Lipiec, 2014
Dystans całkowity: | 577.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 21:34 |
Średnia prędkość: | 26.75 km/h |
Maksymalna prędkość: | 59.40 km/h |
Suma podjazdów: | 3041 m |
Liczba aktywności: | 5 |
Średnio na aktywność: | 115.40 km i 4h 18m |
Więcej statystyk |
28lipca
-
DST
51.00km
-
Czas
02:02
-
VAVG
25.08km/h
-
VMAX
52.00km/h
-
Temperatura
30.0°C
-
Podjazdy
315m
-
Sprzęt Czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kategoria do 50
27 lipca
-
DST
84.00km
-
Czas
03:03
-
VAVG
27.54km/h
-
VMAX
55.00km/h
-
Temperatura
30.0°C
-
Podjazdy
505m
-
Sprzęt Czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kategoria 50-100
całkiem niespodziewanie....
-
DST
240.40km
-
Czas
09:37
-
VAVG
25.00km/h
-
VMAX
49.40km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
Podjazdy
1056m
-
Sprzęt Czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
W ten weekend miałem zamiar pracować bo nazbierało mi się pracy i zaległości ale ... w czwartek Ilona zaproponowała, że mnie zgarnie w drodze do Sławy więc zbyt długo nie oponowałem i dałem się zgarnąć z domu gdzieś tak około 7 z minutami.
Uśmiech i kawa po 90km.
Mały postój na stacji paliw gdzie słodycze tańsze niż w sklepie i pomknęliśmy w stronę celu podróży. Jelona miała już jakieś 90 km w nogach ale drogę do Sławy pokonaliśmy za jednym zamachem (poza jednym, króciutkim sikustopem) a już przed samym celem zatrzymaliśmy się na wiśnie i czereśnie. O ile droga z Lubina do Głogowa była pusta i tylko od czasu do czasu wyprzedziło lub minęło nas jakieś auto to przejazd przez Głogów a następnie jazda do Sławy minęły nam w dosyć sporym szumie automobili oraz klaksonów używanych przez niecierpliwych kierowców bo jak zwykle swoim zwyczajem jechałem gdzieś 1-1,5m od krawędzi jezdni, tak żeby mnie nikt na żyletkę nie wyprzedzał.
Sława o tej porze czyli około 11 jeszcze w miarę senna a plaże puste więc wybraliśmy sobie dogodne miejsce z boku na odpoczynek i moczenie nóg. Znaczy się Ilona moczyła - mi się nie chciało sandałów ściągać.
Posiedzieliśmy, pojedliśmy, pogadaliśmy i zdecydowaliśmy się na powrót. Gdy przechodziliśmy przez plaże, które jeszcze przed paroma chwilami była pusta trochę byłem zdziwiony że jest teraz nabita nieźle ludźmi. Tak popatrzyłem na nich i pomyślałem, że ja bym tak nie był w stanie leżeć plackiem na plaży.
Droga powrotna do Głogowa minęła bardzo szybko i w dobrym tempie a za Głogowem odbiliśmy na Borek i Pęcław żeby Ilona mogła zaliczyć Św. Graala. Ta gmina jest tak nigdzie nie po drodze, że wcale się nie dziwi mnie liczba zaliczających ją osób. Zaliczyłem ją w styczniu i od tej pory zrobiły to tylko 2 osoby, Ilona będzie czwarta w tym roku.
Z premedytacją wybrałem inną drogą do Lubina ponieważ w tę stronę jest bardziej urozmaicona niż ta, którą jechaliśmy do Sławy a poza tym w Lubinie planowaliśmy dłuższy odpoczynek więc można było trochę podjazdów zaliczyć. Trasę Orsk - Lubin jechałem już setki razy i nadal mi się podoba. Obiecałem Ilonie 4 fajne podjazdy ale ona twierdziła, że było ich więcej :D
Dłuższy odpoczynek zrobiliśmy w Barze Pauza gdzie wrzuciliśmy coś na ząb oraz jak to zwykle bywa w takich momentach zrobiliśmy sensację stanem liczników. Właścicielka ostrzegała, że dwie porcje pierogów to dla dziewczyny może być za dużo ale było w sam raz co nie przeszkodziło mi pójść zapytać kiedy podadzą drugą porcję :P. Zobaczyłem wielkie oczy i zapewnienie, że to były dwie porcje. Dla mnie tortilla xxl też była w sam raz.
