Gminobranie
Dystans całkowity: | 16099.74 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 712:31 |
Średnia prędkość: | 22.60 km/h |
Maksymalna prędkość: | 74.00 km/h |
Suma podjazdów: | 106183 m |
Liczba aktywności: | 56 |
Średnio na aktywność: | 287.50 km i 12h 43m |
Więcej statystyk |
Północ - południe
-
DST
940.00km
-
Czas
43:13
-
VAVG
21.75km/h
-
VMAX
63.00km/h
-
Podjazdy
7034m
-
Sprzęt Czarnula
-
Aktywność Jazda na rowerze
Obcy - (c)Kot
Trasa:
Kategoria 500 i więcej, Czarnula 2016, Gminobranie, K36
II Kórnicki Maraton Turystyczny
-
DST
513.50km
-
Czas
23:47
-
VAVG
21.59km/h
-
VMAX
48.00km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
Podjazdy
2719m
-
Sprzęt Czarnula
-
Aktywność Jazda na rowerze
"II Kórnicki Maraton Turystyczny czyli jak w jeden dzień zaliczyć wszystkie wielkopolskie wiadukty nad autostradami i drogami szybkiego ruchu"
To już drugi rok z rzędu gdy Krzysiek organizuje Kórnicki Maraton Turystyczny.
Zapisaliśmy się tam bo głupio nam było, że nikt nie chce jechać i obawialiśmy się, że Krzyśkowi będzie przykro.
W ten sposób uzbierała się grupka bez mała 100 osób. Krzyśkowi musiało być miło, że tacy solidarni jesteśmy :D
Bo Krzysiek jest fajny gość i mimo, że tak nieszczęśliwie się mu w życiu złożyło, że mieszka na płaskiej jak deska Wielkopolsce to coś się stara z tym zrobić, uatrakcyjnia Wielkopolskę organizując jakieś maratony a te z kolei uatrakcyjnia biedapodjazdami na wiadukty. Taki z niego członek Wielkopolskiego Panteonu Bohaterów Narodowych.
"Płonie Trampek w lesie, wiatr smród opon niesie...." - (c)Wąski
No ale do rzeczy...
W piątek dotarliśmy z Emesem jakoś przed 19. W związku z tym, że postraszyło deszczem chłopaki z Kórnickiego Bractwa Rowerowego oprócz ogniska rozpalili grile pod wiatą i smażyli kiełbaski. To był dobry pomysł bo całkiem bez wysiłku mieliśmy bardzo dobre jedzenie. Do tego chleb ze smalcem, ogórki małosolne i takie tam. Jak pojadłem to już w ogóle nie chciało mi się rozbijać namiotu a jak zgłodniałem to trzeba było znów zjeść i namiot nie chciał się sam rozbić. Zrobiłem to już nocą.
"Przy ogniu zaś rodzina wędzone dętki wcina" - (c)Wąski
Oczywiście jak to zwykle przed maratonem nie mogłem zasnąć więc jakoś do 4 się kręciłem a później zasnąłem.
O 6 wstałem i zanim się uszykowałem to już trzeba było jechać, jako ostatni wyjechałem z bazy na start. Tam ruszyłem w grupie Emesa.
Oczywiście od razu wszyscy ruszyli z kopyta a ja zacząłem od chowania się za plecami innych i konsumpcji śniadania w postaci słodyczy. przecież wcześniej nie było kiedy. Coś tam przekąsiłem i starałem się kontrolować pulsometr bo skakał zbyt mocno ale też koledzy trzymali zbyt mocne jak dla mnie tempo.
Na szczęście, zamknęli nam przejazd na 20 km to trochę po rozgrzewce odsapnąłem i później było już ok.
Po lewej silna grupa pod wezwaniem czeka aż przejadą dwa pociągi - (c)Wąski
Na przejeździe dogoniły nas inne grupy i nagle zrobiło się nas około 30 w jednej grupie, Słabe to raczej było dla próbujących nas wyprzedzić kierowców więc Krzysiek zarządził chwilę przerwy dla swojej grupy, która później dogoniła nas i wyprzedziła gdy staliśmy na 95 km na kawie.
