5 kręcenie w tym miesiącu
-
DST
50.40km
-
Czas
01:53
-
VAVG
26.76km/h
-
VMAX
43.00km/h
-
Temperatura
16.0°C
-
Podjazdy
200m
-
Sprzęt Czarnula
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jestem w szoku. Dopiero 7 dzień miesiąca a ja już 5 razy jeździłem na rowerze.
Biedny Elizium ....
Dziś nie miało być jazdy ale ... wróciłem właśnie z Wrocka i nawet nie zdążyłem nic zjeść gdy przeczytałem smsa od Radka zachęcającego do spokojnej wycieczki. Namówiłem go na szosę i już 25 minut później spotkaliśmy się na "rondku"
Z początku był taki dosyć wmordewind w dodatku z niezłymi podmuchami ale trzymaliśmy fason mimo, że Radek dopiero co po chorobie i mówił, że jeszcze czuje ją. Gdzieś na 27 km trochę odpuściliśmy żeby się chłopak znów nie załatwił i spokojnie dotarliśmy do Lubina. Jeszcze mała dokrętka żeby wyszło 50 i pod domem spotkałem szwagra i ojca ale tym razem na motorach.
Ps. Czuję się na szosie coraz lepiej - zmiana siodła wyszła na dobre.
Trasa:
Kategoria do 50, Czarnula 2015
godzina ....
-
DST
30.40km
-
Czas
01:01
-
VAVG
29.90km/h
-
VMAX
43.00km/h
-
Temperatura
16.0°C
-
Podjazdy
117m
-
Sprzęt Czarnula
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nie miałem dzisiaj jeździć ale stwierdziłem, że mam godzinę, którą mogę na to poświęcić więc .... wskoczyłem na rower.
Zanim jednak wskoczyłem na niego to dopompowałem tylne koło bo coś mało powietrza się w nim zrobiło. W sumie coś szybko się ulotnił ten luft. Od soboty. Będę musiał się temu przyjrzeć.
Postanowiłem, że pół godziny będę jechał przed siebie i zawrócę.
Po drodze spotkałem szwagra więc zamieniliśmy kilka słów i pognałem dalej.
Niestety powrót był chyba ciut wolniejszy ale i tak pod górkę w Oborze nawet dobrze podjechałem.
Trasa:
Kategoria do 50, Czarnula 2015
wymiana siodła i mała próba
-
DST
50.40km
-
Czas
02:00
-
VAVG
25.20km/h
-
VMAX
42.00km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
Podjazdy
160m
-
Sprzęt Czarnula
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wymieniłem siodło i wybrałem się na małą spokojną próbę
Spokojną bo sił nie mam - małą bo było już późno
Po drodze zgarnąłem siostrę i szwagra i polecieliśmy na małe kółko
Oczywiście bidon zostawiłem na stole gdy wychodziłem i pojechałem bez picia więc musiałem sobie po drodze coś zakupić
W sklepe w Jędrzychowie spotkaliśmy ciekawego gościa ale nie ucinaliśmy sobie zbyt dużej pogawędki bo zimno się robiło
Siodło lepiej niż poprzednie ale z ocenami wstrzymam się bo nie chcę chwalić dnia przed zachodem słońca
Dziś już w całkowicie letnim stroju. Sandałki oczywiście.
Trasa:
Kategoria do 50, Czarnula 2015
dzień po dniu ...
-
DST
101.00km
-
Czas
03:57
-
VAVG
25.57km/h
-
VMAX
46.00km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
Podjazdy
440m
-
Sprzęt Czarnula
-
Aktywność Jazda na rowerze
Weekend majowy miał być rowerowy. No i był. Dziś znów, w ramach dobrych stosunków partnerskich, postanowiłem wyciągnąć Czarnulę na trasę. Zamiary były inne ale wyszło, że z siostrą i szwagrem pojechaliśmy do brata, tam zostawiliśmy siostrę i pojechaliśmy dalej. Wszystko było fajnie pięknie, nawet średnia zacna dopóki wiatr nie zaczął wiać z czoła i to mocno. Mam takie uczucie, że gdy jedzie się wzdłuż wału zbiornika odpadów poflotacyjnych "Żelazny Most" to jak by tam wiatr nie wiał to wieje wzdłuż wału i mimo, że droga zmienia kierunek to wiatr nadal wieje w czoło (lub w drugą stronę w plecy). Widać jakoś tak się dziwnie ten wiatr układa dookoła wysokich jak by nie było wałów.
