Waskii prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w kategorii

50-100

Dystans całkowity:7848.11 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:318:04
Średnia prędkość:24.67 km/h
Maksymalna prędkość:71.70 km/h
Suma podjazdów:39099 m
Suma kalorii:42 kcal
Liczba aktywności:101
Średnio na aktywność:77.70 km i 3h 08m
Więcej statystyk

Och Ziutek, Ziutek, gdzieś Ty był ...

  • DST 103.50km
  • Czas 03:51
  • VAVG 26.88km/h
  • VMAX 47.73km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 762m
  • Sprzęt Czarnula
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 26 lipca 2015 | dodano: 26.07.2015

Dziś miałem zaproszenie na urodziny do bratanka a jako, że w przeciwieństwie do innych jechałem rowerem postanowiłem wydłużyć sobie drogę o 20 km.
Pojechałem przez Sobin, Polkowice do Orska. W Sobinie wyprzedziła mnie siostra ze szwagrem.
Pierwsze ponad 15 km pod wiatr a później różnie. Jechało się super.
W Polkowicach zapodałem lody, hamerykanske.

Od razu średnia skoczy :)

Wpadłem jak zwykle spóźniony ale akurat w tym momencie wjechało mięso z grila na stół więc moment był odpowiedni.
Trochę się opchałem, podyskutowałem o sposobach demontażu/montażu oraz o budowie sprzęgła hydrokinetycznego.
Niestety dyskusja nie przypominała tych najlepszych w wykonaniu moim i brata (znaczy nie musiał nas nikt rozdzielać) - może dlatego, że od razu poszliśmy obadać organoleptycznie takowe sprzęgło.
W międzyczasie pozwoliłem się kawałek karnąć bratankom.


Czarnula zawsze znajdzie sobie fajne miejsce.


Autoportret.

Księżyc już widać - pora się zbierać.

Jakoś po 1,5h pojechałem dalej - wszak jeszcze 50 km do wykręcenia a tylko kawałek z wiatrem.
Ruszyłem z wiatrem ale coś po płaskim do Chełmu nie mogłem się zbytnio rozbujać, później jakoś do Chobieni tez mi się dziwnie jechało. Zajechałem zobaczyć podstawówkę, do której kiedyś chodziłem, żeby zrobić koledze siedzącemu w usa zdjęcie. Pomyślałem, że przyda mu się bo oni emigranci lubią wiedzieć co się dzieje w Ojczyźnie. :)
Ruszyłem i coś mnie tknęło. Spojrzałem na tyle koło i jakoś za duże bicie miało. Zatrzymałem i spróbowałem pokręcić kołem. Ale hamulec co obrót skutecznie je wyhamowywał. No cóż, albo ja je załatwiłem na przjeździe kolejowym przed Orskiem albo roweru nie daje się dzieciom nawet na chwile. :) Odkręciłem klocka i pojechałem do domu.
Później było kilka górek i już Lubin. Po drodze zajechałem jeszcze do Nieszczyc bo dawno mnie tam nie było.
Wyjazd całkiem udany mimo dziwnego wiatru wiejącego z nienackim o czym świadczy 3x PR i jedno 10 miejsce na Stravie.

link do Stravy: https://www.strava.com/activities/354741596

Trasa:


Kategoria 50-100, Czarnula 2015

Kiedy przyjdą podpalić dom ...

  • DST 102.50km
  • Czas 03:43
  • VAVG 27.58km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 496m
  • Sprzęt Czarnula
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 25 lipca 2015 | dodano: 25.07.2015

... idź na rower :)
Miałem się tylko chwilę pokręcić ale tak zaniżać sobie statystyki średniej na wyjazd? :P
14 minut postojów (wizyta w sklepie, światła itp) - żebym miał taką średnią postojów na maratonach :P
Wiatr przez 3/4 drogi przeszkadzał w 1/4 z deka pomagał.
Trasa:


Kategoria 50-100, Czarnula 2015

Niedzielny spacerek a na końcu letnia burza.

