100-200
Dystans całkowity: | 6393.21 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 276:21 |
Średnia prędkość: | 23.13 km/h |
Maksymalna prędkość: | 70.90 km/h |
Suma podjazdów: | 37610 m |
Liczba aktywności: | 47 |
Średnio na aktywność: | 136.03 km i 5h 52m |
Więcej statystyk |
"Niech Słonko długo świeci ...dopoki nie skończysz jeździć"
-
DST
151.50km
-
Czas
06:19
-
VAVG
23.98km/h
-
VMAX
42.00km/h
-
Temperatura
5.0°C
-
Podjazdy
934m
-
Sprzęt Czarnula
-
Aktywność Jazda na rowerze
Strasznie mi się nie chciało ale trzeba było jakoś ratować honor tygodnia no i wykonać plan na pierwsze dwa miesiące bo co prawda plan na luty był już wykonany ale ze stycznia zalegała mi stówka, którą trzeba było nadrobić.
Po bardzo dobrym rosołku, wcale nie gorszym drugim daniu oraz równie smacznej kawie postanowiłem na spokojnie pokręcić na ile sił starczy ale nie mniej niż 100.
Ruszyłem w stronę Legnicy bo miałem podenerwować Monikę jeżdżąc jej pod oknami. W Rzeszotarach jednak stwierdziłem, że psychicznie nie jestem gotowy na jeżdżenie po Legnicy więc skręciłem w stronę Grzymalina. Na ten kierunek też nie byłem przygotowany mentalnie ale o tym nie wiedziałem. W sumie do Costa Brava dla ubogich (Rokitki) tak mnie wytrzepało, że odechciało mi się jazdy. Na szczęście zrobiłem mały postój a później droga się poprawiła i kręciłem sobie spokojnie w stronę Polkowic.
Tak luknąłem na profil wysokościowy w garminie i łysina mi dęba stanęła - po 70 km to chyba miałem niecałe 300m przewyższeń. Co prawda to i tak więcej niż Elizium w tydzień kręci a Olo w weekend (u siebie) ale siara jak nie wiem co. No to trzeba było zacząć łapać metry. Podjazd w Polkowicach, później Grodziec, Krzydłowice. Wpadam na pomysł, że od Orska do Rudnej też będzie trochę metrów więc zamiast w stronę Lubina skręcam na Głogów, później Orsk i łapię kolejne metry. Jak już dojechałem do Lubina i zobaczyłem, że będzie mi brakowało 12 km do 150 to jeszcze sobie myknąłem na Osiek no i do domu i pod domem jeszcze małe dokręcanko. No i wreszcie jest 150.
A tak niewinnie się zaczęło :D
Plan miesięczny i dwumiesięczny wykonany
Czarnuli strzeliło w międzyczasie 10 tys w moich rękach.
Jutro należy mi się odpoczynek więc z niego skorzystam
Trasa:
Kategoria 100-200, Czarnula 2016
Zamarzanie na raty czyli 3 przełęcze z Emesem
-
DST
202.00km
-
Czas
09:30
-
VAVG
21.26km/h
-
VMAX
66.70km/h
-
Temperatura
1.0°C
-
Podjazdy
2170m
-
Sprzęt Czarnula
-
Aktywność Jazda na rowerze
Znów mnie Emes wyciągnął na dwusetkę, znaczy on mnie wyciągnął na 113 a ja to zwiększyłem niewielkim nakładem sił do dwusetki
Mieliśmy jechać w czwartek ale mi nie pasowało a później okazało się, że pogoda nie ten teges więc przenieśliśmy to na sobotę.
Rano nie chciało mi się kręcić do Legnicy na pociąg o 6:13 więc podrzucił mnie brat. Dzięki Tolek.