Wizyta w Rudnej w sklepie i powrót do Sobina. Powrót, szczególnie jego pierwsza faza dał się nam nieźle we znaki. Później kiełbaska z grilla, sałatki i inne takie, gra w ziemniaka/kartofla i trzeba było zbierać się do domu. Do domu to mało powiedziane - oprócz tego trzeba było 20 km dokręcić więc odbiłem w bok na 10 km i po herbacie.
Tym samym kolejny punkt z planów na maj zrealizowany.
Z planów na maj pozostały jeszcze 3x100, 1x200, 1x300
I w ogóle eureka - prawie dobrze się mi jedzie tylko jednak poeksperymentuje z siodłem. Zastanawiam się czy dać to co mam w Czołgu bo spełnia swoje zdanie czy eksperymentować z czymś innym .... może jakieś pomiary rozstawu kości ....
Trasa:
Kategoria 50-100, Czarnula 2015
Na dobry początek maja
-
DST
102.00km
-
Czas
03:55
-
VAVG
26.04km/h
-
VMAX
55.00km/h
-
Temperatura
16.0°C
-
Podjazdy
650m
-
Sprzęt Czarnula
-
Aktywność Jazda na rowerze
Co prawda majówkę miałem zaplanowaną z sakwami ale czterodniowy tydzień pracy tak mnie wykończył, że postanowiłem odpocząć w ten weekend i po prostu pojeździć szosą.
Tylko, że szosa w rozsypce. Nowe koła przyszły tydzień temu ale leżą w pokoju, kilka dni leżą też opony i dętki a o opaskach nawet w natłoku spraw nie pomyślałem. Wczoraj odpoczywałem i nawet nie chciało mi się nic robić koło roweru. Dzisiaj rano wstałem, wypiłem kawę, pogadałem posiedziałem, pomogłem coś tam ojcu i gdzieś w okolicach 12tej wziąłem się za koła.
Nowe koła zaplecione na czarnych Mavicach Open Pro i piastach Novatecka - Wax polecił więc brałem w ciemno.
Na kołach zagościły: taśma izolacyjna zamiast opasek, kaseta ze starego koła i nówki dętki oraz opony zwijane Schwalbe Durano Plus. Całkiem fajnie się to prezentuje.
Zanim złożyłem napompowałem to była 15ta. Zrezygnowałem już z zakładania nowego licznika, który Czarnula dostała bez okazji - założę jutro lub może jeszcze dzisiaj wieczorem. Zjadłem coś, ubrałem się, założyłem nawigację i zdecydowałem, że to będzie szybka setka. Szkoda tylko, że w pośpiechu nie zauważyłem, że w Garminie są słabe baterie.
Wcześniej w ramach dostrajania się podniosłem lekko siodło bo wydawało mi się, że jest za nisko. Zanim strzeliła mi szprycha w poprzednich kołach to trochę przesunąłem siodło też do przodu. O dziwo dziś jechało mi się o niebo lepiej. Pod koniec co prawda bolało mnie połączenie pleców i czterech liter ale po pierwsze kwiecień nie był rowerowy a po drugie nie jestem jeszcze przyzwyczajony.
Siedząc teraz w sumie nie boli mnie nic czyli jest o niebo lepiej niż wcześniej. Wcześniej to po 100 km byłem połamany przez kilka dni
Pierwsze 30 km poszło całkiem nieźle mimo, że pod wiatr, w sumie tak do 50 km było pod wiatr, Podjazd w Kurowie Małym ma już nowy asfalt, fajnie się podjeżdża. Dziś zmordował mnie całkiem nieźle ale wcale się nie dziwię, szkoda zaczynać szukać u mnie jakiejkolwiek formy bo poszukiwania zakończą się fiaskiem.