  • DST 60.60km
  • Czas 02:23
  • VAVG 25.43km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 288m
  • Sprzęt Czarnula
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 19 lipca 2015 | dodano: 19.07.2015

Dziś postanowiłem sprawdzić jak tam moje prawe kolano. Nie chciałem się zbytnio katować ale na spokojnie przespacerować po okolicy żeby sprawdzić co będzie się działo. W związku z tym zabrałem się na przejażdżkę z kumplem, który jechał na MTB.
Tak się oszczędzałem, że po przejeździe przez cały Lubin, zanim dojechałem do Jacka, miałem średnią 28 km/h
Kumpel na dobry początek wywinął orła bo okazało się, że prawie nie ma luftu w przednim kole i opona podwinęła się skutkiem czego  zaliczył spektakularny szlif na DK3. Szybko się pozbierał, pozbierał bidony i już nie było śladu po szlifie. No może poza przetartym łokciem i łydką.
Na uwagę zasługuje fakt jak zachował się kierowca nadjeżdżającego krajówką auta (my włączaliśmy się z podporządkowanej). Był dosyć daleko - włączył awaryjne, wyhamował całą kolumnę pojazdów i dopiero na znak Jacka, że już wszystko OK, ruszył. Pozytywne w porównaniu do zachowań niektórych kierowców na ostatnich dwóch maratonach. :)
Niestety nie pomyślałem, żeby wyciągnąć aparat i zrobić leżącemu Jackowi zdjęcie. Słaby ze mnie łowca sensacji.
Okazało się, że Jacka rower ma kapcia więc wróciliśmy dopompować do domu. Sugerowałem, że może ma dziurę ale twierdził, że niemożliwe. Po powrocie na trasę jechaliśmy sobie spokojnie spokojnymi drogami i po 10 km zasugerowałem, żeby sprawdzić czy nie schodzi powietrze. Schodziło. Skróciliśmy więc trasę aby nie zabrakło powietrza zanim dotrzemy do domu.

Jacek w Górzycy.


Wsi spokojna wsi wesoła.

Załapaliśmy się na 1,5 km piachów i zaczęliśmy wracać do domu. Za Szklarami Górnymi odłączyłem się od Jacka bo postanowiłem trochę dokręcić. Pojechałem na chwilę do brata, zjadłem bratowej jakieś zielenine, zapiłem wodą. Jak zwierze jakieś. Bydło się znaczy. Tak brat stwierdził.

Oparłem się Karpatce. To niebywałe .....

Wyszedłem z domu i  ... zaczęła się burza. No to przycisnąłem trochę bardziej niż na spacerze. Kolano zaczęło boleć ale nie zwracałem na nie uwagi bo o ile deszcz mi nie przeszkadzał to musiałem po powrocie do domu wykonać trochę służbowych telefonów a warto to zrobić zanim będzie 22 :D
Dziwne bo z tym bolącym kolanem wg Stravy zrobiłem sobie PR na Szklary-Obora poprawiając swój najlepszy czas o 12 sekund (z 4:00 na 3:48).
Ja mam jednak coś z głową bo gdy dojeżdżałem do domu mimo burzy zrobiłem jeszcze małą pętelkę żeby nie brakło mi do 60 km.

Kolano boli ale bez przesady. Myślę, że to z braku ruchu przez dwa tygodnie :P :P Jeśli nie przestanie to trzeba będzie jednak pójść do lekarza ale to dopiero w sierpniu bo wcześniej nie będzie czasu.

Link do Stravy - https://www.strava.com/activities/349707744

Trasa:


Kategoria 50-100, Czarnula 2015

W końcu ... tylko dlaczego znów w upale ...

  • DST 112.34km
  • Czas 04:18
  • VAVG 26.13km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Podjazdy 633m
  • Sprzęt Czarnula
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 18 lipca 2015 | dodano: 19.07.2015

Tak się jakoś złożyło że prawie dwa miesiące nic nie pisałem.
Każdy, gdzieś, kiedyś ma kryzys twórczy. Mnie jakoś dopadł był w czerwcu i chwilę trzymał.
Nie wiem czy już minął ale tym razem postaram się sklecić małą opowiastkę o tym, że ilekroć już raczę wsiąść na rower to jest upał.