W pociągu chciałem pospać ale gimbaza jechała gdzieś za Jawor i głośna była więc od razu mi się odechciało więc jak wysiedli to z nudów robiłem sobie selfiacze :D
Trochę one inne od tych najczęściej spotykanych na facezbuku ale to takie rowerowe przecież :P
Dwa z nich:
Już gdzieś przed Kłodzkiem zwróciłem uwagę Emesa, że jakby śnieg leżał na zboczach ale wtedy jeszcze żyliśmy nadzieją, że Droga Stu Zakrętów jest odśnieżana. Bardziej baliśmy się o Jugowską.
Akcent walętynkowy :P
W końcu dotarliśmy do Kudowy
Ważne, że jest semafor bo gdyby nie było pociąg z pewnością pojechał by dalej
Jeszcze tylko zakup drożdżówek bo w pociągu zjedliśmy posiadane przez Emesa kanapki zrobione na bazie własnoręcznie (przez Emesa) upieczonego chleba i można ruszać.
Docieramy do podjazdu i postanawiam zrzucić z blatu żeby mieć to już z głowy i zonk. Nidyrydy. Okazuje się, że do manetki wleciało kilka dziwnych zielonych kuleczek, które ją blokują. Rower podnoszę do góry nogami i wytrzepuję je. Działanie przerzutki wraca do normy.
Podjazd wchodzi całkiem całkiem jak na nierozgrzane mięśnie. Emes leci przodem a ja za nim. Jak zwykle na podjazdach jest szybszy więc nawet sobie nie zawracam głowy trzymaniem mu koła. Im wyżej tym więcej śniegu aż w pewnym momencie zagościł on na drodze, później zamienił się w lód tak, że próba stanięcia na pedała kończy się sporym uślizgiem. Często zapadam się w śniegu ale wiem, że tylko taki na pół metra może zatrzymać mnie przed wjechaniem tego za jednym zamachem.
To już drugi raz gdy wjeżdżam tą drogą. Na GMRDP jechałem tutaj z Kotem i nie mogę tego wjazdu zaliczyć do udanych więc trzeba się zrehabilitować - choćby śniegu było dużo.
Po drodze robię foty.
Na szczycie czeka na mnie Michał więc robimy ze dwie pamiątkowe w śniegu i zjeżdżamy.
Nie spodziewaliśmy się takich warunków więc nie mamy na sobie nic zbyt ciepłego ale nie takie rzeczy się robiło. Zjazd przy zerze na zaśnieżonej drodze a jak nie zaśnieżonej to prawie piaszczystej do najbezpieczniejszych nie należy więc hamujemy ile wlezie.
Jako, że mam rękawiczki letnie tylko to zakładam na nie jakieś robocze w których po 200m nie czuję już palców. Plecy dotychczas mokre teraz są lodowate. Palce u nóg tez chwilę później przestały istnieć a pod koniec jakiś miejscowy idiota z zakrętu wyjechał mi na czołówę ale szczęście w nieszczęściu zreflektował się bo ja nie miałem gdzie uciekać. Minął mnie może o metr.
To już Radków. Uff. Wtedy po raz pierwszy tego dnia dociera do mnie że MediaMarkt nie jest sklepem dla nas.
Mały postój na Lotosie. Kawa i gorący pies w pakiecie. Można jechać dalej.
Zastawialiśmy się w jakim stanie jest nawierzchnia na Jugowskiej. Nie zawiedliśmy się - cały czas była taka, że nawet nie sięgałem po aparat. Z szacunku dla moich obręczy. Przełęcz wchodzi bardzo ładnie, pod koniec znów zaśnieżona. Gdy już jesteśmy mocno wyziębieni jak zbawienie pojawia się Walimska. Na górze robimy sobie mały postój na szamanko i zjeżdżamy w dół. Puszczam Michała przodem bo ma chyba więcej rozumu a droga cała w piachu. Jedzie tak, że z początku nie mogę za nim nadążyć. W stronę Glinna jedzie po tym piasku pod 60 km/h. Glinno okazuje się ładną i czystą miejscowością co jest dosyć dziwne w tych okolicach. Za Glinnem jeszcze piękna hopka z 12% i zjazd mający miejscami 18%. Tutaj po raz kolejny tego dnia dochodzę do wniosku, że trzeba mieć coś z głową żeby wybrać się w takie warunki na szosach połykać przełęcze. Uzgadniamy na tym zjeździe, że musimy wrócić zrobić te podjazdy w drugą stronę. Wyglądają imponująco.