"Zobaczysz co Ci zrobię tym widelcem za robienie zdjęć"
Fajnie się siedziało w ogródku ale trzeba było spadać bo do Wałbrzycha daleko. Po przejechaniu przez Lubin prowadzenie oddałem Ilonie a sam wygodnie rozsiadłem się z tyłu i podziwiałem widoki (po prawej i lewej) a w Karczowiskach wpadłem na pomysł, że pobawię się w Hipka i zrobię kilka zdjęć z tzw. "perspektywy Hipka"
Perspektywa Hipka :-)
Krajówka nr 3 od Lubina do Legnicy (A4) to dosyć wygodna droga do jazdy rowerem ale większe lub mniejsze zmarszczki oraz podjazd pod Legnicę dały nam trochę w kość. Od Legnicy do Jawora niestety bez pobocza ale tam z kolei ruch zmalał i mniej się człowiek psychicznie męczył.
W Legnicy na rondzie "złotoryjskim" mijaliśmy się z dwoma sakwiarzami, którzy jechali w stronę Złotoryi. Pozdrowiliśmy. Odzdrowili.
W połowie drogi do Wałbrzycha (45km) na stacji Orlenu w Jaworze zrobiliśmy sobie mały postój na kawę i odpoczynek. Kawa nie była mała bo największa jaką oferuje Orlen ale odpoczynek jak to odpoczynek - zawsze za mały.
Mały odpoczynek.
No i tutaj niestety nasze drogi się rozjechały. Ja wracałem do domu a Ilona pojechała dalej. Też do domu.
Już na stacji zobaczyłem, że moja latarka ma słabą baterię, którą rano olałem ponieważ nie miałem zamiaru jeździć do nocy a wyjeżdżając o 21 z Jawora nie sposób było uniknąć zmroku. To była dla mnie dobra motywacja bo przez pierwsze 30 km miałem średnią 30 km/h, później jednak było już gorzej a najgorzej blisko domu.
Ogólnie to bardzo fajnie mi się tego dnia jeździło i mimo, że nie byłem w ogóle przygotowany do tej trasy to nie było stresu. Jedzenie zawsze gdzieś się po drodze kupiło a picia za wiele nie szło.
W sumie podczas całego dnia zjadłem 3 bułki słodkie, 3 małe pizzerki, dwa lody, troszkę pysznego makaronu z sosem serowym i tortillę xxl. Po raz kolejny nie musiałem sięgać po batony. Wypiłem 3 litry wody mineralnej co wydaje mi się jest za małą ilością jak na taki dystans.
Jak to wyglądało wg Jelony dowiemy się gdy tylko admini zaakceptują jej wpis na co czekam z niecierpliwością -> Profil Jelony
No i odblokowali - na prawdziwy opis zapraszam tutaj
Trasa:
Kategoria 200-300
drugi dzień a Ona już daje się we znaki ale jakoś się dotrzemy ....
-
DST
110.40km
-
Czas
03:52
-
VAVG
28.55km/h
-
VMAX
58.10km/h
-
Temperatura
27.0°C
-
Podjazdy
625m
-
Sprzęt Czarnula
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nastał poranek i dzień drug ....
No dobra, nie poranek tylko tak naprawdę wieczór ponieważ na drugi dzień testów szosy ruszyłem dopiero około 17tej w większości z przyczyn towarzysko konsumpcyjnych ale też celowo zwlekałem ze względu na pogodę. Nie dość, że było gorąco to jeszcze duszno.
Tym razem postanowiłem zrobić standardową pętelkę i Kochlice
Ogólnie nie jechało mi się zbyt dobrze bo coś szybko się męczyłem to pewnie przez duchotę, gdzieś w połowie pętli stanąłem żeby podnieść trochę siodełko ponieważ wydawało mi się, że mam je za nisko.
Po 50 km doszedłem do wniosku, że to siodełko się dla mnie nie nadaje ponieważ moje szanowne 4 litery czują się na nim mało komfortowo a do tego jeśli tyłek boli po 50 km to coś musi być nie tak.
Nie wiem czy to tylko zmiana pozycji i muszę się przyzwyczaić czy może jestem zbyt mocno rozciągnięty ale dosyć mocno napierają mnie plecy. Znaczy się zbyt mocno rozciągnięty to chyba jestem bo bolą mnie ręce a ulgę daje przeniesienie ich trochę bliżej. Mostek mam bardzo długi (12cm) więc będzie co skracać.
No i coś z tym przednim kołem muszę zrobić bo pstrykania jest już jakby więcej. No nic - mam na to cały tydzień a w razie czego jeździć mam czym więc może i więcej czasu.
Macie jakieś sugestie na te tematy ?
Trasa:
Kategoria 100-200
testowo szosą suchą ....
-
DST
91.20km
-
Czas
03:00
-
VAVG
30.40km/h
-
VMAX
59.40km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
Podjazdy
540m
-
Sprzęt Czarnula
-
Aktywność Jazda na rowerze
W czwartek szwagier przekazał mi info, że u kolegi widział fajną szosę więc wieczorową porą wszedłem w jej posiadanie drogą kupna.