"Muzo
Natchniuzo

tak
ci
końcówkuję
z niepisaniowości

natreść
mi
ości
i
uzo"


Gdy miło i przyjemnie we wspaniałym towarzystwie spędzałem rowerowo weekend "bożocielny" na Lubelszczyźnie pogoda była wyśmienita, ciepło ale nie upalnie, temperatury przyjemne w dzień i dosyć przyjemne w nocy gdy można było posiedzieć na molo, nic nie zapowiadało, że to póki co ostatnie dla mnie, optymalne temperatury na jazdę rowerem. Maraton Podróżnika, który był tydzień później, odbył się w warunkach, które mnie zabiły jeszcze zanim przejechałem 100 km. Odechciało mi się jeżdżenia i gdy ponownie wsiadłem na rower trzy tygodnie później sytuacja się powtórzyła. Pierścień Tysiąca Jezior to 600 km przejechane w kolejne dwa upalne dni. Myślałem, że wyczerpałem już limit upałów do jazdy rowerem ale gdy w końcu po dwóch tygodniach mogłem (chciałem już tydzień wcześniej) wsiąść  na rower okazało się, że pogoda znów jest taka sama. Odczekałem zatem do popołudnia i dopiero przed 16 ruszyłem by troski dnia codziennego zostawić za tylnym kołem i cieszyć się jazdą....
Mimo popołudnia temperatura nie rozpieszczała bo licznik cały czas wskazywał 34 stopnie. Postanowiłem, że tempo będzie w miarę spokojne aby się nie zamęczyć w tym słońcu. Załóżmy, średnia niech będzie 25 km/h. Na dodatek jeszcze zacząłem jazdę pod wiatr. Niby lepiej bo wiatr schładza ale było tak duszno, że niewiele on dawał.
Postanowiłem zrobić 112 km aby dokręcić do 5000 km w tym roku. Wg planu tyle powinienem mieć na koniec czerwca. Trzeba będzie to nadrobić w jesienno-zimowych miesiącach. Żeby był też drugi cel pojechałem po jedną z gmin, która była białą plamą wśród już zaliczonych.
Wziąłem ze sobą tylko 1,5 litra picia ale chciałem sobie po 30 km zrobić pitstopa więc było akurat.

Orsk. Ganiałem po tych lasach przez 16 lat ale nie wiedziałem, że depczę po storczykach :D

Z Orska pojechałem do Chełmu a później wzdłuż Odry do Radoszyc gdzie ją przekroczyłem i znów pod wiatr pojechałem po moją zdobycz. Postanowiłem dojechać do Bełcza Wielkiego - miejscowości, którą oglądałem przez ponad 30 lat a nigdy w niej nie byłem. Niby tylko kilka km od miejscowości, w której mieszkałem w dzieciństwie ale widywałem ją najczęściej z daleka bo przez rzekę.
Gdy dojechałem do Bełcza moją uwagę przyciągnął fajny pałac z zabudowaniami gospodarczymi.
Jako, że zaczęło mnie boleć kolano postanowiłem dać mu odpocząć i trochę pofocić.

Ładne lokalne dróżki wzdłuż Odry.

Rzut oka na Odrę z mostu w Radoszycach.


Oto moja przyszła rezydencja. Muszę tylko jeszcze chwilę popracować bo właśnie patrzyłem na stan konta i brakuje mi kilku zer.


Wybaczycie mi, że ten zarośnięty podjazd wybrukuje i ostatnie metry swoje szosy będziecie musieli prowadzić? W zamian obiecuje, że nie zabraknie dla nich miejsca w środku.

Zastanawiam się jak zagospodarować te zabudowania.....


Niestety, pora wracać do rzeczywistości. Też fajnej.
Swoją drogą, warto przeczytać w necie o tym pałacu, jeszcze do niedawna w całkiem dobrym stanie.


W sumie bardzo fajnej ....

Panie....!!! To nie Anglia...


Następnie uzupełniłem w miejscowym sklepie zapasy wody, chwilę pogadałem ze stałymi bywalcami ławki podsklepowej o tym gdzie jadę, dokąd, skąd i w ogóle po co. Dowiedziałem się, że w Ścinawie jest jakiś Blues festiwal, i że warto tam zajrzeć. Widać ukulturalniona ta ławka.
Dłuższą chwilę było z wiatrem ale niestety kolano zaczęło dawać znać o sobie już w okolicach Chobieni. Z sentymentu do tej miejscowości zatrzymałem się porobić trochę zdjęć mimo, że Chobienia w większości leży po drugiej stronie Odry.
Przypominam sobie również, że zrobiłem dużą głupotę ruszając na trasę bez jedzenia. Nie byłem w ogóle głodny i nie pomyślałem o tym. Jakoś ostatnio w ogóle nie wchodzą mi słodycze podczas jazdy i na samą myśl, że mam kupić snickersa w sklepie i go zjeść zrobiło mi się niedobrze więc nawet gdy już mi prąd odetnie postanowiłem ciągnąć na zgonie samą tylko siłą woli. Na szczęście póki co nie odcinało mnie więc oby do Ścinawy :)


Chobienia.