Mniej imponująco wygląda Kamionka w Kamionkach.
Jeszcze chwila postoju na zaporze wodnej w Zagórzu Śląskim
później fajny zjazd:
No i zostało kręcenie w stronę Jaworzyny. Lubię te drogi więc nie nudzi mi się. W Jaworzynie okazuje się, że najbliższy pociąg do Wrocka jest za Godzinę więc Emes w ramach zabijania czasu jedzie do Żarowa a ja do domu.
To już typowa teleportacja. Nie interesuje mnie nic poza przednim kołem, dziurami i autami w stronę których co jakiś czas lecą inwektywy.
Do ronda w Strzegomiu jest bardzo duży ruch, który maleje zaraz za rondem po to żeby w Jaworze uderzyć ze zdwojoną mocą. W Legnicy tradycyjnie całkowicie olewam wszelkie ścieżki a zakazu pomiędzy Jaworzyńską a rondem złotoryjskim nie zauważam. Na rondzie krótki postój, szamam ostatnią drożdżówkę i jadę dalej. Dojeżdżając do Kochlic czuję, ze ogarnia mnie zmęczenie a do zakładanego przebiegu jeszcze 32 km. Zjeżdżam z DK3 bo mi się zaczyna nudzić a po drugie będzie dalej do domu więc mniej dokręcania. Pod domem okazuje się, że 11 km muszę dokręcić więc to robię i już mogę zaparkować brudny rower w domu. Jutro go będę mył.
Przyznam, że warunki pogodowe w połączeniu z przewyższeniami dały mi tak w kość, że dzisiaj nie chce mi się iść na rower mimo, że mam czas. A może jednak bym poszedł .....
Trasa:
Kategoria 100-200, Czarnula 2016, Gminobranie
Na Majówkę z Emesem
-
DST
201.00km
-
Czas
08:47
-
VAVG
22.88km/h
-
VMAX
50.00km/h
-
Temperatura
10.0°C
-
Podjazdy
1318m
-
Sprzęt Czarnula
-
Aktywność Jazda na rowerze
Umówiliśmy się emesem na małą przejażdżkę
Start w Chojnowie a meta w Rawiczu
Stwierdziłem, że na start pojadę rowerem a z mety tez nim wrócę a jak nie będzie mi się chciało wracać z mety to wykonam telefon ...
A jak nie wykonam to będzie pierwsze w tym roku 200
Jako, że wróciłem jakoś bardziej nad ranem niż w nocy do domu to na spanie nie było za wiele czasu. Wyjechałem głodny i bez prowiantu.
Po 3 km wyleciał mi z ręki bidon i się trochę połamał, po 10 km pękła mi szprycha żeby było śmieszniej ale w Chojnowie średnia była 25,3 - pod wiatr
Późnej już jechaliśmy spokojnie. Co jakiś czas stawaliśmy na małe szamanko i tak aż do Wąsosza gdzie zdecydowałem się wracać bo miałem to robić pod wiatr a ten nie zachęcał zbytnio
Umordowałem się na powrocie maksymalnie. Momentami to zastanawiałem się czy aby nie ma podjazdu 12% - nie było.
Kilka zdjęc:
Pora ruszać ....
Pierwszy raz pod moim osobistym sklepem osiedlowym miałem okazję oprzeć rower o stojak. :D
Dostały zaproszenie do stacji ... tylko której
Tytułowa Majówka i nowe spodnie. Moje pierwsze długie.
No i trasa:
Kategoria 100-200
Zima na Litwie - dzień 2
-
DST
135.00km
-
Czas
07:24
-
VAVG
18.24km/h
-
VMAX
39.30km/h
-
Temperatura
-9.0°C
-
Podjazdy
960m
-
Sprzęt Czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ciężko nam szło z rana bo minęło 2,5h zanim ruszyliśmy.
