, przede wszystkim trzeba próbować zmieniać pozycję na rowerze, bo jeśli boli to coś jest nie tak, a taki ból w dłuższej perspektywie potrafi mocno zepsuć jazdę na rowerze.
Waskii
| 19:59 wtorek, 17 czerwca 2014 | linkuj Może ktoś coś chociaż na temat napisze ?
@Hipek - niestety nie będzie nam dane razem pokręcić w najbliższy weekend choćby dlatego, że już pół roku temu zobowiązałem się, że będę po drugiej stronie Polski. Słowo się rzekło. kobyłka u płota. Może chociaż do auta wrzucę rower ....
jelona
| 17:07 wtorek, 17 czerwca 2014 | linkuj Eranis, a może Ty ze mną poteamujesz :> Również dobry wątek, niektórych może ponieść fantazja, tak jak Ciebie w tym momencie ;)
Hipek
| 14:03 wtorek, 17 czerwca 2014 | linkuj Wąski:
Się rozkręciłeś. Aż strach się bać co pociśniecie w bożocielny weekend...

Eranis:
Choroba, a my to co jesteśmy? Nie team damsko-męski? Czy też nie uprzyjemniamy czasu wystarczająco?
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!