Zima na Litwie - dzień 1
-
DST
120.00km
-
Czas
06:16
-
VAVG
19.15km/h
-
VMAX
41.30km/h
-
Temperatura
-7.0°C
-
Podjazdy
797m
-
Sprzęt Czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jakoś ta zima nie nastraja mnie do jazdy rowerem więc jak tylko Wilk jakiś czas temu zapodał temat kolejnej zimowej wyprawki na polski biegun zimna przyjąłem tę propozycję bardzo chętnie. Prognozy były fajne bo zapowiadały kilkunastostopniowe mrozy ale niestety po jakimś czasie zmieniły się na łagodniejsze i z wyprawki dla twardzieli zrobiła się po prostu "Zima na Litwie"
Mimo wszystko postanowiliśmy jechać bo w końcu zima, mróz i dużo śniegu.
Scenariusz standardowy. Lubin - Warszawa autem. Warszawa - Białystok autobusem. Białystok - Wilno rowerem i powrót do Warszawy autobusem no i wiadomo do domu autem. Nic nowego przecież.
Chwilę po północy zapakowałem rower i bagaże do auta i pośpieszyłem w stronę stolicy. Gdzieś po 4 godzinach zameldowałem się w okolicach stacji metra Młociny gdzie zamierzałem porzucić auto na te kilka dni.
Przebrałem się, zapakowałem rower i mniej więcej w tym samym czasie pojawiliśmy się z Wilkiem na dworcu.
Z Polskim Busem zero problemów. Kierowca miły i uprzejmy. Mało było bagaży więc każdy rower miał swoją półkę i nie trzeba było pakować ale kierowca już gdy wypakowaliśmy je grzecznie wspomniał o tym, że gdyby było dużo bagaży to rowery powinniśmy mieć zapakowane. Oczywiście mieliśmy ze sobą worki więc gdyby zaszła taka potrzeba to zrobili byśmy to bardzo szybko.
Polski Bus niestety niewygodny a ja jak zwykle mimo nieprzespanej nocy nie potrafiłem zasnąć. Pogadaliśmy z Michałem o czym się dało i wydaje mi się, że nawet na 15 minut oko mi się przymknęło.
W Białymstoku szybkie pakowanie. Łapawice na kierownicę i w drogę. No ja jeszcze dopompowałem koła do 5 atm bo okazało się, że mam po 2 :) Dopompowywane odbywało się pompką stacjonarną bo Wilk zaproponował żeby wziąć takową ze sobą to będziemy mogli pobawić się na trasie z dopompowywaniem i spuszczaniem powietrza w zależności od nawierzchni. Połączyłem też swojego Garmina z czujnikiem temperatury znajdującym się na rowerze Michała dzięki temu miałem na bieżąco odczyty.
Wylot z miasta jak zwykle szybki - tym razem w stronę Supraśla, też jest ruch ale mniejszy niż na krajówce. Jakiś czas później Michał decyduje się na dołożenie kolejnej warstwy ubioru. Mi póki co ciepło. Nie mam co prawda cienkich rękawic bo gdzieś zaginęły w boju ale w łapawicach od Rafała nawet bez nich jest za gorąco. Temperatura około 7 stopni - na minusie oczywiście.
Wierny sługa Czołg
Dopompowanie kół to był dobry pomysł bo rowery toczą się dosyć dobrze i szybko mimo dużego bagażu.
W Supraślu przed sklepem pierwsze wyrazy szacunku a nasze łapawice robią wrażenie wdzięczą się do obiektywu właściciela sklepu.
Gdy skręcamy w Kopnej Górze w drogą pokrytą śniegiem i lodem robimy błąd nie spuszczając powietrza mimo, że takie były nasze zamierzenia. Jedzie się ciężko i trzeba nieźle walczyć. Na szczęście nie jest tego dużo i po 15 km cieszymy się ponownie dobrą nawierzchnią.
W Sosnówce w Bierdonce robimy zakupy na całe trzy dni. Konsumujemy trochę i jedziemy dalej. Dzień krótki a do Mikaszówki, w której zaplanowaliśmy nocleg daleko.
W najwyższym punkcie.
Gdzieś po drodze osiągamy największą wysokość całej wycieczki. Temperatura oscyluje w okolicach 4-6 stopni na minusie i fajnie bo na dole mam tylko kalesony termoaktywne i krótkie spodenki rowerowe. Nie jest mi zimno bo nogi cały czas pracują ale dopiero gdy w Dąbrowie Białostockiej korzystam z toalety dowiaduję się jakie mam zimne nogi. Uda całe czerwone i zimne jak lód. Chyba trzeba się będzie jutro lepiej ubrać żeby nie przesadzić. Przecież nie jestem morsem żeby się lansować w krótkich spodenkach ale z drugiej strony wąski też nie jestem. A kij tam, jutro porządnie się ubiorę.
Zachód słońca łapie nas przed Lipskiem. Zakładamy lampki, pijemy herbatę (zapomniałem termosu więc Wilk mnie częstuje - dziękuję) i jedziemy dalej. Nie wiem kiedy wybudowali Bierdonkę w Lipsku ale nie wiedzieliśmy o tym. Warto zapamiętać gdy kolejny raz będziemy tędy jechali można zaplanować robienie zakupów w niej zamiast odbijania w Sosnówce i ciągnięcia tego ciężaru przez prawie 50 km.
Za Lipskiem droga znowu robi się biała i coraz więcej na niej lodu a my znów ignorujemy wysokie ciśnienie w oponach i męczymy się walcząc o utrzymanie się na drodze. A miejscowi jeżdżą sobie autami bez świateł. A co. W końcu są miejscowi.
O 17:30 dojeżdżamy na miejsce noclegu. Tak jak poprzednim razem lokujemy się w pobliżu cmentarza. Dokładnie w tym samym miejscu. Dobra miejscówka. Warto dodać do polecanych. Cisza, spokój i z drogi nie widać.
Oczywiście jak przystało na twardzieli wodę uzyskujemy topiąc śnieg. O 19 leżymy już najedzeni w śpiworach gotowi do snu. Było mi tak gorąco, że podczas gotowania wyszedłem ze śpiwora a w nocy było mi odrobinę za ciepło ale lepiej tak niż w drugą stronę.
Kulturalnie przy herbatce :)
Jeszcze trochę wymiany informacji ze znajomymi, trochę wiadomości i oko się przymknęło. Przed północą przebudzenie. Później jakoś koło 3 i o 5 już na stałe ale gdy budziki rozdzwoniły się o 6 to nie chciało się wstawać. "Budzikom śmierć". W ciągu nocy temperatura spadła do -12 stopni.
Miejscówka pierwsza klasa :)
Trasa:
Kategoria 100-200, Gminobranie
komentarze
Mi też.
Fajny wypad.