Już na początku postanowiłem, że będę starał się jechać bez odpoczynków. Niestety gdy stanąłem w Polkowicach na światłach by przeciąć DK3 złapał mnie taki skurcz, że nie byłem w stanie ruszyć, jakieś babsko przez otwarte okno wyzywało mnie, że nie ruszam mimo, że stałem na wysepce wyłączonej z ruchu. Śmiać mi się chciało bo gdyby mnie ten skurcz nie złapał to dałbym się jej wyprzedzić dopiero jakieś 500m dalej. Wtedy dopiero by mnie wyzywała :D Zatrzymałem się na przystanku i spędziłem kilka minut na likwidacji kontuzji i pojechałem dosyć ostrożnie dalej. W Oborze przed koła wyjechał mi starszy pan oplem combo chyba i stwierdziłem, że myknę go bo jechał poniżej 40 i w momencie gdy przycisnąłem to złapał mnie skurcz w drugą nogę :D i tyle było z wyprzedzania. Do domu miałem z 5 km więc już nie stawałem tylko jakoś rozruszałem nogę i dojechałem do domu dokręcając do 100 km.
Co prawda forma jest gdzieś tam głęboko w lesie ale chyba nie jest ze mną aż tak źle. Myślę, że jeszcze tydzień dwa i będzie mi się w miarę dobrze jeździło na Czarnuli. Myślę jeszcze nad wymianą siodełka bo coś mi nie pasuje. Muszę coś kupić w przyszłym tygodniu. Kolana mnie nie bolą, plecy tylko podczas jazdy więc pewnie przyzwyczajenie w połączeniu z rozciąganiem powinno dać radę. Kolana nie bolą. Jestem optymistą.
Na maj zaplanowałem 5 takich setek, jedną dwusetkę i jedną trzysetkę. Mam nadzieję, że ktoś mnie z tych planów rozliczy.
Trasa:
Kategoria 50-100, Czarnula 2015
Zobaczyć jak Marzena uczy się jeździć
-
DST
50.00km
-
Sprzęt Czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wyszedłem na chwilę z domu zobaczyć jak bratanica uczy się jeździć. Na rowerze oczywiście. Ona i ja.
Dobrze jej szło.
Mi jakoś też bo sprawdzenie zajęło mi 5 km ale postanowiłem dokręcić trochę na mieście i wyszło mi 50 :D
Nie wziąłem z domu żadnego sprzętu namierzającego ani mierzącego więc kilometraż z pewnością zaniżony
Kategoria do 50
Bunkry w Wilkocinie z Radkiem
-
DST
91.40km
-
Czas
03:42
-
VAVG
24.70km/h
-
VMAX
46.00km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
Podjazdy
402m
-
Sprzęt Czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wiatru było dużo ale mało sprzyjającego.
Trasa:
Kategoria 50-100
Zamiast mocnej trzysetki spokojny spacerek
-
DST
55.80km
-
Czas
02:42
-
VAVG
20.67km/h
-
VMAX
38.00km/h
-
Temperatura
21.0°C
-
Podjazdy
130m
-
Sprzęt Czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
Miał być dziś wyjazd z Grupą Dolnośląską do Włoszczowej czyli pierwsze 300 km w tym roku ale niestety jak to nazwał emes "po powrocie z tropików rura mi zmiękła". Niestety, w nocy z czwartku na piątek w ogóle nie spałem a do tego pracowałem do późna, okazało się, że prawdopodobnie do końca weekendu też będę musiał trochę popracować i zdecydowałem, że niestety ale do Włoszczowej nie jadę chociaż to pewnie była jedyna taka okazja na oglądani tego najsławniejszego peronu w naszym kraju.
Dziś kilka razy zastanawiałem się czy nie żałować tej decyzji ale biorąc pod uwagę, że poszedłem spać koło północy to wstawanie o 4 rano po wcześniejszej nocy nie przespanej nie było by zbyt rozsądne a to pewnie też by się odbiło na moich możliwościach.... Z drugiej strony patrząc na raportowanie uczestników to tempa nie mieli zbyt ostrego....