Drogi wzdłuż Odry są całkiem fajne i przyjemne. A gdy jakoś po 19 po raz pierwszy na termometrze zobaczyłem z przodu dwójkę to już w ogóle było pięknie. Jakoś lepiej zaczęło się kręcić mimo bólu kolana. Co dziwne bolało prawe, niby to całkiem zdrowe. No cóż, może ono tak specjalnie, żeby głupi Arek wybrał się w końcu jak powinien do lekarza. Po drodze dla zdrowotności złapałem jeszcze dwa odcinki bruku. Piękny masaż dla rąk i tyłka :D Na szczęście jeden z nich udało mi się w większości ominąć chodnikiem bo był przez całą wieś.


Gdy temperatura zrobiła się przyjemna.


Gdy dojechałem do Ścinawy, rzeczywiście odbywał się tam "Ścinawski Blues nad Odrą". Pełno było motocykli, aut i ludzi.

Gdzieś mniej więcej na moście poczułem, że odcina mi prąd ale stwierdziłem, że te 25 km (do planowanych 112) przejadę jakoś. Od początku miałem założenia, żeby dojechać do domu mając średnią z jazdy około 25 i nawet mimo jazdy bez zasilania powinno się to udać.
Odcinek Ścinawa - Lubin wyparłem już z pamięci więc nie napiszę jak było ale gdy podjechałem w okolice domu brakowało mi 3 km więc dokręciłem bo założenia są po to żeby je wypełniać.
Pierwszy raz jechałem po tamtej stronie Odry z Radoszyc do Ścinawy i trzeba przyznać, że całkiem mi się spodobało i kto wie czy to nie będzie moje standardowe kółko 100 :)
Zastanawiam się jak tam moje kolano i myślę, że zaraz pójdę to sprawdzić bo zawsze dążę do wyjaśnienia niejasności a z taką niewiadomą tylko będę się męczył zamiast spędzać spokojnie niedzielę.

Trasa:

Jeśli ktoś lubi to link do Stravy -> https://www.strava.com/activities/348890980





Kategoria Gminobranie, 50-100, Czarnula 2015

Na zakończenie miesiąca i wykończenie siebie

  • DST 62.00km
  • Czas 02:55
  • VAVG 21.26km/h
  • VMAX 37.64km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 440m
  • Sprzęt Czarnula
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 31 maja 2015 | dodano: 31.05.2015

Całkiem rano bo o 5 pojawiłem się na stacji PKP w Gdańsku gdzie przywiózł mnie Piciu.
Co prawda chciałem jechać rowerem ale Piotrek stwierdził, że to nie problem i zawiezie mnie autem.
W necie na rozkładzie pociąg był 5:04 a okazało się, że w rzeczywistości 5:54.
Szkoda, że o tym nie wiedzieliśmy bo bym sobie trochę pospał bo do tej 4 to nie było kiedy. Cały czas coś ...
w IC było całkiem fajnie. Poza mną było dwóje rowerzystów. pani wysiadła w Lesznie. Była z sakwami.
Jakoś tak wstydliwy jestem i nie zagadałem.

Jechało się bardzo wygodnie ale czasu na spanie jakoś też nie było
Gdy w Rawiczu chwilę po 11 wsiadłem na rower okazało się, że całą drogę będę jechał pod wiatr.
Trochę nie to zmartwiło bo chciałem jak najszybciej zjeść rosół mamusi, który jest najlepszy na świecie.
Ta jazda naprawdę mnie zmęczyła.
Gdy dojechałem do domu i zjadłem wszystko co miałem w zasięgu wzroku ległem aby odpoczywać bo w sumie od piątku nie spałem.

Upragniony widok....

Tym samym maj był moim rekordowym miesiącem ponieważ po raz drugi w życiu przekroczyłem 2 tys km. W tym przypadku 2036 km


Trasa:


Kategoria 50-100, Czarnula 2015

dzień po dniu ...