W międzyczasie najechałem na dziwny garb, który wyrwał mi kierownicę z rąk i na prawdę nie wiele brakowało do tego żebym wywinął solidnego orła ale jakoś udało mi się (wg zeznań świadków) poderwać rower do góry, złapać i wyprostować kierownicę i wyjść z tego jedynie z bardzo miękkimi nogami. Chyba jeden z niewielu momentów gdy jestem zadowolony z SPD w rowerze.
Czarnuli też się należy odpoczynek. Tym razem spakowałem się w trójkąt i trochę przy bocznym wietrze chyba robiłem za żagiel - (c)Wąski
Do punktu żywieniowego na 197 km trzymaliśmy bardzo dobre tempo i zajchaliśmy tam już zmęczeni.
Oprócz schabowego, który przysługiwał każdemu zamówiliśmy jeszcze kawę oraz naleśniki.
Zaniedbujesz obowiązki Wąski. Nie zrobiłeś zdjęcia a już jesz? Nieładnie tak. Co na to powiedzą czytelnicy BS? - (c)Wąski
Nooo. Pamiętałeś o obowiązkach to możesz już pić kawę. - (c)Wąski
Tak dobrze wyglądały, że znów zapomniałem o obowiązkowym zdjęciu przed jedzeniem. Mam nadzieję, że wybaczycie. - (c)Wąski
Po długim odpoczynku (1h) jak na założenia przejechania dystansu w 24h, ruszyliśmy dalej.
Do Ostrowa Wielkopolskiego mniej więcej z wiatrem. Tam zrobiliśmy zakupy na resztę trasy i już mniej lub bardziej pod wiatr jechaliśmy w stylu "oby do punktu w Osiecznej"
Jakoś specjalnie nie pamiętam tej trasy poza jednym kapciem w Krobi pod Gas-Systemem gdzie był na płocie zakaz robienia zdjęć ale nikomu nie chciało się chyba wyciągać telefonu, żeby zrobić zdjęcie. Pamiętam jeszcze patrol policji na wyjeździe z Leszna, który prawdopodobnie nas nie zauważył gdy ignorowaliśmy zakaz jazdy rowerem.
Ten postój w Osiecznej był w dobrym momencie bo już mi się mózg wyłączał i potrzebowałem czegoś wyjątkowego by się od nowa raczył ruszyć. Tym czymś był punkt na którym były same plusy, które wymienię chronologicznie.
- serdeczne powitanie (na punkcie były dzieci, który właśnie miały być odwiezione do domu ale gdy wpadliśmy Pan wysiadł z auta i zajął się nami - dziękujemy zatem dzieciom za to, że ich kosztem się to stało)
- czysta i pachnąca toaleta
- obsługa minimum 4 osobowa tak się uwijała koło nas, że aż było mi głupio. Talerz pod nos, kawa czy herbatka? a może jedno i drugie? tu jest woda, a tutaj cukier, proszę nie wstawać ja przyniosę,
- zupa gulaszowa była baaardzo smaczna więc mimo wrodzonej nieśmiałości zapytałem o dokładkę, okazało się, że mogę jeść do pełna - na szczęście wystarczyły dwa talerze, później była kawka i oczywiście ciasto na deser
- prawdopodobnie najlepszy punkt na jakim byłem w tym roku ale ja mam słabą pamięć więc niechaj się nikt nie obraża :)
Gdy wyruszyliśmy z Osiecznej przeliczyłem czas (na przerwach nie zaglądałem na zegarek ponieważ to był maraton turystyczny jak sama nazwa wskazuje i był zakaz koksowania) i wyszło mi, że ciężko będzie się w tym tempie zmieścić w limicie chociaż wszystko jest możliwe. Na dodatek droga zrobiła się nawierzchniowo nieciekawa ale za to Elizium chyba był na nas zły za to, że wiecznie nabijamy się z płaskiej Wielkopolski i puścił nas przez wszystkie okoliczne ścianki jak wynalazł w ojczyźnie ziemniaka. Dziękujemy Eli - te hopki i punkt w Osiecznej uratowały nas przed pewnym więzieniem bo za nudną aczkolwiek pokręconą trasę lincz na organizatorze był już zaplanowany.