Dziękuję bardzo Waxowi za konsultacje podczas zakupów. Mimo, że kiedyś dawno pomykałem na szosie to jestem szosowym laikiem.
W czwartek i piątek nie miałem już czasu, żeby na nią spojrzeć a co dopiero jeździć więc dzisiaj postanowiłem wypróbować mój nowy nabytek
Oto ona. Ślicznotka.
Tak, nie wydaje się wam - ona nie ma SPD, ma platformy :D
Jako, że postanowiłem jeździć tylko po dobrych drogach na próbę wybrałem się do kolegi do Kochlic
Po wyjechaniu na drogę (olałem wszelkie drogi rowerowe) byłem w szoku jak tym pięknie się pomyka i jakie prędkości toto osiąga. Od razu pomyślałem, że na MP ci na szosach rzeczywiście mniej się męczyli i powinni ich za to zdyskwalifikować :D Mój Czołg waży 16 kg a Czarnula 8 więc robi to zasadniczą różnicę. Jak to na nowym sprzęcie cisnąłem tak nawet ostro co dało mniej więcej taki ślad:
Średnia ponad 32 km/h nawet fajnie wygląda bo dotychczas Czołgiem była nieosiągalna.
Zabawiwszy chwilę (wypiłem kawę i opędzlowałem jakieś dobre greckie danie) wróciłem do domu - myślałem, że średnia będzie lepsza ale co dziwne nie była (32 km/h). Średnie i prędkości czytałem z GPSa bo niestety nie mam jeszcze licznika a jak wiadomo GPS może żyć własnym życiem :) Swoją drogą, że wiatrowi też się pomyliło i zamiast wiać w plecy (w tamtą stronę był wmordewind) to wiał gdzieś z boku i wnerwiał tylko.
Powrót:
Jadąc zauważyłem oraz oczywiście usłyszałem, że łańcuchowi należy się smar i mimo, że miałem zamiar od razu jechać do brata to postanowiłem zajechać do domu posmarować łańcuch. Przy okazji wciągnąłem 3 kiełbaski z grilla i poleciałem natentychmiast do brata.
Wiatr nadal mi nie pomagał a tylko wnerwiał podmuchami z boku ale trzymałem dobrą średnią i myślałem, że bez żadnego problemu pobiję zeszło tygodniową średnią na tej samej trasie ale jakież było moje zdziwienie gdy okazało się, że to tylko 0.2 km/h więcej. Fakt, że tydzień temu pomagał mi wiatr a tym razem przeszkadzał ale spodziewałem się czegoś więcej.
U brata zamiast odpoczywać to szalałem z bratankami na trampolinie co zmęczyło mnie chyba nie mniej niż dojazd do nich.
Niechętnie wsiadałem na rower, żeby wracać bo wiedziałem, że już takiej ładnej średniej mieć nie będę bo nie dość, że troszkę w nogach już miałem (wiem dla niektórych to pikuś ale ja jestem z tych cieńszych) a druga sprawa, że teraz było dużo więcej pod górkę :D
Przez większość trasy starałem się nie jechać w dolnym chwycie oszczędzając plecy. Świadom, że moje plecy nie są za bardzo przyzwyczajone to takiej pozycji postanowiłem dopiero tak na 15 km od domu używać dolnego chwytu bez limitu :) w razie czego jak mnie zacznie boleć to zawsze do domu się dotoczę :)
Tak jak spodziewałem się średnia do domu za dobra nie była ale 27,5 z miastem wziąłem w ciemno :D
Specjalnie zapisywałem sobie ślady tak żeby móc porównać poszczególne etapy pomiędzy Czołgiem a Czarnulą i zdecydowanie jest na plus dla Czarnuli. Samo to, że szybciej wciągam moje ociężałe cielsko pod górki bo jednak jest te 7-8 kg różnicy. Mniej zmęczony się czuję po takich 90 km niż gdy jadę trekingiem. Jutro pewnie będzie kolejny dzień testowania Czarnuli chociaż w sumie zastanawiam się nad przednim kołem ponieważ usłyszałem takie metaliczne pstryknięcia, brzdęknięcia i wydaje mi się że to jakaś luźniejsza szprycha i zastanawiam się czy nie lepiej najpierw oddać komuś kumatemu żeby sprawdził co jest. Trochę boję się o te koła żeby ich nie zniszczyć.
Muszę wyregulować też przednią przerzutkę ponieważ raz spadł mi łańcuch przy wrzucaniu na blat. Pewnie trochę rzeczy w międzyczasie jeszcze wyjdzie ale i tak jestem bardzo zadowolony z mojej nowej szosy. Jest fantastyczna. Jestem zauroczony.
Kategoria 50-100