Nie było dużej trasy ale był miły spacer z Martusią. Spacer 55 km. Dla Apanatshi to był kolejny rekord a dla mnie miły wyjazd. Nogi przypomniały sobie jak się kręci bo już 2 tygodnie nie jeździłem. Pojechaliśmy sobie małą pętelkę z wodopojem u brata i wróciliśmy do domu. Otworzyłem sezon sandałowy więc od dziś sandały rządzą :)
Trasa:
Kategoria do 50
Kotlina Jeleniogórska z Grupą Dolnośląską
-
DST
151.00km
-
Czas
07:48
-
VAVG
19.36km/h
-
VMAX
57.00km/h
-
Temperatura
7.0°C
-
Podjazdy
2264m
-
Sprzęt Czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dawno dawno temu Kaha zamieściła na forum propozycję trasy górskiej na sobotę ale była z tak wielką ilością przewyższeń, że nie wzbudziła we mnie nic poza delikatnym uśmiechem na twarzy. Jednak gdy sprowadzona przez bardziej doświadczonych na ziemię zmieniła trasę na łagodniejszą (rękoma emesa) zainteresował mnie ten wypad.
Pogoda sprawiła, że trasa finalna różniła się od tej zaproponowanej kierunkiem z JG zamiast do JG ale miała podobną ilość przewyższeń.
Ostatnie trzy dni pracowałem nocami więc nie byłem zbyt dospany a nocka z piątku na sobotę gwarantowała, że moja pierwsza górska trasa w tym roku będzie dobrym sprawdzianem wstępnym. Pierwotnie nad ranem miałem wrócić z Wrocka i z powrotem pędzić do Wrocka na pociąg ale gdy przyjechałem do domu pomyślałem, że dobrym pomysłem będzie pojechać do Żarowa bo nie dość, że odrobinę bliżej to dużo szybciej no i czasu będę miał więcej bo pociąg jedzie do Żarowa prawie godzinę.
Gdy nie zjawiłem się na dworcu we Wrocku wszyscy pewnie pomyśleli, że zrezygnowałem/nie dałem rady ale Wąski lubi niespodzianki i pojawił się w Żarowie. W pociągu zastałem już kahę, emesa oszeja i Bartka. Emes zdążył już tego dnia zrobić dwa kapcie więc zapowiadało się całkiem nieźle. Po drodze zadzwoniłem jeszcze do Jelony żeby nie zaspała i w Wałbrzychu nasza ekipa była już w właściwym składzie.
Wysiadamy w Cieplicach i udajemy się jeszcze na kawę na stacji Orlenu. Szybkie przygotowania i ruszamy przed siebie. Humory dopisują, pierwsze światła i pierwsze zakręty, na których kierowca BMW szczęśliwie omija Jelonę ale zrobił to tak, że wstrzymaliśmy oddech.
Pięć kilometrów rozgrzewki i zaczyna się pierwszy podjazd. Taki na rozgrzewkę. Na podjeździe oczywiście Ilona wyrywa się do przodu, chwilę później za nią emes. Jadę w środku stawki z Bartkiem i oszejem, kilkadziesiąt metrów za nami stawkę zamyka kaha.
W pewnym momencie doganiamy znudzoną Jelonę a chwilę później czekającego na nas emesa. ostatnie 70m przewyższenia to już fajna ścianka, na której emes i Bartek muszą się trochę posiłować bo jadą na szosowych przełożeniach. Dał nam w kość ten podjazd. Pocieszamy się, że to tylko rozgrzewka bo następny będzie jeszcze lepszy.
Zjeżdżamy do Przesieki i skrecamy w prawo w stronę Karpacza. Kolejny podjazd ponad 400m przewyższenia robimy w podobny na raz w bardzo podobny sposób jak ten ostatni. Całe szczęście, że pogoda nam dopisuje. Co prawda nie ma pięknego słoneczka, które przydało by się na zjazdach ale najważniejsze, że nie pada. Na samym początku zapomniałem założyć rękawiczek i przy podjazdach to plus bo nie są one w ogóle do niczego potrzebne ale przy zjazdach przydały by się ale oczywiście zawsze jak wjadę na górę to jest mi tak gorąco, że zapominam o nich. Jadąc z góry jest niestety przeraźliwie zimno i ręce mam czerwone i skostniałe ale nie będę się zatrzymywał gdy pędzimy kulturalnie z góry.
fot kaha - Jeszcze pełni sił bo Okraj przed nami
Wjechaliśmy
do Karpacza i zrobiliśmy sobie jakieś foty bo nikt o tym nie pamięta a jakoś
trzeba udowodnić niedowiarkom, że Grupa Dolnośląska jeździ rowerami a nie tak
jak Krakowska alkoholizuje się. W dół lecimy dosyć szybko ale trzeba non stop
hamować bo zakrętów sporo, droga mokrawa, dziur trochę i ludzie szwędający się
po jezdni. W sumie nie ma się co spieszyć bo i tak na dole trzeba będzie czekać
na kahę, którą ochrzciłem na tym wyjeździe Pierwszą Hamulcową Rzeczpospolitej.