  • DST 101.00km
  • Czas 03:57
  • VAVG 25.57km/h
  • VMAX 46.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 440m
  • Sprzęt Czarnula
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 3 maja 2015 | dodano: 03.05.2015

Weekend majowy miał być rowerowy. No i był. Dziś znów, w ramach dobrych stosunków partnerskich, postanowiłem wyciągnąć Czarnulę na trasę. Zamiary były inne ale wyszło, że z siostrą i szwagrem pojechaliśmy do brata, tam  zostawiliśmy siostrę i pojechaliśmy dalej. Wszystko było fajnie pięknie, nawet średnia zacna dopóki wiatr nie zaczął wiać z czoła i to mocno. Mam takie uczucie, że gdy jedzie się wzdłuż wału zbiornika odpadów poflotacyjnych "Żelazny Most" to jak by tam wiatr nie wiał to wieje wzdłuż wału i mimo, że droga zmienia kierunek to wiatr nadal wieje w czoło (lub w drugą stronę w plecy). Widać jakoś tak się dziwnie ten wiatr układa dookoła wysokich jak by nie było wałów.
Wizyta w Rudnej w sklepie i powrót do Sobina. Powrót, szczególnie jego pierwsza faza dał się nam nieźle we znaki. Później kiełbaska z grilla, sałatki i inne takie, gra w ziemniaka/kartofla i trzeba było zbierać się do domu. Do domu to mało powiedziane - oprócz tego trzeba było 20 km dokręcić więc odbiłem w bok na 10 km i po herbacie.
Tym samym kolejny punkt z planów na maj zrealizowany.
Z planów na maj pozostały jeszcze 3x100, 1x200, 1x300

I w ogóle eureka - prawie dobrze się mi jedzie tylko jednak poeksperymentuje z siodłem. Zastanawiam się czy dać to co mam w Czołgu bo spełnia swoje zdanie czy eksperymentować z czymś innym .... może jakieś pomiary rozstawu kości ....

Trasa:


Kategoria 50-100, Czarnula 2015

Na dobry początek maja

  • DST 102.00km
  • Czas 03:55
  • VAVG 26.04km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 650m
  • Sprzęt Czarnula
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 2 maja 2015 | dodano: 02.05.2015

Co prawda majówkę miałem zaplanowaną z sakwami ale czterodniowy tydzień pracy tak mnie wykończył, że postanowiłem odpocząć w ten weekend i po prostu pojeździć szosą.
Tylko, że szosa w rozsypce. Nowe koła przyszły tydzień temu ale leżą w pokoju, kilka dni leżą też opony i dętki a o opaskach nawet w natłoku spraw nie pomyślałem. Wczoraj odpoczywałem i nawet nie chciało mi się nic robić koło roweru. Dzisiaj rano wstałem, wypiłem kawę, pogadałem posiedziałem, pomogłem coś tam ojcu i gdzieś w okolicach 12tej wziąłem się za koła.
Nowe koła zaplecione na czarnych Mavicach Open Pro i piastach Novatecka - Wax polecił więc brałem w ciemno.
Na kołach zagościły: taśma izolacyjna zamiast opasek, kaseta ze starego koła i nówki dętki oraz opony zwijane Schwalbe Durano Plus. Całkiem fajnie się to prezentuje. 
Zanim złożyłem napompowałem to była 15ta. Zrezygnowałem już z zakładania nowego licznika, który Czarnula dostała bez okazji - założę jutro lub może jeszcze dzisiaj wieczorem. Zjadłem coś, ubrałem się, założyłem nawigację i zdecydowałem, że to będzie szybka setka. Szkoda tylko, że w pośpiechu nie zauważyłem, że w Garminie są słabe baterie.
Wcześniej w ramach dostrajania się podniosłem lekko siodło bo wydawało mi się, że jest za nisko. Zanim strzeliła mi szprycha w poprzednich kołach to trochę przesunąłem siodło też do przodu. O dziwo dziś jechało mi się o niebo lepiej. Pod koniec co prawda bolało mnie połączenie pleców i czterech liter ale po pierwsze kwiecień nie był rowerowy a po drugie nie jestem jeszcze przyzwyczajony.
Siedząc teraz w sumie nie boli mnie nic czyli jest o niebo lepiej niż wcześniej. Wcześniej to po 100 km byłem połamany przez kilka dni
Pierwsze 30 km poszło całkiem nieźle mimo, że pod wiatr, w sumie tak do 50 km było pod wiatr, Podjazd w Kurowie Małym ma już nowy asfalt, fajnie się podjeżdża. Dziś zmordował mnie całkiem nieźle ale wcale się nie dziwię, szkoda zaczynać szukać u mnie jakiejkolwiek formy bo poszukiwania zakończą się fiaskiem.
Już na początku postanowiłem, że będę starał się jechać bez odpoczynków. Niestety gdy stanąłem w Polkowicach na światłach by przeciąć DK3 złapał  mnie taki skurcz, że nie byłem w stanie ruszyć, jakieś babsko przez otwarte okno wyzywało mnie, że nie ruszam mimo, że stałem na wysepce wyłączonej z ruchu. Śmiać mi się chciało bo gdyby mnie ten skurcz nie złapał to dałbym się jej wyprzedzić dopiero jakieś 500m dalej. Wtedy dopiero by mnie wyzywała :D Zatrzymałem się na przystanku i spędziłem kilka minut na likwidacji kontuzji i pojechałem dosyć ostrożnie dalej. W Oborze przed koła wyjechał mi starszy pan oplem combo chyba i stwierdziłem, że myknę go bo jechał poniżej 40 i w momencie gdy przycisnąłem to złapał mnie skurcz w drugą nogę :D i tyle było z wyprzedzania. Do domu miałem z 5 km więc już nie stawałem tylko jakoś rozruszałem nogę i dojechałem do domu dokręcając do 100 km.
Co prawda forma jest gdzieś tam głęboko w lesie ale chyba nie jest ze mną aż tak źle. Myślę, że jeszcze tydzień dwa i będzie mi się w miarę dobrze jeździło na Czarnuli. Myślę jeszcze nad wymianą siodełka bo coś mi nie pasuje. Muszę coś kupić w przyszłym tygodniu. Kolana mnie nie bolą, plecy tylko podczas jazdy więc pewnie przyzwyczajenie w połączeniu z rozciąganiem powinno dać radę. Kolana nie bolą. Jestem optymistą.
Na maj zaplanowałem 5 takich setek, jedną dwusetkę i jedną trzysetkę. Mam nadzieję, że ktoś mnie z tych planów rozliczy.
Trasa:


