Waskii prowadzi tutaj blog rowerowy

To był aktywny dzień

  • DST 101.30km
  • Czas 03:51
  • VAVG 26.31km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 760m
  • Sprzęt Czarnula
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 8 maja 2016 | dodano: 08.05.2016

Po obiedzie wyskoczyłem do brata i bratowej na grila.
Oczywiście okrężną drogą. Trochę mnie wiatr wymęczył zanim dojechałem ale miał ucichnąć na powrót więc raczej nie marudziłem
Miałem delikatnie zjeść i odpocząć. Było dokładnie odwrotnie
Najpierw dobrze pojadłem bo karkówka dobra, a co to za kiełba? ooo tez dobra a ta biała cienka? też dobra. Ale pyszna sałatka. Dołożę sobie jeszcze. No patrz, ryba jakaś. Trzeba spróbować, spróbowałem - mniam, Ola mówi, że to jej mama robiła więc spróbuję jeszcze raz bo kto wie czy wcześniej dobrze spróbowałem. Jednak dobrze. jest dobra. Oooo a tu jakieś ciekawe coś do mięs. No to dawajcie jeszcze kawałek mięsa bo to coś do mięsa nie będę jadł bez mięsa. I wtedy właśnie sobie przypomniałem, że miało być delikatnie.
Dobra to już więcej nie jem. Ale czas poleciał, już 17:30. Pół godziny do odjazdu.
Nagle pada propozycja (Michał) - idziemy pograć w nogę. Chyba was pogięło dawno nie grałem ale w sumie to bym pograł. No dobra to idziemy na chwilę. Oni poszli a ja pojechałem rowerem. Najpierw delikatnie a później to już pulsometr szalał.
Godzina bieganie za piłą i to ostro bo 3 dorosłych i reszta łebasy. Czasem trzeba było 4 razy pod rząd bez odpoczynku przez boisko.
Po godzinie i paru minutach załapałem zgona. Poprawiłem resztą izotonika, szaszłykiem i dwoma kawałkami ciasta.
Kto mnie zawiezie do domu?
Michał w sumie miał miejsce, żeby wrzucić rower do auta ale .... przecież nie wrócę do domu z 56 km na śladzie. Chyba by trzeba po karetkę dzwonić. Dołożę chociaż te 30 co jest do domu. Kij ze średnią. Byle się jakoś dotoczyć.
Za Rudną z prawego rowu wyskakuje jakieś sarnowate. Już myślałem, że minie się z autem ale nie udało się.
Przemknęło mi przez myśl "dobrze, że nie we mnie" ale nie przewidziałem, że jak odbije się od boku auta to wleci mi prosto pod koła.
Sarnina zaserwowana. Udało mi się ją jakoś przeskoczyć bo już myślałem, że kolejne przednie koło pójdzie się paść.
Niestety trzeba ją było dobić co pewnie uczynił łowczy po moim odjeździe.
Po tym zdarzeniu miałem już dosyć i stwierdziłem, że jadę prosto do domu ale pod domem dokręciłem te brakujące 15 km do równego rachunku :D


Trasa:



Kategoria 50-100, Czarnula 2016


komentarze
starszapani
| 21:06 poniedziałek, 9 maja 2016 | linkuj To jakiś cud, że nie puściłeś hafta na boisku po tym obżarstwie :P
elizium
| 09:44 poniedziałek, 9 maja 2016 | linkuj zacnie jest złapać zgona na boisku :D
Waskii
| 08:23 poniedziałek, 9 maja 2016 | linkuj Dzięki. Chyba ze dwa zgony były bo na koniec też niewiele lepiej. Gorzej dzisiaj rano było podczas schodzenia po schodach. Umówiłem się rano z kolegami na trasę MTB i odpuściłem. Gdybym nie musiał opon zmieniać to może bym pojechał ale zmiana opon z rana mnie przerosła. Piłka to jednak inny rodzaj aktywności. Bardziej interwałowy. Pomyśleć, że jeszcze 4 lata temu podstawowy. :-)
Hipek
| 07:58 poniedziałek, 9 maja 2016 | linkuj Śmierć i cudowne zmartwychwstanie. Znany scenariusz, ale ciekawie opisany.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!