Lecim na Szczecin....
-
DST
303.00km
-
Czas
11:01
-
VAVG
27.50km/h
-
VMAX
61.00km/h
-
Temperatura
14.0°C
-
Podjazdy
1644m
-
Sprzęt Czarnula
-
Aktywność Jazda na rowerze
W niedzielę wpadłem na pomysł, że skoro Szwagier jest nad morzem to w drodze powrotnej może mnie zgarnąć z trasy nad morze.
U mnie od pomysłu do wykonania to na ogół sekundy więc od razu zapytałem się go czy nie ma nic przeciwko i zacząłem przygotowania.
Pech chciał, że podczas szybkiej 50tki załatwiłem koło. Byłem jednak tak zdeterminowany, że szukałem swojego klucza do szprych by zająć się centrowaniem. Mimo tego, że nie znalazłem z pomocą Tomka z forum podrozerowerowe.info zacząłem centrowanie przy pomocy kombinerek. Nie szło mi to najlepiej ale w końcu sprawiłem, że odległość koła od rozpiętego hamulca uznałem za bezpieczną.
Chwilę później (było sporo po 22) zadzwonił Bartek, że pożyczy mi swoje koło na wyjazd. Proste lekkie i szybkie :D
Oczywiście od raz wsiadłem w auto i pojechałem po nie. Chwilę pogadaliśmy u niego pod klatką i jakoś przed 24 byłem w domu.
Zanim przygotowałem trochę rower to już prawie 1sza byłą.
Poszedłem spać o 1 nastawiając budzik na 3:30. Już chyba nie muszę mówić nikomu, że nie mogłem zasnąć bo u mnie to standard.
Pospałem może z godzinę. Myślałem, że szybko się wybiorę a nie tak jak ostatnim razem będę się gramolił ponad godzinę.
Jednak okazało się (na zegarek spojrzałem dopiero przy wyjściu), że wychodzę dokładnie o tej samej porze co pół roku temu na taką samą trasę. Pięknie. najgorsze jednak było dopiero przede mną.
Założenie miałem takie, że jadę i się nie zatrzymuję za dużo. Od początku tego sezonu staram się tak jeździć. Jeśli jadę 100 to od deski do deski. Wyjątkiem są przejazdy typowo towarzyskie gdzie nie odmawiamy sobie postojów.
Tym razem też tak było ale już będą przed Sieroszowicami miałem pierwsze myśli, żeby zatrzymać się i zasnąć na przystanku. Oczywiście nie pojechałem od początku bezduszną 3ką tylko kręciłem po wiochach. W Radwanicach gdy zobaczyłem Orlen uległem złemu wewnętrznemu głosowi trochę z rozsądku. Pomyślałem, że zakup czegoś słodkiego plus ubikacja zrobią mi dobrze. W sumie to po zjedzeniu Princessy trochę energii we mnie wstąpiło i zaczęło się jako tako jechać ale już przed Bytomiem Odrzańskim znów zamułek dał znać o sobie. Podkarmiłem go połową snickersa i obiecałem postój w Raculi. Trochę pomogło.
W drodze z NS do Zielonej Góry okazało się, że stara 3ka jest placem budowy S3 i musiałem przenosić rower obok kup piachu ale na szczęście udało się. Już za miesiąc może nie być tak łatwo. W Raculi na górce stanąłem aby się posilić. Dwie z przygotowanych kanapek poszły w ruch i tak wyziębiony zacząłem zjazd (mądrze). Na szczęście już zaraz były podjazdy do ZG wiec zagrzałem się szybko.
Jesss. Pierwszy kamień milowy tego wyjazdu.
A to niespodziewanka :)
Przez ZG przejechałem szybko podśmiechując się jak zawsze z ich śmieszek rowerowych nadających się może na MTB i już mknąłem w stronę Sulechowa. Następny postój zaplanowałem sobie na Orlenie w Świebodzinie. Po wjechaniu na starą DK3 w Sulechowie od razu zaczęło się lepiej jechać. Szerokie dobre asfalty z poboczem szybko zaprowadziły mnie do Świebodzina. Jeszcze tylko przebić się przez miasto i postój.
Zapiekanka, rozrobienie izotonika, spakowanie kurtki i w drogę. Szkoda czasu na rozczulanie się nad sobą. Mimo streszczania ruchów - czas postoju coś ponad 15 minut. Jeszcze przydała by się toaleta na 2kę ale kto popilnuje roweru. Trzeba mocno usiąść na siodle to może się zapomni o potrzebie :D
Czarnula w Rio :)
Bartek, wielkie dzięki za koło.
