200-300
Dystans całkowity: | 2985.10 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 121:51 |
Średnia prędkość: | 24.50 km/h |
Maksymalna prędkość: | 61.00 km/h |
Suma podjazdów: | 15682 m |
Liczba aktywności: | 12 |
Średnio na aktywność: | 248.76 km i 10h 09m |
Więcej statystyk |
całkiem niespodziewanie....
-
DST
240.40km
-
Czas
09:37
-
VAVG
25.00km/h
-
VMAX
49.40km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
Podjazdy
1056m
-
Sprzęt Czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
W ten weekend miałem zamiar pracować bo nazbierało mi się pracy i zaległości ale ... w czwartek Ilona zaproponowała, że mnie zgarnie w drodze do Sławy więc zbyt długo nie oponowałem i dałem się zgarnąć z domu gdzieś tak około 7 z minutami.
Uśmiech i kawa po 90km.
Mały postój na stacji paliw gdzie słodycze tańsze niż w sklepie i pomknęliśmy w stronę celu podróży. Jelona miała już jakieś 90 km w nogach ale drogę do Sławy pokonaliśmy za jednym zamachem (poza jednym, króciutkim sikustopem) a już przed samym celem zatrzymaliśmy się na wiśnie i czereśnie. O ile droga z Lubina do Głogowa była pusta i tylko od czasu do czasu wyprzedziło lub minęło nas jakieś auto to przejazd przez Głogów a następnie jazda do Sławy minęły nam w dosyć sporym szumie automobili oraz klaksonów używanych przez niecierpliwych kierowców bo jak zwykle swoim zwyczajem jechałem gdzieś 1-1,5m od krawędzi jezdni, tak żeby mnie nikt na żyletkę nie wyprzedzał.
Sława o tej porze czyli około 11 jeszcze w miarę senna a plaże puste więc wybraliśmy sobie dogodne miejsce z boku na odpoczynek i moczenie nóg. Znaczy się Ilona moczyła - mi się nie chciało sandałów ściągać.
Posiedzieliśmy, pojedliśmy, pogadaliśmy i zdecydowaliśmy się na powrót. Gdy przechodziliśmy przez plaże, które jeszcze przed paroma chwilami była pusta trochę byłem zdziwiony że jest teraz nabita nieźle ludźmi. Tak popatrzyłem na nich i pomyślałem, że ja bym tak nie był w stanie leżeć plackiem na plaży.
Droga powrotna do Głogowa minęła bardzo szybko i w dobrym tempie a za Głogowem odbiliśmy na Borek i Pęcław żeby Ilona mogła zaliczyć Św. Graala. Ta gmina jest tak nigdzie nie po drodze, że wcale się nie dziwi mnie liczba zaliczających ją osób. Zaliczyłem ją w styczniu i od tej pory zrobiły to tylko 2 osoby, Ilona będzie czwarta w tym roku.
Z premedytacją wybrałem inną drogą do Lubina ponieważ w tę stronę jest bardziej urozmaicona niż ta, którą jechaliśmy do Sławy a poza tym w Lubinie planowaliśmy dłuższy odpoczynek więc można było trochę podjazdów zaliczyć. Trasę Orsk - Lubin jechałem już setki razy i nadal mi się podoba. Obiecałem Ilonie 4 fajne podjazdy ale ona twierdziła, że było ich więcej :D
Dłuższy odpoczynek zrobiliśmy w Barze Pauza gdzie wrzuciliśmy coś na ząb oraz jak to zwykle bywa w takich momentach zrobiliśmy sensację stanem liczników. Właścicielka ostrzegała, że dwie porcje pierogów to dla dziewczyny może być za dużo ale było w sam raz co nie przeszkodziło mi pójść zapytać kiedy podadzą drugą porcję :P. Zobaczyłem wielkie oczy i zapewnienie, że to były dwie porcje. Dla mnie tortilla xxl też była w sam raz.
"Zobaczysz co Ci zrobię tym widelcem za robienie zdjęć"
Fajnie się siedziało w ogródku ale trzeba było spadać bo do Wałbrzycha daleko. Po przejechaniu przez Lubin prowadzenie oddałem Ilonie a sam wygodnie rozsiadłem się z tyłu i podziwiałem widoki (po prawej i lewej) a w Karczowiskach wpadłem na pomysł, że pobawię się w Hipka i zrobię kilka zdjęć z tzw. "perspektywy Hipka"
Perspektywa Hipka :-)
Krajówka nr 3 od Lubina do Legnicy (A4) to dosyć wygodna droga do jazdy rowerem ale większe lub mniejsze zmarszczki oraz podjazd pod Legnicę dały nam trochę w kość. Od Legnicy do Jawora niestety bez pobocza ale tam z kolei ruch zmalał i mniej się człowiek psychicznie męczył.
W Legnicy na rondzie "złotoryjskim" mijaliśmy się z dwoma sakwiarzami, którzy jechali w stronę Złotoryi. Pozdrowiliśmy. Odzdrowili.
W połowie drogi do Wałbrzycha (45km) na stacji Orlenu w Jaworze zrobiliśmy sobie mały postój na kawę i odpoczynek. Kawa nie była mała bo największa jaką oferuje Orlen ale odpoczynek jak to odpoczynek - zawsze za mały.
Mały odpoczynek.
No i tutaj niestety nasze drogi się rozjechały. Ja wracałem do domu a Ilona pojechała dalej. Też do domu.
Już na stacji zobaczyłem, że moja latarka ma słabą baterię, którą rano olałem ponieważ nie miałem zamiaru jeździć do nocy a wyjeżdżając o 21 z Jawora nie sposób było uniknąć zmroku. To była dla mnie dobra motywacja bo przez pierwsze 30 km miałem średnią 30 km/h, później jednak było już gorzej a najgorzej blisko domu.
