Waskii prowadzi tutaj blog rowerowy

na Zlot podrozerowerowe.info

  • DST 350.00km
  • Czas 14:25
  • VAVG 24.28km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Podjazdy 1550m
  • Sprzęt Czarnula
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 16 maja 2015 | dodano: 17.05.2015

Ogólnie rzecz ujmując ze względu na brak czasu na Zlot miałem jechać ale samochodem. Wymyśliłem jednak, że to mój pierwszy zlot więc wypada przyjechać rowerem. Co pomyślałem do uczyniłem.
Miałem co prawda wyjechać wcześniej ale miałem szkolenie we wrocku, które trochę później się skończyło a do tego na autostradzie złapałem korek no i zeszło tak ze dwie godziny.
O 18 ruszyłem spod domu. Na mojej ulubionej stacji jeszcze małe zakupy (woda, batony) i wraz z odprowadzającym mnie kawałek Waldkiem ruszyliśmy w drogę. Pierwsze km jadę oczywiście spokojnie tak, żeby zbyt szybko nie umrzeć. W Rudnej Waldek pojechał do domu a ja ochoczo popedałowałem w kierunku Rzewnicy.
Pierwsze km to dobrze mi znane tereny więc szybko minęły a ja starałem się nie myśleć o wietrze, który przeszkadzał i przeszkadzać miał do końca. Miałem co prawda lekkie nadzieje, że się obróci ale okazało się, że były one płonne.
Pierwsza nowa gmina:

We Wschowie, gdy słońce już chyliło się ku zachodowi stanąłem na stacji aby ubrać małe conieco na siebie ponieważ dotychczas jechałem w koszulce z krótkim rękawkiem i krótkich spodenkach. Nie było mi co prawda zimno bo termometr pokazywał jeszcze 13 stopni ale wiedziałem, że lada chwila może zrobić się za zimno więc ubrałem sługi rękaw pod koszulkę oraz uzupełniłem wodę.

Drogę, którą jechałem znam na pamięć gdyż przejeżdżałem nią dużo więcej niż tysiąc razy ale o istnieniu pewnych wzniesień dowiedziałem się dopiero jadą rowerem. Trasa przez Golę do Wschowy a następnie przez Włoszakowice do Śmigla to moja dyżurna trasa do Poznania. Fanie, że od skrzyżowania za Zbarzewem do Śmigla jest nowa nawierzchnia. Przy wietrze to tym bardziej jest ważne bo nie ma dodatkowych elementów obniżających prędkość przelotową.
Kurtkę i coś długiego na nogi miałem ubrać dopiero w Trzebawiu u Agaty, z którą umówiłem się na kawę ale temperatura w okolicach 8 stopni zmusiła mnie do zrobienia tego już w Śmiglu. Mała przerwa i wyjechałem na DK5.
Na DK5 jak zawsze duży ruch ale jest dosyć szerokie pobocze i daje się fajnie jechać. Czasem chce się pocisnąć szybciej ale jakoś nie za bardzo chcę się forsować bo wiem, że już niebawem będę miał problemy z sennością i siłami.

Mniej więcej o 00:20 zajeżdżam do Agaty i Andego na kawę. Dobrze mieć przyjaciół, którzy przyjmą o tej porze na kawę. Dziękuję. 
Chwilę siedzimy rozmawiamy ale okazuje się, że ta chwila trwa już godzinę a trasa jakoś nie chce się sama skracać. Na dodatek złego po kawie i w ciepełku zaczynają mi się zamykać oczy więc szybko się żegnam i jadę w kierunku stolicy Pyrlandii.
Miałem wyznaczona trasę dookoła Poznania ale ze względu na porę zdecydowałem się po prostu przelecieć DK5 przez Poznań bo ruch znikomy a po drugie ja lubię tańczyć z TIRami co widać było na BBT podczas przejazdu przez Rzeszów.
Mniej więcej w połowie miasta pomyślałem, że przydało by się coś wrzucić na ruszt więc już na wyjeździe łapię MCDonalda. Szybkie szamanko i dalej w drogę bo spóźnienie coraz większe a ochoty do kręcenia coraz mniej a wiem, że tak około 7mej będzie jeszcze gorzej.
W drodze do Obornik muszę ominąć kawałek ekspresówki i dzięki temu zaliczam kolejną gminę. Droga to obornik zlatuje bardzo szybko i staję na mały sikustop na Orlenie w Obornikach. Na tym samym Orlenie byliśmy razem z Danielem i Miechałem podczas  "Z Lubina do Szczecina przez Konin"   Gdy wpadam na stację to straszę obsługę, która widać nie spodziewała się nikogo o tej porze. Krótki Sikustop okazuje się trochę dłuższy bo jedna z pań zagaiła rozmowę o rowerach i chwila na tym zeszła.
Żeby jakoś podgonić czas powziąłem mocne postanowienie, że do Chodzieży jadę za jednym zamachem. Znam ten odcinek doskonale bo kilkanaście lat temu projektowałem, w dokładnie takiej relacji, kabel światłowodowy. Jadą przypominam sobie stare czasy. Tak sobie jadę a temperatura nie rozpieszcza. Gdzieś w okolicach Jaracza termometr zaczyna wskazywać zero i na chwilkę pojawia się nawet -1. Dopiero gdzieś w okolicach Budzynia temperatura podnosi się o stopień. Niestety nie wytrwałem w postanowieniu i na granicy gminy Chodzież zatrzymuję się na szybki sikustop a następnie już w Chodzieży żeby coś przekąsić. Słonko już wstało ale mimo tego temperatura nie chce się podnosić więc nadal jadę w pełnym rynsztunku.