Potem jeszcze stanęliśmy na stacji na kawę batony itp i już prawie straciłem nadzieję na przejazd w 24h bo taki niestety urok jazdy w dużej grupie, że każdy postój nawet najkrótszy się przeciąga. Jednak po przerwie okazało się, że przyspieszyliśmy gdy dojechaliśmy do Kościana okazało się, że 24h jest jak najbardziej realne nawet się nie spinając.
Co prawda chcąc na rondzie zjechać o jeden zjazd za wcześnie spowodowałem zagrożenia dla zdrowia i życia emesa bo centralnie się wyłożył wjeżdżając we mnie ale na szczęście nic mu się nie stało, później jeden z kolegów miał nieodpartą potrzebę posiedzenia na asfalcie i zjedzenia bułki co reszta wykorzystała na spacer ale tak się stało, że dojechaliśmy tak jak zaplanowaliśmy mieszcząc się w 24h.
Kolega musiał sobie usiąść a przecież każdy postój trzeba dobrze wykorzystać ...... - (c)Wąski
Przed samą metą fajna niespodzianka bo naprzeciw nam wyjechała Kaha, która gdy nas mija (emes jedzie parę metrów za nami) to jej oczywiście nie poznaję bo już obwieszczam komuś, że kończę tę walkę i jadę z nosem w smartfonie. Dopiero gdy nas doganiają to widzę, że to taka niespodziewanka. Brawo Kaha.
Dla takiego kawałka metalu jechalim - (c)Wąski
Jako, że dwa tygodnie po KMT startuje BBTour to dla wielu z nas ten maraton był ostatnim sprawdzianem formy przed tą dla niektórych imprezą sezonu a dla niektórych takich jak ja po prostu maratonem 1000+. Jedni rezygnowali z trasy 500 i przenosili się na trasę 300, tak żeby nie zajechać organizmu (ale to Ci, którzy ambitnie i sportowo traktują BBT) a inni po prostu stwierdzili, że przejadą spokojnie ale konsekwentnie. Do tych ostatnich należeliśmy z Emesem dlatego pozwoliliśmy się zaangażować Krzyśkowi do prowadzenia grupy po wezwaniem 24h. Plan udało się zrealizować a ja w końcu dorobiłem się pierwszego maratonu 500+, który udało mi się ukończyć w mniej niż dobę. Brawo ja.
Myślę, że gdy uda mi się przespać choć pół nocy przed startem, nie będzie upału i nie trafię do grupy z zbyt ambitnymi koksami to jest szansa na 55h na BBT i w to będę celował. Słyszę strasznie dużo głosów, że ludzie, z którymi jeżdżę planują jechać na 48h ale ja się raczej z nimi nie zabiorę. Nie wybieram się w drogę powrotną na rowerze więc nie muszę się spieszyć, żeby się zregenerować.
A wracając jeszcze do KMT to polecam go każdemu kto zaczyna swoją przygodę z długimi dystansami. Jest w szczycie sezonu, gdy każdy jeżdżący ma najlepszą kondycję, fajnie zorganizowany a każdy może znaleźć coś dla siebie jeśli chodzi o dystans i tempo.
Bardzo mi się ten rower podoba. Skorzystałem z chwili nieuwagi właścicielki żeby się nim karnąć. - (c)Wąski
Trasa:
Kategoria 500 i więcej, Czarnula 2016, Gminobranie, K36
Budapeszt - Kraków z Gavkiem
-
DST
421.00km
-
Czas
19:43
-
VAVG
21.35km/h
-
VMAX
60.00km/h
-
Temperatura
9.0°C
-
Podjazdy
4419m
-
Sprzęt Czarnula
-
Aktywność Jazda na rowerze
Najpierw małe zwiedzanie Budapesztu ale słabe bo słaba pogoda a na drugi dzień w trasę.