Tym razem założyłem grube ciepłe spodnie ... narciarskie. Jak dla mnie idealne na większe mrozy.
Od razu zaczynami od ośnieżonych dróg więc powietrza w oponach pozostawiamy 2,5 atm. Od razu też psioczymy, że nie chciało się nam wczoraj tego zrobić i męczyliśmy się na takich nabitych. Tak się kończy lenistwo.
Takie mamy piękne widoki.
I takie.
W Zelwie daje znać o sobie fakt, że wczoraj bardzo mało piłem a jedzenie zupek chińskich jeszcze potęguje pragnienie. Dosłownie wysycham a nie mam nic do picia. Gdzie te Berżniki? W końcu są. Litr soku wypijam przy sklepowej ladzie. Drugi litr pakuję do sakwy.
Jedziemy dalej. Przerwa śniadaniowa zaplanowana dopiero na 50 kilometrze.
Chwilę później wjeżdżamy do kraju "as"
Niestety obiektyw zaparował i to na jednym z niewielu pozowanych zdjęć :D
Litwa i te jej szuterki dadzą się nam jeszcze we znaki, oj dadzą.
Ale za to piękne przestrzenie mają o jakie trudno u nas. Widać, że gęstość zaludnienia nie jest zbyt duża.
Gdy zobaczyłem bezkres bieli aż po horyzont od razu przypomniały mi się Mickiewiczowskie "Wypłynąłem na białego przestwór oceanu" No dobra w oryginale było "suchego" ale to mała różnica.
No takie widoczki też mieliśmy. Wilk pewnie będzie miał ładniejsze zdjęcia bo bardziej się przykładał do ich robienia :)
Na chwile wzniosłem się ponad to wszystko
Jakiś ichni Narodowy Parkas
No i pora zejść na ziemię i to nawet jakoś do 130 m n.p.m bo gdzieś na takiej wysokości jest most nad Niemnem, który wziął i zamarzł.
No dobra, nie aż tak bardzo bo coś tam płynie ...
Po wyjechaniu na górę kapnąłem się, że nie mam okularów więc zjechałem jeszcze raz podziwiać Niemen ale niestety nic to nie dało.
Jakąś chwilę później skręciliśmy na drogi, na których zdjęć. Ba, nie tylko zdjęć, nawet pozbyć się wydzieliny zwanej katarem nie było jak. Pod górkę trzeba było pilnować, żeby kolce jako tako łapały się lodu a z górki żeby nie wywinąć orła. I tak przez 30 km. Ostatnie 8 to apogeum. Czasami zastanawiałem się czy jazda prawie 40 km z górki po lodzie jest rozsądna. Na szczęście tylko czasami bo kto by jechał to do północy.
Tego dnia postanowiliśmy dokręcić więcej aby na ostatni zostało nam tylko 90 km. Po co pędzić na zapalenie płuc.
Rytuał jak zwykle. Zupki chińskie, picie w śpiworze bo już zaczęło je w sakwie łapać, trochę czytania i lulu.
Trochę mniej wygodnie mi się spało niż dnia poprzedniego ale też było nieźle.
Niestety temperatura nie zachwycała. Stabilne -9.
Trasa:
Kategoria 100-200
Zima na Litwie - dzień 1
-
DST
120.00km
-
Czas
06:16
-
VAVG
19.15km/h
-
VMAX
41.30km/h
-
Temperatura
-7.0°C
-
Podjazdy
797m
-
Sprzęt Czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jakoś ta zima nie nastraja mnie do jazdy rowerem więc jak tylko Wilk jakiś czas temu zapodał temat kolejnej zimowej wyprawki na polski biegun zimna przyjąłem tę propozycję bardzo chętnie. Prognozy były fajne bo zapowiadały kilkunastostopniowe mrozy ale niestety po jakimś czasie zmieniły się na łagodniejsze i z wyprawki dla twardzieli zrobiła się po prostu "Zima na Litwie"
Mimo wszystko postanowiliśmy jechać bo w końcu zima, mróz i dużo śniegu.