W sumie ma hamulce to hamuje - nie tak jak ja - tylny hamulec skończył mi się
na BBT i nie zdążyłem jeszcze założyć nowych klocków, przedni dałem jeszcze
radę podciągnąć przed wyjazdem na tyle aby był skuteczny. Ja w większości
hamuje przednim więc aż dziw, że to tylny mi się skończył.
Dolatujemy do Kowar, mały postój przed Netto i zaczynamy kolejny, największy
podczas tego wyjazdu podjazd. Wjazd na przełęcz Kowarską i Okraj w jednym. W
sumie jakieś 600m. Na Kowarskiej pierwszy odcinek do zakrętu był najgorszy,
później już fajnie poszło. Mały przystanek na skrzyżowaniu w celu zebrania
całej grupy i "lecimy". Scenariusz taki jak zwykle. Jelona po niej
emes a później reszta stawki. Gdy wjeżdżamy na górę robimy kilka fotek i
postanawiamy wejść na coś ciepłego do schroniska. Żurek niestety był bez jajka
ale była. Wspominam ilość żurków zjedzonych na BBT, pijemy herbatę, kawę jemy
pierogi, jajecznicę, ser smażeny i różne inne na czym schodzi godzina. Niby
niedługo ale czas pędzi nieubłaganie. Mamy przed sobą jeszcze 100 km, kilka
mniejszych podjazdów i pociąg w Żarowie o 21:23.
fot. kaha - ciśniesz dalej, na przełęcz to jeszcze kawałek, do szarego domku :)
fot. oszej - Okraj za nami a humory nadal dopisują
fot. kaha - od lewej: Wąski, emes, kaha, Bartek, Jelona, oszej
Na zjazd ubieram kominiarkę, zapinam wszystkie możliwe wywietrzniki bo cały
czas jestem mokry od potu a nie mam zamiaru spędzić reszty weekendu w łóżku a
tym bardziej tygodnia. Zatrzymujemy się jeszcze na punkcie widokowym żeby
zrobić fotę i aż do Lubawki czeka nas wyziębiający zjazd. No prawie bo w
okolicach Szczepanowa mamy jeszcze mały podjazd
fot. kaha - a to my i nasze rowery z widoczkiem
Widok z Okraju
Mały postój robimy na rynku w
Chełmsku. Widać po wszystkich, że sił już mamy mniej niż rankiem. Kaha mówi, że
musi uzupełnić cukier inni nic nie mówią ale widać, że każdy myśli podobnie bo
do wody dolewamy soków a chyba każdy wciąga jakieś batony. :)
Za Chełmskiem spokojnie przygotowujemy się do podjazdu kręcąc umiarkowanie gdy
doganiają nas szoszoni z lubuskiego (rej FSD) będący pewnie na zgrupowaniu.
Dobre 50m przed nami jedzie Jelona, którą dopingujemy żeby nie dała się
szoszonom. Dołącza do nich ale po jakimś czasie daje za wygraną. Po jakimś
czasie w połowie podjazdu doganiają nas niedobitki z tej ekipy. Widać i wśród
nich są słabsi. Pocieszam się myślą, że są ode mnie 20 lat młodsi i nie mają za
sobą dzisiaj ponad 1500m przewyższeń. :D
W Mieroszowie wskakujemy na krajówkę i z dobrą prędkością przelotową lecimy w
stronę Wałbrzycha. W Unisławie Śląskim żegnamy się z Jeloną, która jedzie do
domu. My skręcamy na dziurawą drogę wojewódzką w stronę Głuszycy. Kaha
wystartowała pierwsza i gdy ruszamy jest już z 200 m przed nami. Próbuję ją
gonić ale słabo mi to idzie bo doganiam ją dopiero na górze. Zjazd do Głuszycy
jest szybki i jeszcze zimniejszy. Gdy emes rysował trasę to aby nie było za
mało podjazdów poprowadził trasę przez Jedlinę. Jesteśmy już mocno zmęczeni ale
twierdzimy, że trasę mimo wszystko musimy przejechać i nie ma co skracać trasy
ani bać się podjazdów. Dzięki temu trafiamy chyba na najbardziej stromy podjazd
dzisiejszego dnia. Jest krótki ale za to stromy. Bartkowi chyba nie udaje się
go do końca podjechać bo brakuje mu przełożeń.