Pogoda słaba bo w dzień upał koło 30 stopni a w nocy 9-11 i przelotne opady
Ogólnie w nocy jechało się bardzo słabo - takiej słabej nocki nie miałem jeszcze nigdy od kiedy jeżdżę długie dystanse.
Pewnie miał coś tutaj do powiedzenia wiatr wiejący cały czas z siłą 4-6 m/s a u podnóża Tatr nawet do 10m/s
Wzgórze Gellerta. Po lewej Jacek, którego Gavek spotkał w Polskim Busie z Wa-wy. Jak widać pogoda nie rozpieszczała - (c)Wąski
Widok ze wzgórza Gellerta - (c)Wąski
Jak to powiedział Gavek "Anglia nad Nilem" - (c)Wąski
Miało być po węgiersku ale skończyło się jak zawsze czyli tanio i szybko - (c)Wąski
Do domu czas ....- (c)Wąski
Całe szczęście byłem świadomy, że Węgry płaskie nie są ale dlaczego tam było cały czas góra, dół, góra, dół ...- (c)Wąski
No to pora wjechać na Słowację. Gavek masz kamizelkę? Nie, a Ty? Też nie. No i se pogadali - (c)Wąski
Slovensko prosimy o lepsze drogi bo te na Węgrzech nas dobiły. Nasze rowery prawdopodobnie też. - (c)Wąski
Dobrze, że jechaliśmy na północ bo ostre słońce w połączeniu z posianymi w Budapeszcie okularami ....... - (c)Wąski
Taka pogoda nad ranem ma tylko jeden plus. Fantastyczne widoki. Ale marne to pocieszenie gdy masz na sobie już wszystko łącznie z cywilną koszulką ...- (c)Wąski
Gavek twierdzi, że jeśli byłem w Tatrach i nie zerwałeś łańcucha to znaczy, że nie byłeś w Tatrach. Mnie w takim wypadku tam nie było już kolejny raz. - (c)Wąski
Niestety, pani której jestem wielkim fanem nie spotkałem :( - (c)Wąski
Wyjazd udany mimo tak wielu niesprzyjających okoliczności.
Słońce, deszcz, zmęczenie, zgubione okulary, zimno - trzeba się cieszyć, że tylko to bo przecież mogło nas spotkać coś o wiele gorszego.
Dzięki Gavek za super pomysł i sam wyjazd.
Trasa:
Kategoria Czarnula 2016, Gminobranie, K36, 400-500
Pierścień Tysiąca Jezior 2016
-
DST
617.30km
-
Czas
25:10
-
VAVG
24.53km/h
-
VMAX
57.00km/h
-
Temperatura
31.0°C
-
Podjazdy
4300m
-
Sprzęt Czarnula
-
Aktywność Jazda na rowerze
To kolejny w tym roku, trzeci już, ultramaraton rowerowy, w którym dane im było wystartować.
Jazda
długodystansowa sprawia mi przyjemność ale już od początku sezonu
odgrażam się, że przestanę jeździć maratony. Źródłem tego odgrażania
jest zapewne wszechogarniające mnie zmęczenie.
Przed samym Pierścieniem miałem ochotę zrezygnować ponieważ zrozumiałem, że w czerwcu najnormalniej w świecie przegiąłem.
Przegiąłem z kilometrażem i trochę z trudnością tras.
Już
na samym wstępie (4 czerwca) machnąłem Maraton Podróżnika czyli 534 km.