Scenariusz standardowy. Lubin - Warszawa autem. Warszawa - Białystok autobusem. Białystok - Wilno rowerem i powrót do Warszawy autobusem no i wiadomo do domu autem. Nic nowego przecież.
Chwilę po północy zapakowałem rower i bagaże do auta i pośpieszyłem w stronę stolicy. Gdzieś po 4 godzinach zameldowałem się w okolicach stacji metra Młociny gdzie zamierzałem porzucić auto na te kilka dni.
Przebrałem się, zapakowałem rower i mniej więcej w tym samym czasie pojawiliśmy się z Wilkiem na dworcu.
Z Polskim Busem zero problemów. Kierowca miły i uprzejmy. Mało było bagaży więc każdy rower miał swoją półkę i nie trzeba było pakować ale kierowca już gdy wypakowaliśmy je grzecznie wspomniał o tym, że gdyby było dużo bagaży to rowery powinniśmy mieć zapakowane. Oczywiście mieliśmy ze sobą worki więc gdyby zaszła taka potrzeba to zrobili byśmy to bardzo szybko.
Polski Bus niestety niewygodny a ja jak zwykle mimo nieprzespanej nocy nie potrafiłem zasnąć. Pogadaliśmy z Michałem o czym się dało i wydaje mi się, że nawet na 15 minut oko mi się przymknęło.
W Białymstoku szybkie pakowanie. Łapawice na kierownicę i w drogę. No ja jeszcze dopompowałem koła do 5 atm bo okazało się, że mam po 2 :) Dopompowywane odbywało się pompką stacjonarną bo Wilk zaproponował żeby wziąć takową ze sobą to będziemy mogli pobawić się na trasie z dopompowywaniem i spuszczaniem powietrza w zależności od nawierzchni. Połączyłem też swojego Garmina z czujnikiem temperatury znajdującym się na rowerze Michała dzięki temu miałem na bieżąco odczyty.
Wylot z miasta jak zwykle szybki - tym razem w stronę Supraśla, też jest ruch ale mniejszy niż na krajówce. Jakiś czas później Michał decyduje się na dołożenie kolejnej warstwy ubioru. Mi póki co ciepło. Nie mam co prawda cienkich rękawic bo gdzieś zaginęły w boju ale w łapawicach od Rafała nawet bez nich jest za gorąco. Temperatura około 7 stopni - na minusie oczywiście.
Wierny sługa Czołg
Dopompowanie kół to był dobry pomysł bo rowery toczą się dosyć dobrze i szybko mimo dużego bagażu.
W Supraślu przed sklepem pierwsze wyrazy szacunku a nasze łapawice robią wrażenie wdzięczą się do obiektywu właściciela sklepu.
Gdy skręcamy w Kopnej Górze w drogą pokrytą śniegiem i lodem robimy błąd nie spuszczając powietrza mimo, że takie były nasze zamierzenia. Jedzie się ciężko i trzeba nieźle walczyć. Na szczęście nie jest tego dużo i po 15 km cieszymy się ponownie dobrą nawierzchnią.
W Sosnówce w Bierdonce robimy zakupy na całe trzy dni. Konsumujemy trochę i jedziemy dalej. Dzień krótki a do Mikaszówki, w której zaplanowaliśmy nocleg daleko.
W najwyższym punkcie.
Gdzieś po drodze osiągamy największą wysokość całej wycieczki. Temperatura oscyluje w okolicach 4-6 stopni na minusie i fajnie bo na dole mam tylko kalesony termoaktywne i krótkie spodenki rowerowe. Nie jest mi zimno bo nogi cały czas pracują ale dopiero gdy w Dąbrowie Białostockiej korzystam z toalety dowiaduję się jakie mam zimne nogi. Uda całe czerwone i zimne jak lód. Chyba trzeba się będzie jutro lepiej ubrać żeby nie przesadzić. Przecież nie jestem morsem żeby się lansować w krótkich spodenkach ale z drugiej strony wąski też nie jestem. A kij tam, jutro porządnie się ubiorę.