Zrobione w domu bułki z "nutellą" i bananem trochę się wygniotły ale smakują wybornie

W Chodzieży mam kolegę, Plastika, i mam przez chwilę ochotę zadzwonić do niego, żeby się spotkać ale wiem jak takie spotkania się kończą (dużą stratą czasową) więc powstrzymuję się przed tym i postanawiam nie robić tego również w Pile gdzie mam jeszcze więcej fajnych znajomych.
Przez Piłę przemykam szybko. Byłem już tutaj rowerem podczas BBT. Chwilę później przemykam przez obwodnicę i zastanawiam się jak skończy się jazda DK11 bez poboczy. O ile przed Piłą droga była w fatalnym stanie ale były pobocza to tutaj droga jest w dobrym stanie ale poboczy(utwardzonych) niet. Wolę jednak pobocza. O dziwno nikt nie wyprzedza mnie na gazetę a do tego ruch jest bardzo mały. Tak się trochę dziwuję ale to kulturalne wyprzedzanie spowodowane jest małych ruchem.
Tak sobie jadę i zachciewa mi się zjeść gorącą zupę. Jakiś barszczyk czy cuś za mną chodzi. W Dobrzycy spostrzegam AUTO-BAR DOBRZYCA a na reklamie nad wejściem wymalowane auta ciężarowe. Jeśli klientami są kierwcy ciężaróek to jedzenie powinno być OK. Postanawiam zaryzykować. Wchodzę do środka i z pewną dozą nieśmiałości pytam o jakąś zupę. Pan proponuje mi zupę "Parzybroda" i mówi, że będę zadowolony. Ryzykuję. Zanim jeszcze zamówiłem pyta skąd jadę. Z piły? Nie z Lubina. Jest zdziwiony i wyraża podziw dla mojego jak twierdzi wyczynu. Proponuje gorącą herbatę na koszt firmy z której oczywiście korzystam. Zupa okazuje się być bardzo gorąca i bardzo pożywna. Jej gorąco mnie budzi a pożywność usypia. Zuba bardzo dobra a do tego cena jest sensowna bo 8 PLN.