Kategoria 50-100, Czarnula 2015

Bunkry w Wilkocinie z Radkiem

  • DST 91.40km
  • Czas 03:42
  • VAVG 24.70km/h
  • VMAX 46.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 402m
  • Sprzęt Czołg
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 19 kwietnia 2015 | dodano: 25.04.2015

Wiatru było dużo ale mało sprzyjającego.
Trasa:




Kategoria 50-100

Wyprawka XVI dzień drugi

  • DST 89.00km
  • Czas 04:55
  • VAVG 18.10km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 403m
  • Sprzęt Czołg
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 21 marca 2015 | dodano: 23.03.2015

Gdy wstaję rano to nie widzę ani szwedzkiego stołu ani jajecznicy. Nie spisał się organizator. Nieładnie.
Tyle co człowiek poszedł spać a już budzą. Tak w ogóle to w nocy testowałem moją nową karimatę od chinola.
Śpiwór mam już przetestowany dlatego od razu rozpiąłem go w nogach a nawet stopy wystawiłem na zewnątrz żeby się nie ugotować.
Ilona, która spala całkiem niedaleko miała inne zdanie na temat ciepła bo jakoś tak dziwnie stukały jej zęby :D
Karimata spoko - nawet na twardych dechach spało się dosyć dobrze.

Zanim odtrąbiono wyjazd zrobiliśmy sobie jeszcze pamiątkowe zdjęcie. Nie wiem czy nie jedyne na tej wyprawce.
Gdzieś około 10 ruszamy.
Już po 5 km wprowadzam nową świecką tradycje czyli źle skręcam ale czekam na szczęście 50m od skrzyżowania bo jakoś nie spieszno mi do dodatkowych km. Parę km później wszyscy jedziemy źle kilkaset metrów ale Pan Kierownik reaguje i szybko nas sprowadza ze złej drogi. 
Za chwilę pierwsze odcinki terenowe i pierwsze piachy, niektórzy muszą na chwilę zsiąść z rowerów. Gdy wyjeżdżamy na asfalt zdarza się nam pierwsza kolizja i oczywiście ja w roli głównej. Bo kto niby miałby to być inny. Oglądam się na emesa, który stoi pod sklepem a w tym czasie kaha hamuje żeby do niego zjechać. Gdy obracam głowę moje koło jest już pomiędzy jej sakwą a kołem i nawet nie zdążyłem nacisnąć na klamki. Leżę. Wstaję szybciej niż upadałem i udaję, że upadku nie było. Ciekawie to musiało wyglądać z tyłu. Marg mówiła później, że nieciekawie bo auto z tyłu czaiło się żeby nas wyprzedzić ale całe szczęście tego nie zrobiło. Na szczęście nic mnie nie boli więc idziemy na zakupy do sklepu i zapominamy o incydencie. Dopiero później okazuje się, że boli mnie w okolicach biodra a łokieć jest nieźle zdarty.
Najciekawsze dopiero miało się zacząć czyli jazdy terenowe.