Zachód słońca łapie nas przed Lipskiem. Zakładamy lampki, pijemy herbatę (zapomniałem termosu więc Wilk mnie częstuje - dziękuję) i jedziemy dalej. Nie wiem kiedy wybudowali Bierdonkę w Lipsku ale nie wiedzieliśmy o tym. Warto zapamiętać gdy kolejny raz będziemy tędy jechali można zaplanować robienie zakupów w niej zamiast odbijania w Sosnówce i ciągnięcia tego ciężaru przez prawie 50 km.
Za Lipskiem droga znowu robi się biała i coraz więcej na niej lodu a my znów ignorujemy wysokie ciśnienie w oponach i męczymy się walcząc o utrzymanie się na drodze. A miejscowi jeżdżą sobie autami bez świateł. A co. W końcu są miejscowi.
O 17:30 dojeżdżamy na miejsce noclegu. Tak jak poprzednim razem lokujemy się w pobliżu cmentarza. Dokładnie w tym samym miejscu. Dobra miejscówka. Warto dodać do polecanych. Cisza, spokój i z drogi nie widać.
Oczywiście jak przystało na twardzieli wodę uzyskujemy topiąc śnieg. O 19 leżymy już najedzeni w śpiworach gotowi do snu. Było mi tak gorąco, że podczas gotowania wyszedłem ze śpiwora a w nocy było mi odrobinę za ciepło ale lepiej tak niż w drugą stronę.
Kulturalnie przy herbatce :)
Jeszcze trochę wymiany informacji ze znajomymi, trochę wiadomości i oko się przymknęło. Przed północą przebudzenie. Później jakoś koło 3 i o 5 już na stałe ale gdy budziki rozdzwoniły się o 6 to nie chciało się wstawać. "Budzikom śmierć". W ciągu nocy temperatura spadła do -12 stopni.
Miejscówka pierwsza klasa :)
Trasa:
Kategoria 100-200, Gminobranie
Świąteczny Spacerniak
-
DST
135.00km
-
Czas
06:23
-
VAVG
21.15km/h
-
VMAX
47.00km/h
-
Temperatura
14.0°C
-
Podjazdy
850m
-
Sprzęt Czarnula
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tak jakoś wybrałem się ze szwagrem na spacerek żeby dokręcić do 10 tys w tym roku
Prawdopodobnie to ostatnia moja jazda w tym roku
Wiatr mocno wiał ale tempo było spacerowe więc w sumie to pisząc te słowa jakoś zbytnio zmęczony nie jestem
Trasa:
Kategoria 100-200, Czarnula 2015
Sława po raz kolejny ....
-
DST
170.00km
-
Czas
07:04
-
VAVG
24.06km/h
-
VMAX
47.00km/h
-
Temperatura
1.0°C
-
Podjazdy
830m
-
Sprzęt Czarnula
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tym razem organizowana przez Red Devils Głogów
Bartek mnie wyciągnął i chwała mu za to.
W Głogowie mieliśmy spotkać się o 10 więc umówiliśmy się na 8mą żeby na lajcie dojechać sobie do Głogowa
Całe szczęście tak szybko bo gdzieś na 6 km złapałem kapcia
Trzy razy pompowałem bo coś opona nie za bardzo chciała się ułożyć tak jak trzeba. 20 minut nam to wszystko zajęło
Później już ostrzejsza jazda, żeby minutę przed czasem być w punkcie zbornym.
Przy moście dołączyła jeszcze Wataha i ruszyliśmy do Sławy.
Było nawet sporo terenu ale Czarnula dawała sobie super radę, czasem tylko robiłem małe drifty :D
Do Sławy tempo było spokojne. Droga powrotna to fajne szosy i na pewno tam wrócę żeby pojeździć.