Dzień później wyjechaliśmy z Wilkiem na południe i przez cztery dni
wykręciłem 750 km, chwilę odpocząłem, bo mięsień się upomniał ale nie
długo bo musiałem jakoś utopić smutki spowodowane nie udanym wyjazdem
więc najpierw delikatnie po setce a na koniec miesiąca postanowiłem
zrobić mocne zakończenie i pojechałem w Polskie. Z namiotem. Pech
chciał, że w upały. Z jeden strony szczęście w nieszczęściu, że
noclegowałem u Cosmy i Szulera z FST więc była większa szansa na
wypoczynek niż w namiocie (prysznic, łóżko, kolacja, sniadanie, izotniki
i inne udogodnienia) za co dziękuję ale gdy na drugi dzień po zrobieniu
100 km leżałem ujechany na rozstaju dróg zadałem sobie jedno bardzo
ważne pytanie. "Co ja robię tuuu?, Co ty tutaj robisz?" Odpowiedź była
prosta - 50 km na pociąg do Bydgoszczy a tam trzeba będzie podjąć
decyzję co dalej. Jazdą w takim upale tylko dokładałem sobie do pieca -
to już nie była przyjemność.
Niestety, to było tylko tydzień przed
Pierścieniem więc nękały mnie copochwila myśli czy nie zrezygnować.
Byłem zmęczony. Przegiąłem w czerwcu z przebiegiem, warunkami i dniami
jazdy pod rząd. organizm domagał się odpoczynku a ja właśnie planowałem
zaserwować mu kolejne 610 km.
Na szczęście jakoś do czwartu
odpocząłem i można było się pakować wraz z moimi (naszymi) kibicami
czyli Kahą i Emesem do mondeo i jechać pokręcić.
Prognozy nie były zachwycające. Upał dnia pierwszego deszcz i nawałnice drugiego.
Tak teraz będziemy się wozić na maratony - (c)Wąski
Tak jadamy na kolację - (c)Wąski
To ta sama kolacja - (c)Wąski
Rozpisywać
się zbytnio nie będę jak się jechało, jak było przed itp ale na
wspomnienie zasługuje fakt, że dobrze spałem noc przed maratonem.
Przyczyną takiego stanu rzeczy był fakt, że noc wcześniej spałem 3h.
Wieczór przed startem - pełen luz - (c)Wąski
O 6 rano wraz z Pio_FCI i Anią jemy pyszne siadanie w agro, w którym mieszkaliśmy i jedziemy na start.
Najpierw start honorowy
Później ostry
Poszli.
Start ostry - (c) Wąski
Jedziemy
w kilka osób. Jest Olo, Piotrek, który reprezentuje barwy Jankes Garage
czyli w jednej grupie jadą dwie osoby w jakiś tam sposób związane z
Ford Scorpio Team. Z nami też rusza Andrzej Straus, z którym kończyłem
BBT. Jedziemy spokojnie ale po jakimś czasie urywa się Andrzej a za
Ornetą Piotr. Jedziemy w trójkę z Olem i Jarkiem.
Zasadniczo to
miałem na upał jedną strategię. Pilnować pulsu, dużo pić i dobrze się
polewać a na punktach przebywać tylko chwilę. Nawet mi to wychodziło
tylko coś pulsu nie mogłem uspokoić.
Widoczki jakich wiele na Warmii - (c)Wąski
Za pierwszym punktem Jarek nam
ucieka a później z tyłu zostaje olo. Jadę solo. Doganiam Jarka, łykam
dwóch innych kolarzy i wjeżdżam do Reszela w miarę szybki serwis i
można jechać dalej.
Granic - (c)Wąski
Na granicy Warmii i Mazur doganiam Darka Janaczka,
któremu mówię żeby się podczepił na koło (jedziemy pod wiatr) bo ja i
tak jadę solo i tak to może sobie spokojnie powisieć. Znamy się już z
wcześniejszych maratonów. na BBT i GMRDP przejechaliśmy razem długie
odcinki. Teraz też jak się okazuje będziemy jechać setki km.