Cały czas ogólnie jest bezwietrznie, od czasu do czasu tylko sypnie wiatrem z boku ale to raczej nie przeszkadza. Miałem nadzieję, że wyjeżdżając ze Świebodzina będę już miał wiatr w plecy ale niestety tak się nie stało. Wiatr pojawił się mocny boczny dopiero tuż przez Skwierzyną gdzie skręciłem na zachód i był w twarz :) No to ładnie. Całą droga do GW to najpierw na zachód a później na północny zachód. Trochę się z nim posiłowałem i na szczęście co chwila przycichał.
Taki mocny się nie czułem :)
Na szczęście w Gorzowie gdzie zjadłem ostatnie dwie kanapki i uzupełniłem izotonik w bidonie zaobserwowałem, że wiatr wieje już bardziej na północ, tylko trochę w stronę wschodu więc powinno być dobrze. No i było. Od tego czasu wiatr już bardziej pomagał niż przeszkadzał co było widać na liczniku. Jechałem szybciej a średnia co jakiś rosła o jedna dziesiątą.
Dojeżdżając do Szczecina widziałem, że braknie mi kilku km do 300 więc postanowiłem odbić na 10tkę. Stwierdziłem, że przejadę 3-4 km i zawrócę. Przejechałem ale jak zawrócić? Na dodatek totalnie odcięło mi prąd. Koniec. Myślałem, że nie przejadę już ani metra. Specjalnie nie jadłem już żadnych słodyczy, bo wiedziałem, że to już koniec jazdy ale nie spodziewałem się, że mnie tak odetnie. Szybkie pół dużego snickersa, dużo silnej woli aż zacznie działać i za chwilę znalazłem przejazd pod drogą, którym zawróciłem.
Na jazdę tą drogą to trzeba być psychicznie odpornym. Mi tam nie przeszkadza ale huk jest straszny. Tak straszny, że nie słyszałem telefonów od szwagra, który już wydzwaniał bo czekał. Jeszcze na dodatek, źle mu powiedziałem gdzie ma czekać bo myślałem, że jak dojadę to sprostuję a on był szybciej. Chwila ustaleń i 5 minut później rower i ja byliśmy w aucie i jechaliśmy do Lubina.
W końcu. Robienie takich zdjęć to umykające kolejne bezcenne minuty :P Ale czego się nie robi dla czytających relację :D
To był dobry wyjazd. Jestem bardzo zadowolony. Co prawda planowałem zrobić te 300 km w 12h i nie udało się, głównie przez zbyt długie postoje. Planowałem zrobić postojów poniżej godziny ale nieplanowana akcja z 2ką za przystankiem autobusowym gdzieś w okolicach Skwierzyny oraz kolejka na Orlenie czy zbyt długie przeżuwanie kanapek wydłużyły tę godzinę o 15 minut. Na szczęście wiatr za Gorzowem trochę mi w tym pomógł i mogłem odrobić chociaż część z tych strat. Wielkim minusem był też brak snu, który dawał mi się we znaki z domu do Zielonej Góry oraz od Lipian do Szczecina. W Pyrzycach musiałem zrobić postój bo zaczynałem zasypiać. Jeśli o to chodzi to nie był mój dobry dzień tym bardziej, że z soboty na niedzielę też spałem koło 5h.
Postój przed Pyrzycami. Spadałem już z roweru.
Dziękuję szwagrowi i siostrze, za podwózkę do domu bo takie wożenie roweru w aucie to mocne zawracanie gitary. Dziękuję również Tomkowi za pomoc w nacentrowaniu koła a Bartkowi za pożyczenie sprawnego koła na wyjazd.
Pojawiły się głosy jakoby mnie tak nie było. Byłem ale coś taki niewyraźny :)
Link do Stravy - " target="_blank">https://www.strava.com/activities/529195276
Ps. Dokręcanie sprawiło, że zaliczyłem jedną nową gminę :D
Trasa:
Kategoria 200-300, Czarnula 2016, Gminobranie
komentarze
Biorąc z kolei pod uwagę średnią netto - zazdraszczam !!!
Pojechałeś za Kłobuczynem na Gostyń, ja w sobotę w odwrotną stronę popełniłem błąd i zaliczyłem przeprawę przez budowę za Grabikiem.
Co do ddr-ek w Zielonej to w porównaniu do tego co jest w Lubinie to czarna magia. Więc te śmieszki jak najbardziej usprawiedliwione :D
Graty za dystans i średnią. Jest imponująca.
Patriotycznie wyrażę też swój niepokój z powodu nabijania się z zielonogórskich śmieszek rowerowych :))))