Z Dziadkowa jedziemy terenem nad Stawy Milickie i wieżę ptaków niebieskich zlokalizowaną nad stawem Grabownica. Wieża jest solidnie wykonana i duża, pada nawet propozycja zorganizowania na niej Zlotu. Shoutbox byłby na samej górze a priorytet dostępu byłby zależny od ilości wpisów na szałcie. Tereny fajne i pewnie dużo lepiej muszą wyglądać gdy jest zielono choć wtajemniczeni mówią, że wtedy jest niezła plaga komarów i innych insektów.

Z wieży udajemy się do Milicza gdzie zalegamy na czas dłuższy. W międzyczasie wywrotkę zalicza Agnieszka. Też nieszkodliwą. Robimy zakupy w Bierdonce. Jemy obiad w Pelikanie. Ładuję telefon w aptece i tak mijają godziny. Ciężko wybrać się nam w dalszą drogą a gdy już się wybraliśmy to emes jeszcze postanowił pojechać na zakupy do Żabki.
Od tej pory jednak jazda nabiera tempa i atakujemy solidnie ścieżkę poprowadzoną po trasie kolei wąskotorowej gdzie spotykamy czekających na nas dewunskę i oszeja. Oczywiście grupa ucieczkowa ze mną w składzie jedzie za daleko i musimy się wracać. Co prawda miałem, jak się później okazało uzasadnione wątpliwości czy powinniśmy jechać dalej i darłem się na Jelonę i Żubra, że powinniśmy poczekać na resztę ale nie słyszeli mnie więc cisnąłem za nimi.
Jakiś czas później wjeżdżamy w lasy i mamy do pokonania trochę piasków ale nagrodą za to są z kolei kolejne kilometry po szutrowych autostradach na których prędkości wcale nie są gorsze niż na asfaltach. W pewnym momencie ścigamy się z Jackiem i lecimy ponad 30 km/h. Po przekroczeniu krajowej 15tki drogi znów ulegają pogorszeniu i jedziemy zwykłymi leśnymi drogami z pewną ilością piasków. W Bukowicach robimy sobie mały postój pod sklepem na uzupełnienie zapasów i podziwiamy stjuningowanego fiata 126p.

Modelka przy 125p z perspektywy Hipka

Gdy docieramy na miejsce noclegu okazuje się, że w okolicach wiaty ognisko palą miejscowe nimfy leśne (magfa zapożyczam nazewnictwo od Ciebie)
Nie będę się zbytnio wysilał w opisie tego co nastąpiło później bo zrobiła to już doskonale magfa więc mam nadzieję nie obrazi się na mnie za wklejenie jej opisu w tym miejscu.

"Na brzegu stawu, na wysokiej skarpie, w wiacie pod dachem wyprawkowicze świecili agresywnie czołówkami i palnikami turystycznymi. W dole ognisko rozpalały trzy nimfy miejscowe wzbudzając zainteresowanie Forumowych Samców Alfa (FSA). W toku przyjacielskiej rozmowy wyszło na jaw, że w nimfich oczach jawimy się jako stetryczała banda pielgrzymkowa, której nie stać nawet na autokar. Niestety nim nimfy miały szansę dowiedzieć się, że rowery, na których FSA przyjechali warte są wiecej niż Peugeot 907, pojawili się tubylcy -gwiazdy wieczoru [...]. (miejscowi sympatycy pewnej drużyny piłki kopanej. dop. mój, Wąski)
Gwiazdy wieczoru dysponowały własnym ogniskiem po drugiej stronie stawu, ale nimfy krążyły po lesie, Gwiazdy krążyły za nimfami, w żyłach wszystkich krążył alkohol. W którymś momencie trasa krążących zaczęła przebiegać przez wiatę, poprzez namioty, stoły i rozłożony bałaganiarsko i ekspansywnie sprzęt biwakowy. Każdy tubylec by się zdenerwował na taki najazd. Niezadowoleniu dał wyraz jeden z nich łążąc po dachu wiaty i wyzywając na pojedynek najeźdźców. Duch pielgrzymkowy jednak zwyciężył pacyfikując wszystko ciemnością, co jeszcze bardziej rozjuszyło miejscowych. Po gorączkowych naradach czy zmarnujemy tak dużo otwartego piwa wezwaliśmy Policję i zebraliśmy się do ... nazwijmy to wprost... strategicznego odwrotu.