Od pewnego momentu trochę za dużo postojów przy aptekach w celu pobrania leków ale ogólnie super przejażdżka.
Cała ekipa. fot. Red Devils
Więcej zdjęć: https://www.facebook.com/Red-Devils-80314088644418...
Trasa:
Kategoria 100-200, Czarnula 2015
Opowieść o tym jak mnie "wiaterek" zmasakrował
-
DST
151.00km
-
Czas
06:12
-
VAVG
24.35km/h
-
VMAX
48.00km/h
-
Temperatura
7.0°C
-
Podjazdy
1050m
-
Sprzęt Czarnula
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wiaterek mnie zmasakrował
Koniec opowieści
Tydzień był ciężki więc rano musiałem odespać te niedospane noce no i ruszyłem dopiero po 13
W najgorszy wiatr. Małą rozgrzewkę zrobiłem sobie z wiatrem a później już na ogół było pod wiatr
Coraz grorzej
Miałem zrobić 100 ale stwierdziłem, że nie będę miękka buła i z Orska zamiast pojechać do domu odbiłem jeszcze pod wiatr w stronę Głogowa
Dzięki temu zgodnie z założeniami na listopad (min 1000km) na półmetku mam 500. Podstawa to wypełniać założenia.
Poza tym ledwo nogami ruszam.
Ooo i nawet podjazdów się trochę nazbierało.
Trasa:
Kategoria 100-200, Czarnula 2015
Walka z wiatrakami (m.in. z wiatrem)
-
DST
151.00km
-
Czas
05:36
-
VAVG
26.96km/h
-
VMAX
44.00km/h
-
Temperatura
10.0°C
-
Podjazdy
677m
-
Sprzęt Czarnula
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jak to bywa w niedzielę wyjechałem po obiedzie
15 stopni ciepełko więc nie ubrałem się zbyt mocno i miałem nadzieję, że tak jak wczoraj nie ochłodzi sie wieczorem
Z początku wiał wmordewind ale jakoś dawałem rady. Po 50 km zmieniłem kierunek jazdy na mniej więcej z wiatrem i od razu było lepiej.
Jak dojeżdżałem do Rzeszotar to jakoś się zmienił że znów zaczął przeszkadzać a droga powrotna z Legnicy to sam już nie wiem jak wiał.
Gdy podjechałem pod dom miałem 129 km więc stwierdziłem, że będę dokręcał. Nie był to za dobry pomysł bo licznik pokazywał 4 stopnie, mgła mi konie podusiła a delikatne ubranie, w którym jeżdżę do min 10 stopni było zdecydowanie za słabe. Ostatnie 10 km to już było chyba bez sensu ale skoro już sobie postanowiłem że dokręcę do 150 to dokręciłem.
Tak w ogóle to był wyjazd po jedną gminę :D
Trasa:
Kategoria 100-200, Czarnula 2015, Gminobranie
Czyś ty jest ojciec punk, czyś ty małżonek skin, W życiu liczą się tylko: żona, córka i syn.
-
DST
112.50km
-
Czas
04:34
-
VAVG
24.64km/h
-
VMAX
53.00km/h
-
Temperatura
10.0°C
-
Podjazdy
670m
-
Sprzęt Czarnula
-
Aktywność Jazda na rowerze
Z ilości postojów Hipka mam nadzieję jest ze mnie dumna. Hipek też.
Gdyby nie wymiana baterii w Garminie i światła w Polkowicach było by 40 sekund
Ogólnie rzecz ujmując to noga nie podawała, wiatr wiał baardzo dziwnie ale byłem uparty i kręciłem, kręciłem aż dokręciłem do 900 km w tym miesiącu.
Mam nadzieję, że Elizium za wiele nie odrobi w ciągu tygodnia kiedy ja będę ciężko pracował na tych, których wybraliście dzisiaj.
Trasa:
Kategoria 100-200, Czarnula 2015