Od tej pory praktycznie cały czas droga prowadzi w dół. Kilka razy zdarzają się
małe podjazdy gdzie trzeba trochę docisnąć ale to rzadko. Całe szczęście nie
jest aż tak stromo i trzeba kręcić, dzięki temu organizm nie wychładza się
mocno. Pierwotnie plan był żeby jechać do Jaworzyny Śląskiej ale w związku z
tym, że moje auto stało w Żarowie zmieniliśmy punkt docelowy i starą drogą na
Żarów w całkowitych ciemnościach pomknęliśmy na spotkanie mety.
Gdzieś kilka km przed Żarowem wspominam, że jestem już mocno głodny i cieszę
się na samą myśl, że w domu mam pewnie coś dobrego do zjedzenia. Temat
podchwytuje Michał i stwierdza, że w domu to on też ma ale teraz by nie
pogardził jakąś np. pizza. "Może by tak zamówić pizze na peron?? - zagaja.
Mi tam dwa razy takich rzeczy mówić nie trzeba. Telefon do niezawodnego w
takich tematach szwagra i już 2 minuty później mamy nr telefonu do pizzerii. 3
minuty później pizza już jest zamówiona.
Podjeżdżamy pod stację PKP i idziemy z emesem po zamówione żarełko, które
szczęśliwie znajduje się na przeciwko. Chwil kilka później siedzimy już na
peronie i konsumujemy. Nawet nie wiedziałem, że jestem tak głodny. Pizza była
bardzo dobra.
Dzień bardzo dobrze spędzony. Nie dość, że dałem sobie nieźle w kość to
jeszcze w super towarzystwie. W czasie jazdy a tym bardziej na postojach
mieliśmy kupę czasu aby pogadać, pośmiać się i wymyślić nowe wyjazdy. W naszych
głowach zakiełkował wspólny kwietniowy wyjazd z trasą dłuższą niż tym razem ale
bardziej płaską. Na góry przyjdzie jeszcze czas w maju.
Zdobyłem tylko trzy gminy ale zawsze to coś. Dzięki temu wyjazdowi przekroczyłem
1000 km w tym miesiącu i zbliżyłem się do wyrównania słabego wyniku pierwszego
kwartału z tamtego roku. O ile styczeń i luty miałem bardzo słaby to chociaż w
marzec nadrobił.
Wszystkim uczestnikom dziękuję za wspólne kręcenie i bardzo miło spędzony czas.
Do następnego wyjazdu.
Trasa:
Kategoria 100-200, Gminobranie
Próba nowych ustawień szosy - nieudana
-
DST
50.30km
-
Czas
01:59
-
VAVG
25.36km/h
-
VMAX
40.00km/h
-
Temperatura
9.0°C
-
Podjazdy
160m
-
Sprzęt Czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
Podumałem ostatnio, coś tam poprzestawiałem siodło w szosie i postanowiłem sprawdzić jak będzie tym razem.
Zrobiłem 1,5 km i słyszę "brzdęk" - poszła szprycha w tylnym kole. Koło prawie ósemka, blokuje o hamulec więc wróciłem do domu, wymieniłem rower i pojechałem Czołgiem.
W końcu ukrytym celem próbowania szosy było nie dać się zbytnio oddalić Elizium. Jako, że dzisiaj w nocy pracuję, jutro w dzień też a później od razu nocka to nie będę miał kiedy pojeździć rowerem więc dziś musiałem - choćby Czołgiem.
Jechało się fajnie - najpierw ostro pod wiatr, później trochę pod wiatr - na koniec dołączył deszcz i w końcu lekko zaczął sprzyjać wiatr.
Standardowa płaska 50tka.
Trasa:
Ślad nie obejmuje jazdy Czarnulą i kawałków Czołgiem