Ogólnie to bardzo fajnie mi się tego dnia jeździło i mimo, że nie byłem w ogóle przygotowany do tej trasy to nie było stresu. Jedzenie zawsze gdzieś się po drodze kupiło a picia za wiele nie szło.
W sumie podczas całego dnia zjadłem 3 bułki słodkie, 3 małe pizzerki, dwa lody, troszkę pysznego makaronu z sosem serowym i tortillę xxl. Po raz kolejny nie musiałem sięgać po batony. Wypiłem 3 litry wody mineralnej co wydaje mi się jest za małą ilością jak na taki dystans.
Jak to wyglądało wg Jelony dowiemy się gdy tylko admini zaakceptują jej wpis na co czekam z niecierpliwością -> Profil Jelony
No i odblokowali - na prawdziwy opis zapraszam tutaj
Trasa:
Kategoria 200-300
moja pierwsza dwusetka a raczej 250 czyli jak umierałem kilka razy
-
DST
252.20km
-
Czas
11:20
-
VAVG
22.25km/h
-
VMAX
41.60km/h
-
Temperatura
6.0°C
-
Podjazdy
1675m
-
Sprzęt Czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po prawie tygodniu niejeżdżenia wybrałem się z Danielem na małą przejażdżkę. Plan był 200 km.
Zacząłem typowo. Pracowałem cały tydzień ostro więc nie miałem kiedy treningować się a na koniec wczoraj siedziałem u znajomych do godziny 2giej w nocy bo przecież spać nie muszę przed wyjazdem. Taka mała próba na Maraton Podróżnika jak się będzie jeździło niewyspanym. Poszedłem spać jakoś po 3ciej a o 6 obudziłem się. O 7:30 byłem umówiony z Danielem na stacji paliw w Lubinie.Jedziemy najpierw w stronę Rudnej a później do Grodowca. Przed Jerzmanową pierwszy fajny podjazd. Generalnie jedzie się super, bo jedziemy spokojnie. Po 40 km czuję się jak bym dopiero ruszył. Pierwszy postój po 80 km. Garmin pokazuje mi średnią 24 km/h. Wiatr dmucha cały czas na naszą niekorzyść i to z siła większą niże te prognozowane 3 km/h a do tego od Lubiatowa zaczyna targać mi rowerem. Na prom wjeżdżamy z rozpędu i od razu po wyjeździe pędzimy dalej, Pęka pierwsza setka. Drogi do Nowej Soli fajne bo odludne i pozbawione ruchu co zmienia się gdy wyjeżdżamy na starą trójkę. W Nowej Soli mały postój (20min) kanapka, hod-dog i kręcimy dalej. Solidny i wyczekiwany podjazd pojawia się wraz z tablica Kożuchów. W sumie 108m przewyższenia. Zaczynają mnie pobolewac kolana a pierwszy kryzys przychodzi w okolicach Nowego Miasteczka ponieważ pojawia się nieznośny ból pleców. Na szczęście chwilę później wiatr w końcu zaczyna nam sprzyjać i do stolicy czyli Przemkowa mimo 2ch odcinków paskudnej kostki jedzie się całkiem fajny. Na stacji uzupełniam zapasy wody i jedziemy wspólnie ostatnie 15-16 km. Rozstajemy się w Pogorzelicy. 4gotten zawraca do domu a ja pozostałe 25 km kręcę samotnie. Umieram ponownie w okolicach 200 km czyli w Szklarach Dolnych ale jakoś czołgam się do przodu. Pod górkę pod Oborą nagle odżywam ale nie pozwalam sobie na zbyt wiele i spokojnie z prędkością 10-11 km/h godzinę pnę się w stronę domu. Dojeżdżając do domu mam około 212 km i gdy zaczynają marznąć mi stopy i palce ponieważ temperatura zaczyna być w okolicach zera przypomniało mi się jak pewna grupa malkontentów marudziła mi pod tym wpisem, że odpuściłem sobie dokręcenie km ze względu na mały mróz dlatego zdecydowałem się dokręcić do 250 km a te 40 km zadedykować narzekaczom. Specjalnie dla Was drodzy malkontenci postanowiłem się zarżnąć w myśl powiedzenia mojego przyjaciela Marcina "Ja nie dam rady??".
To był błąd bo o ile pierwsze 10 km było spoko to dziury na drodze w okolicach Raszówki dobiły mnie totalnie i po prostu postanowiłem odpuścić 3 km i zaciśniętymi zębami zawróciłem do domu. Na domiar złego wyczerpał sie akumulator w latarce i musiałem go wymieniać ale o dziwo po wymianie jakby nowa energia wstąpiła nie tylko do latarki ale również we mnie i poprułem całkiem sensownie w stronę domu. Na tyle sensownie, że jeszcze dokręciłem do tych 250 km.
W domu nie miałem sił schować roweru ani się rozciągnąć ale zrobiłem jedno i drugie
Podsumowanie:
Moja pierwsza 250 w zyciu.
Czas jady 11 godz 20 minut
Czas postojów: 1 godz 5 minut
14 nowych gmin.
Zjedzonych 8 batonów, dwie kanapki i hot-dog.
Wypite 2,4 litra isostaru i 0,6 wody mineralnej
Jestem szczęśliwy i zadowolony z tego wyczynu
Niestety mój Garmin coś mi trasę sobie obciął i jest tylko trasa z Nowego Miasteczka. Będę musial nad tym popracować.
Reszta trasy pokrywa się z trasą Daniela - kliknij
Całość trasy wyrysowana na ridewithgps.com
Kategoria 200-300, Gminobranie