II Kórnicki Maraton Turystyczny
-
DST
513.50km
-
Czas
23:47
-
VAVG
21.59km/h
-
VMAX
48.00km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
Podjazdy
2719m
-
Sprzęt Czarnula
-
Aktywność Jazda na rowerze
"II Kórnicki Maraton Turystyczny czyli jak w jeden dzień zaliczyć wszystkie wielkopolskie wiadukty nad autostradami i drogami szybkiego ruchu"
To już drugi rok z rzędu gdy Krzysiek organizuje Kórnicki Maraton Turystyczny.
Zapisaliśmy się tam bo głupio nam było, że nikt nie chce jechać i obawialiśmy się, że Krzyśkowi będzie przykro.
W ten sposób uzbierała się grupka bez mała 100 osób. Krzyśkowi musiało być miło, że tacy solidarni jesteśmy :D
Bo Krzysiek jest fajny gość i mimo, że tak nieszczęśliwie się mu w życiu złożyło, że mieszka na płaskiej jak deska Wielkopolsce to coś się stara z tym zrobić, uatrakcyjnia Wielkopolskę organizując jakieś maratony a te z kolei uatrakcyjnia biedapodjazdami na wiadukty. Taki z niego członek Wielkopolskiego Panteonu Bohaterów Narodowych.
"Płonie Trampek w lesie, wiatr smród opon niesie...." - (c)Wąski
No ale do rzeczy...
W piątek dotarliśmy z Emesem jakoś przed 19. W związku z tym, że postraszyło deszczem chłopaki z Kórnickiego Bractwa Rowerowego oprócz ogniska rozpalili grile pod wiatą i smażyli kiełbaski. To był dobry pomysł bo całkiem bez wysiłku mieliśmy bardzo dobre jedzenie. Do tego chleb ze smalcem, ogórki małosolne i takie tam. Jak pojadłem to już w ogóle nie chciało mi się rozbijać namiotu a jak zgłodniałem to trzeba było znów zjeść i namiot nie chciał się sam rozbić. Zrobiłem to już nocą.
"Przy ogniu zaś rodzina wędzone dętki wcina" - (c)Wąski
Oczywiście jak to zwykle przed maratonem nie mogłem zasnąć więc jakoś do 4 się kręciłem a później zasnąłem.
O 6 wstałem i zanim się uszykowałem to już trzeba było jechać, jako ostatni wyjechałem z bazy na start. Tam ruszyłem w grupie Emesa.
Oczywiście od razu wszyscy ruszyli z kopyta a ja zacząłem od chowania się za plecami innych i konsumpcji śniadania w postaci słodyczy. przecież wcześniej nie było kiedy. Coś tam przekąsiłem i starałem się kontrolować pulsometr bo skakał zbyt mocno ale też koledzy trzymali zbyt mocne jak dla mnie tempo.
Na szczęście, zamknęli nam przejazd na 20 km to trochę po rozgrzewce odsapnąłem i później było już ok.
Po lewej silna grupa pod wezwaniem czeka aż przejadą dwa pociągi - (c)Wąski
Na przejeździe dogoniły nas inne grupy i nagle zrobiło się nas około 30 w jednej grupie, Słabe to raczej było dla próbujących nas wyprzedzić kierowców więc Krzysiek zarządził chwilę przerwy dla swojej grupy, która później dogoniła nas i wyprzedziła gdy staliśmy na 95 km na kawie.
W międzyczasie najechałem na dziwny garb, który wyrwał mi kierownicę z rąk i na prawdę nie wiele brakowało do tego żebym wywinął solidnego orła ale jakoś udało mi się (wg zeznań świadków) poderwać rower do góry, złapać i wyprostować kierownicę i wyjść z tego jedynie z bardzo miękkimi nogami. Chyba jeden z niewielu momentów gdy jestem zadowolony z SPD w rowerze.
Czarnuli też się należy odpoczynek. Tym razem spakowałem się w trójkąt i trochę przy bocznym wietrze chyba robiłem za żagiel - (c)Wąski
Do punktu żywieniowego na 197 km trzymaliśmy bardzo dobre tempo i zajchaliśmy tam już zmęczeni.
Oprócz schabowego, który przysługiwał każdemu zamówiliśmy jeszcze kawę oraz naleśniki.
Zaniedbujesz obowiązki Wąski. Nie zrobiłeś zdjęcia a już jesz? Nieładnie tak. Co na to powiedzą czytelnicy BS? - (c)Wąski
Nooo. Pamiętałeś o obowiązkach to możesz już pić kawę. - (c)Wąski
Tak dobrze wyglądały, że znów zapomniałem o obowiązkowym zdjęciu przed jedzeniem. Mam nadzieję, że wybaczycie. - (c)Wąski
Po długim odpoczynku (1h) jak na założenia przejechania dystansu w 24h, ruszyliśmy dalej.
Do Ostrowa Wielkopolskiego mniej więcej z wiatrem. Tam zrobiliśmy zakupy na resztę trasy i już mniej lub bardziej pod wiatr jechaliśmy w stylu "oby do punktu w Osiecznej"
Jakoś specjalnie nie pamiętam tej trasy poza jednym kapciem w Krobi pod Gas-Systemem gdzie był na płocie zakaz robienia zdjęć ale nikomu nie chciało się chyba wyciągać telefonu, żeby zrobić zdjęcie. Pamiętam jeszcze patrol policji na wyjeździe z Leszna, który prawdopodobnie nas nie zauważył gdy ignorowaliśmy zakaz jazdy rowerem.