Dziękuję za dobre śniadanko, żegnam się i jadę dalej bo czas goni. Planowałem być na 12 na Zlocie ale już wiem, że nie zdążę. Będę około 13.
Od tej pory jedzie mi się całkiem sprawnie. Sił nie brakuje, ochota do kręcenia też jest, asfalt dobry a auta nie przeszkadzają. Pan obiecał, że dzięki tej zupie będę jechał przez kilka godzin i sił mi nie brakuje. Jednak w Jastrowiu muszę się zatrzymać bo zrobił się już bardzo gorąco (16stopni) i muszę zdjąć kurtkę i przy okazji uzupełniam wodę w bidonach. Pamiętam, że jak ustalałem trasę to miałem zjazd z krajówki gdzieś już na wiochy i w pewnym momencie coś mnie tknęło żeby sprawdzić za ile to km. Okazuje się, że przejechałem ten zjazd o ...100m. Cóż za wyczucie czasu.
Niestety od tej pory rozpoczyna się dramat. Droga jest w stanie tragicznym. Żeby nie uszkodzić kół trzeba lawirować między wyrwami w jezdni i tak 10 km w tym dwa solidniejsze podjazdy. Na szczęście krótkie. Nie wspominam w ogóle o wietrze, który przeszkadza mi niezmiennie. Na szczęście ostatnie 20 km zaczyna trochę pomagać.
Na rondzie w Rzeczenicy spotykam pierwsze straże zlotowe w osobach: tranquilo, miki150 i olo.Olo jest jeszcze w jednym kawałku.
Lecimy do kierunku ośrodka i o dziwno bez żadnych problemów jestem w stanie jechać 30 km/h. Jednak jazda w grupie to jest to. Nawet w trzy osoby jedzie się znacząco łatwiej niż samemu.
Na miejscu jest mało ludzi bo jeśli nie biorą akurat udziału w rajdzie na orientację (a ja się dziwiłem dlaczego oni tak cisną do ośrodka) to pojechali za zakupy lub zwiedzają bunkry.
Podoba mi się jak zwykle wyraz zaskoczenia na coponiektórych twarzach gdy widzą mnie rowerem a nie autem. Niektórzy pytają nawet ile km od ośrodka zostawiłem samochód a byli i tacy, którym musiałem pokazywać rower żeby uwierzyli. Widać nie wyglądam na człowieka, który jest w stanie przejechać 350 km. Oczywiście dokonuję prezentacji Czarnuli bo mało kto ją wcześniej widział (w sumie chyba nikt).
Zaraz po przyjeździe idę pod prysznic, który jako, że woda nie jest najcieplejsza jest bardzo orzeźwiający, mimo to fajnie jest zmyć z siebie pot i kurz z drogi. Prysznic biorę chyba dosyć długo bo Wax zdążył się mnie nawet zapytać w czym się tarzałem po drodze, że tak długo tam siedzę.
Bagaż jak już widać było na zdjęciach mam w wersji Ultra Light więc nie za wiele się w nim znalazło i poza krótką koszylką i spodenkami nie miałem nic cywilnego do ubrania bo kurtka była jeszcze mocno wilgotna z nocy więc na jaskrawą koszulkę Manchesteru United ubrałem kurtkę przeciwdeszczową Castelli (wygląda jak by była zrobiona z transparentnej folii). Musiało to jakoś osobliwie wyglądać bo co chwila ktoś podchodził zapytać co to jest i czy mogę zdjąć tą koszulkę spod spodu. Padły nawet propozycje ze strony płci pięknej żeby po zdjęciu koszulki a przed założeniem ponownie kurtki polać się wodą. Poczułem się jak Waksmund. Tak bywa, że uczeń czasem może poczuć się jak mistrz z tym, że ja chciałem uczyć się jazdy rowerem a nie skupiania na sobie uwagi płci obu. Waksmund - oszukałeś mnie.
A rumakowanie się skończyło bo Tereska namówiła mnie na pływanie kajakiem. Oberwała wiosłem w głowę. Trochę ją ochlapałem, ona mnie też i jedyne suche ciuchy miałem już też mokre więc kolejne mogło być tylko ognisko, żeby się wysuszyć. Przy okazji dowiedziałem się, że są kajaki do driftu bo Żubr z Robertem jak by nie wiosłowali to kajak płynął bokiem :P

Mój bagaż UL nie przewidział też namiotu i karimaty ale Wax użyczył lokum a Furman karimaty za co jestem im niezmiernie wdzięczny. Trochę się bałem noclegu z Waxem bo ponoć on jest nauczony nocowania tylko z kobietami ale na szczęście moje obawy okazały się nieuzasadnione. Nie udusił mnie.
Gdzie koło 1 w nocy padłem.

Ps. mam nadzieję, że tym wyjazdem trochę dołożyłem Elizium i choć setkę nadrobiłem stratę do niego. Chciałem wracać na kołach ale gdy pomyślałem sobie jaką przykrość mu zrobię to zdecydowałem się na powrót pociągiem w doborowym towarzystwie.

Ps2. a starszapani jest taka starsza jak Kot słaby i powolny :D

Trasa:



Kategoria Czarnula 2015, Gminobranie, 300-400


komentarze
TomliDzons
| 06:33 poniedziałek, 18 maja 2015 | linkuj Ładna trasa, i to samotnie-nocna:-) Ja w weekend zrobiłem tylko 1/10 tego co Ty, gratuluje i pozdrawiam!
Waskii
| 20:31 niedziela, 17 maja 2015 | linkuj Oczywiście, że jest skopana bo .... trzymając ręce od góry na manetkach przy dużej prędkości wpadłem w mega dziurę i usłyszałem tak jakby trzask łamanego karbonu ale na szczęście okazało się, że mostek jest za słabo skręcony i ciężarem ciała obróciłem kierownicę w mostku. Nie chciało mi się tego w trasie zmieniać tym bardziej, że dzięki temu mogłem sobie jechać w dolnym chwycie bez problemu :D
Co do estetyki to takie szprychy są tam z premedytacją - za dużo czarnego to niezdrowo - popytaj amerykanów :P
4gotten
| 20:22 niedziela, 17 maja 2015 | linkuj Wczoraj przyglądając się Czarnuli wspólnie z Memorkiem doszliśmy do wniosku, że masz skopane ustawienie kierownicy, za mocno pochylona do przodu. No i te srebrne szprychy do czarnych obręczy, obraza szoszońskiej estetyki :-)
elizium
| 19:19 niedziela, 17 maja 2015 | linkuj ładnie ładnie, odrobiłeś i to sporo, bo ja ten weekend tylko rekreacja z rodzinką :D Szacun, ładny dystans i średnia.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!