Dargin, następnym razem może takie zdjęcie z wody? - (c)Wąski
Jakiś
czas później zgarniamy po drodze następnego czyli Wewiórskiego Andrzeja
(rocznik 1948). Wstyd bo daje lepiej od nas w miarę przecież jeszcze
młodych tylko na podjazdach trochę odstaje. W Gołdapi pierwszy raz na
trasie spotykamy się z Darkiem Urbańczykiem, z którym jechałem sporo na
Pięknym Wschodzie ale my ruszamy pierwsi a on nas wyprzedza gdy za zakaz
jazdy po drodze zgarnia nas policja. Szybko się wykręciliśmy uciekając
mimo wszystko na ścieżkę ale Darka już nie było. Dopadamy go dopiero w
Rutce.
W Rutce-Tartak spotykam po raz kolejny Turystę, z którym
będziemy się widzieć na wszystkich punktach kontrolnych do mety. Po raz
kolejny widzę się też z Keto, który czuje jeszcze w nogach Brevet1050 w
Pomiechówku, Ola i kilu innych znajomych.
Bez zbędnej zwłoki ruszamy
dalej. Wtedy też formuje się ostateczna grupa finiszowa w składzie Darek
Urbańczyk, Andrzej Wewiórski, Darek Janaczek no i ja.
Szybko osiągamy Sejny, pijemy szybką kawę i lecimy dalej. Tutaj dochodzi mnie info, że zrezygnował Wilk. No to niedobrze.
Staramy
się mocniej cisnąć do Augustowa bo burza wisi w powietrzu i robimy to
na tyle dobrze, że pierwsze krople spadają na nas na granicy miasta.
Skręcam w dziurawą drogę wiodącą do PK ale zauważam całkiem nową i w
miarę dobrze zrobioną ściężkę więc wskakuję na nią i lecę ile sił do
punktu. Okrzykami proszę ludzi jadących/idących ścieżką o udzielenie
pierwszeństwa i każdy pięknie ustępuje - pewnie się dziwią co za idiota
się tak wydziera ale ja chcę suchy dojechać na PK.
Udaje mi się to,
Darkowi też ale drugi Darek i Andrzej już chyba łapią trochę deszczu.
Było to ryzykowane zagranie bo na torach mało się nie wysypałem, kilka
przejazdów przez drogi były wcale nie lepsze od przejazdu kolejowego ale
wyszło OK
Na PK Augustów super obsługa, dobre jedzenie i przedłużona
pauza bo Turysta wyjawił tajemną wiedzę, że jak przejdzie ta chmura to
będzie już przez dobrych kilka godzin OK.
Poczekaliśmy, poszła
sobie, trochę nas zmoczyło wodą z drogi ale chwilę później było już
całkiem sucho. 20 km przed Oleckiem zaczyna mnie mulić więc tylko czekam
stacji, na której byliśmy w tamtym roku żeby zapodać odpowiedniego
drinka.
Mało nie usnąłem ale stacja jest, redbul też i można jechać.
Robi się pagórkowato ale chcąc jak najwięcej przejechać bez deszczu
staramy się cisnąć. Dużo rozmawiamy, żeby nas nie zamuliło. Razem z
Darkiem Urbańczykiem odjeżdżamy drugiemu Darkowi i Andrzejowi ale zaraz
spotykamy się na PK w Wydminach. Spotykamy oczywiście również Ola i
Turystę
Spokój, cisza, dobra zupa, toaleta i pora ruszać bo chmury
wiszą złowrogo. Wyrażamy nadzieję, że dojedziemy do Giżycka bez deszczu.
Za Giżyckiem nas dopada. Deszcz. Dopadają też Darek z Andrzejem.
Ciśniemy dalej, deszcz, droga-tarka a następnie mocno pofałdowana z dużą
ilością aut no i w końcu Mrągowo. PK, które jest strasznie smutne.