Ten postój w Osiecznej był w dobrym momencie bo już mi się mózg wyłączał i potrzebowałem czegoś wyjątkowego by się od nowa raczył ruszyć. Tym czymś był punkt na którym były same plusy, które wymienię chronologicznie.
- serdeczne powitanie (na punkcie były dzieci, który właśnie miały być odwiezione do domu ale gdy wpadliśmy Pan wysiadł z auta i zajął się nami - dziękujemy zatem dzieciom za to, że ich kosztem się to stało)
- czysta i pachnąca toaleta
- obsługa minimum 4 osobowa tak się uwijała koło nas, że aż było mi głupio. Talerz pod nos, kawa czy herbatka? a może jedno i drugie? tu jest woda, a tutaj cukier, proszę nie wstawać ja przyniosę,
- zupa gulaszowa była baaardzo smaczna więc mimo wrodzonej nieśmiałości zapytałem o dokładkę, okazało się, że mogę jeść do pełna - na szczęście wystarczyły dwa talerze, później była kawka i oczywiście ciasto na deser
- prawdopodobnie najlepszy punkt na jakim byłem w tym roku ale ja mam słabą pamięć więc niechaj się nikt nie obraża :)
Gdy wyruszyliśmy z Osiecznej przeliczyłem czas (na przerwach nie zaglądałem na zegarek ponieważ to był maraton turystyczny jak sama nazwa wskazuje i był zakaz koksowania) i wyszło mi, że ciężko będzie się w tym tempie zmieścić w limicie chociaż wszystko jest możliwe. Na dodatek droga zrobiła się nawierzchniowo nieciekawa ale za to Elizium chyba był na nas zły za to, że wiecznie nabijamy się z płaskiej Wielkopolski i puścił nas przez wszystkie okoliczne ścianki jak wynalazł w ojczyźnie ziemniaka. Dziękujemy Eli - te hopki i punkt w Osiecznej uratowały nas przed pewnym więzieniem bo za nudną aczkolwiek pokręconą trasę lincz na organizatorze był już zaplanowany.
Potem jeszcze stanęliśmy na stacji na kawę batony itp i już prawie straciłem nadzieję na przejazd w 24h bo taki niestety urok jazdy w dużej grupie, że każdy postój nawet najkrótszy się przeciąga. Jednak po przerwie okazało się, że przyspieszyliśmy gdy dojechaliśmy do Kościana okazało się, że 24h jest jak najbardziej realne nawet się nie spinając.
Co prawda chcąc na rondzie zjechać o jeden zjazd za wcześnie spowodowałem zagrożenia dla zdrowia i życia emesa bo centralnie się wyłożył wjeżdżając we mnie ale na szczęście nic mu się nie stało, później jeden z kolegów miał nieodpartą potrzebę posiedzenia na asfalcie i zjedzenia bułki co reszta wykorzystała na spacer ale tak się stało, że dojechaliśmy tak jak zaplanowaliśmy mieszcząc się w 24h.
Kolega musiał sobie usiąść a przecież każdy postój trzeba dobrze wykorzystać ...... - (c)Wąski
Przed samą metą fajna niespodzianka bo naprzeciw nam wyjechała Kaha, która gdy nas mija (emes jedzie parę metrów za nami) to jej oczywiście nie poznaję bo już obwieszczam komuś, że kończę tę walkę i jadę z nosem w smartfonie. Dopiero gdy nas doganiają to widzę, że to taka niespodziewanka. Brawo Kaha.
Dla takiego kawałka metalu jechalim - (c)Wąski
Jako, że dwa tygodnie po KMT startuje BBTour to dla wielu z nas ten maraton był ostatnim sprawdzianem formy przed tą dla niektórych imprezą sezonu a dla niektórych takich jak ja po prostu maratonem 1000+. Jedni rezygnowali z trasy 500 i przenosili się na trasę 300, tak żeby nie zajechać organizmu (ale to Ci, którzy ambitnie i sportowo traktują BBT) a inni po prostu stwierdzili, że przejadą spokojnie ale konsekwentnie. Do tych ostatnich należeliśmy z Emesem dlatego pozwoliliśmy się zaangażować Krzyśkowi do prowadzenia grupy po wezwaniem 24h. Plan udało się zrealizować a ja w końcu dorobiłem się pierwszego maratonu 500+, który udało mi się ukończyć w mniej niż dobę. Brawo ja.
Myślę, że gdy uda mi się przespać choć pół nocy przed startem, nie będzie upału i nie trafię do grupy z zbyt ambitnymi koksami to jest szansa na 55h na BBT i w to będę celował. Słyszę strasznie dużo głosów, że ludzie, z którymi jeżdżę planują jechać na 48h ale ja się raczej z nimi nie zabiorę. Nie wybieram się w drogę powrotną na rowerze więc nie muszę się spieszyć, żeby się zregenerować.
A wracając jeszcze do KMT to polecam go każdemu kto zaczyna swoją przygodę z długimi dystansami. Jest w szczycie sezonu, gdy każdy jeżdżący ma najlepszą kondycję, fajnie zorganizowany a każdy może znaleźć coś dla siebie jeśli chodzi o dystans i tempo.
Bardzo mi się ten rower podoba. Skorzystałem z chwili nieuwagi właścicielki żeby się nim karnąć. - (c)Wąski
Trasa:
Kategoria 500 i więcej, Czarnula 2016, Gminobranie, K36
komentarze