Potem nastąpiło trochę jeżdżenia w stylu, który rozpoczęłam z sukcesem wieczorem - pół kilometra w jedną, zgubienie połowy wycieczki, która wybrała rozgałęzienie w lewo zamiast w prawo, ściągnięcie ich w naszą dróżkę, nawrót i jazda z powrotem ... tak, w dróżkę, która biegła w lewo. Jednak udało sie nam gdzieś tam dojechać, w inny las i zapaść miedzy sosnami."


Trasa:


Kategoria 50-100, Gminobranie

Setka z Czarnulą

  • DST 103.00km
  • Czas 04:12
  • VAVG 24.52km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 566m
  • Sprzęt Czarnula
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 15 marca 2015 | dodano: 15.03.2015

Próbujemy dogadać się z Czarnulą. Myślę, że docieranie będzie żmudne i długie.
Tydzień temu umówiliśmy się z Radkiem, że dziś weźmiemy szosy i pojedziemy na asfalty. Mieliśmy wcześnie rano zacząć ale jak to zwykle bywa wyszła mała obsuwa. W sumie największa bo czekaliśmy aż trochę przeschną drogi bo nie padało już i szkoda by było pomoczyć się wodą z jezdni.
Dołączył do nas mój szwagier, dla którego to był pierwszy wyjazd w tym miesiącu.
W planach mieliśmy małą pętelkę około 50 km - taką samą jak ja wczoraj.
Do Sobina było trochę z wiatrem więc całkiem fajnie nam się jechało, jechałem z przodu i starałem się trzymać około 30, Darek z Radkiem nic nie mówili to lecieliśmy sobie w dobrym tempie aż do Sobina. Później zaczęła się jazda pod wiatr i już nie było tak piękne. Za Polkowicami zatrzymaliśmy się na bułkę i banana bo Darek nie zjadł śniadania przed wyjazdem i pojechaliśmy dalej. Zdecydowaliśmy też, że w Tarnówku zamiast jechać na Rynarcice to pojedziemy do Rudnej i później do Lubina.
Gdzieś mniej więcej w połowie drogi do Rudnej Darkowi odcięło zasilanie i postanowiliśmy w Rudnej odnowić paliwo żeby chłop nam nie umarł na trasie. Nie jest to w ogóle dziwne bo to jego pierwszy wyjazd a podmuchy wiatru momentami były tak silne, że ciężko było z górki utrzymać 20 km/h. Ja też zresztą nie jestem w najlepszej formie ale jechaliśmy dosyć spokojnie więc problemem było dla mnie tylko ustawienie roweru.
Z Rudnej po uzupełnieniu kalorii "pomknęliśmy" przez Koźlice do domu gdzie czekał nas obiad :D
Ale...
Nie byłbym sobą gdybym nie dokręcał. Postanowiłem dokręcić do 100 bo przecież zostało mi tylko 44 km :D
Przed wyjazdem okazało się, że zgubiłem tylną lampkę ale nie wiem w sumie kiedy więc podjechałem kawałek drogą, którą jechaliśmy przed obiadem ale nigdzie nic nie znalazłem więc pojechałem w stronę Legnicy do kolegi na małą bajerę i wróciłem - wystarczyło by dokręcić do 100.

W sumie nadal nie wiem jak to jest z tym ustawieniami roweru. Nie bolą mnie już ręce, ale gdy zsiadam z roweru to nie mogę się wyprostować. Dodatkowo siedząc teraz przed kompem czuję, że ten ból promieniuje mi do kolana. Nie wiem czy to tylko zmiana pozycji tak działa, czy może uciskam sobie jakiś nerw i takie są konsekwencje. Zastanawiałem się chwilę nad wymianą siodła na takie jak mam w Czołgu ale ...sam już nie wiem.
Może bardziej doświadczeni coś poradzą ....
Trasa:


Kategoria 50-100, Czarnula 2015