Spotykamy znów Jacka i Ola ale o dziwno widzę tutaj również Hipka, który
mówi, że i tak na mecie będzie szybciej. W sumie to nic dziwnego -
wystarczy że nie ruszy po mnie więcej niż godzinę i mnie ma. Okazuje się
finalnie, że wczoraj dostał udaru słonecznego i ktoś po niego
przyjedzie. W sumie wtedy nie spodziewałem się, że przyjedzie po niego
moje auto. Nie wspomnę, że bez mojej wiedzy. To się nazywa pojazd
autonomiczny chyba.
Z Mrągowa ruszamy w deszczu ale gdy dojeżdżamy do
Świętej Lipki to jedziemy już w ulewie, jest mi zupełnie wszystko jedno
po jakich kałużach jadę, nie reaguję już gdy kolejne auto zalewa mnie
fontanną wody. Po zjechaniu z głównej doganiamy Turystę, coś mu musi być
bo ten facet to inna liga, wyższa. Fakt, jedzie z czasem ponad godzinę
lepszym ode mnie ale taką samą przewagę miał w Rutce. Wioskę dalej
doganiamy ola. Trochę podkręcam tempo bo zaczyna być coraz zimniej a ja
nie chcę zachorować. Nie czekam nawet na Darka ale wiem, że wisi za mną
jakąś chwilę i jak się wypłaszczy to mnie dopadnie.
PK w kikitach obsługiwane przez miłą Panią. Wypiłem herbatę, spakowałem ze dwa batony i ruszamy z Darkiem dalej.
Pora ruszać bo meta tuż tuż - (c)Turysta
Zostało
50 km - staram się nie odliczać bo to tylko pogarsza sytuację ale w
końcu ulegam. Droga fajna, fajne podjazdy, na których czuję się bardzo
dobrze. Podjazdy wchodzą mi jak wszedłby w tej chwili kurczak z rożna.
Niestety takowego w zasięgu wzroku nie znajduję więc muszę zadowolić się
podjazdami. Okazuje się, że ten deszcz w ogólnie mnie nie zwolnił. On
mnie chyba nawet przyspieszył.
Drogę z Dobrego Miasta na metę będę pamiętał długo. Te nieznośne pagórki non stop.
Dojeżdżam na metę po 30 godzinach i 7 minutach od startu.
Widać, że olo nadrabia miną :P - (c)Elizium
Z
udziału jestem zadowolony. Co prawda po pracowitym czerwcu brakowało mi
świeżości ale realizowanie założeń na ten maraton pozwoliło na
osiągnięcie czasu przejazdu, który mnie satysfakcjonuje. Sprawdziło się w
boju to co mówiłem - wolę mocny deszcz niż upał. Upał mnie spowalniał a
deszcz jeśli nie przyspieszył to z pewnością nie spowolnił. Biorąc pod
uwagę, że zrobiona ostatnią setkę w większości w deszczu zajęła mi 4,5 h
(z postojem na PK) przy tej ilości przewyższeń to raczej uznaję, że
deszcz mnie przyspieszył.
Dziękuję wszystkim, z którymi jechałem,
mijałem się, rozmawiałem czy wymieniałem inne uprzejmości a w
szczególności dwóm Darkom, Andrzejowi, Turyście, Olo-wi, Keto.
Dziękuję
orgom a przede wszystkim Robertowi za ogarnięcie tego wszystkiego oraz
wszystkim kibicom, którzy kibicowali przed ekranami laptopów, smartfonów
czy innych słuchawek, tych, którzy słali mi smsy i tych, którzy
wspierali mnie na miejscu w bazie.
Okazuje się, że kibiców jest wielu a każda wiadomość od kibica to nowe siły do walki
"Sportowo" to okazuje się, że te podjazdy, które budziły mój lęk to wcale aż takie straszne nie są :)
Do następnego.
Chyba się starzeję bo to jedyne zdjęcie jedzenia, które zrobiłem na mecie. - (c)Wąski
Komu medal, komu? - (c)Wąski
Trasa:
Kategoria 500 i więcej, Czarnula 2016, Gminobranie, K36
Ostatnie pierdnięcie vol.2 i 3
-
DST
236.00km
-
Czas
09:38
-
VAVG
24.50km/h
-
VMAX
47.00km/h
-
Temperatura
33.0°C
-
Podjazdy
1100m
-
Sprzęt Czarnula
-
Aktywność Jazda na rowerze
Se jechałem se aż pomyślałem, że czas do domu wracać - to skoczyłem na pociąg do Byni i wróciłem do domu.
A co se będę żałował.
Trasa:
1
2
Kategoria 200-300, Czarnula 2016, Gminobranie, K36
Ostatnie pierdnięcie vol.1
-
DST
244.00km
-
Czas
09:25
-
VAVG
25.91km/h
-
VMAX
51.00km/h
-
Temperatura
34.0°C
-
Podjazdy
1000m
-
Sprzęt Czarnula
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kto głupiemu zabroni wyjechać z domu o 11:20 przy 30 st C i jechać prawie 250 km z 1,5h przerw?
Trasa:
Kategoria 200-300, Czarnula 2016, Gminobranie, K36
W stronę słońca II
-
DST
201.00km
-
Czas
08:51
-
VAVG
22.71km/h
-
VMAX
59.00km/h
-
Temperatura
30.0°C
-
Podjazdy
1400m
-
Sprzęt Czarnula
-
Aktywność Jazda na rowerze
Trasa:
Kategoria 100-200, Czarnula 2016, Gminobranie, K36
W stronę słońca I
-
DST
210.00km
-
Czas
08:30
-
VAVG
24.71km/h
-
VMAX
55.00km/h
-
Podjazdy
1397m
-
Sprzęt Czarnula
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tymczasem przy poniedziałku w Mąchocicach Kapitulnych - (c)Wąski
Sam Emes przybywa by nas pożegnać - (c)Wąski
Ona gotowa i niecierpliwa - (c)Wąski
A boćki spacerują ... - (c)Wąski
Koniecpol i Pilica - (c)Wąski
Częstochowa - (c)Wąski
Pora odpocząć - (c)Wąski
Trasa:
Kategoria 100-200, Czarnula 2016, Gminobranie, K36
Maraton Podróżnika 2016
-
DST
534.00km
-
Czas
21:46
-
VAVG
24.53km/h
-
VMAX
74.00km/h
-
Temperatura
28.0°C
-
Podjazdy
4300m
-
Sprzęt Czarnula
-
Aktywność Jazda na rowerze
Czarnulka gotowa - szowinista ją trochę objuczył - (c) Wąski
Lunatyk i Matwest - (c)Wąski
Kot i Wilk - (c)Wąski
Trzy lata temu podjazd od Żurowej do Ryglic zabił mnie oraz kolegę z Fors Scorpio Team - KewinaXY - tym razem było dużo lepiej - (c)Wąski
Na Maratonie Podróżnika zawsze można liczyć na piękne widoki i choć trzeba to okupić dużą ilością podjazdów to warto - (c)Wąski
Matwest, Wilk, Kot i głębi Lunatyk - w takim zestawieniu przejechaliśmy większość MP - (c)Wąski
Tak malowniczo położonego punktu żywieniowego nie było jeszcze nigdzie :) - DZIĘKUJEMY - (c)Wąski
Słonko zachodzi.... o już zaszło - (c)Wąski
Zmarnowany Rowerowy Lublin :) - (c)Wąski
Integracja pomaratonowa - (c)Wąski
Po to człowiek kręci te km i nie śpi całą noc ... - (c)Wąski
Trasa:
Kategoria 500 i więcej, Czarnula 2016, Gminobranie, K36
Zlot Ford Scorpio Team Teil 2
-
DST
100.50km
-
Czas
03:33
-
VAVG
28.31km/h
-
VMAX
51.00km/h
-
Podjazdy
655m
-
Sprzęt Czarnula
-
Aktywność Jazda na rowerze
Trasa:
Kategoria 50-100, Gminobranie