Zamarzanie na raty czyli 3 przełęcze z Emesem
-
DST
202.00km
-
Czas
09:30
-
VAVG
21.26km/h
-
VMAX
66.70km/h
-
Temperatura
1.0°C
-
Podjazdy
2170m
-
Sprzęt Czarnula
-
Aktywność Jazda na rowerze
Znów mnie Emes wyciągnął na dwusetkę, znaczy on mnie wyciągnął na 113 a ja to zwiększyłem niewielkim nakładem sił do dwusetki
Mieliśmy jechać w czwartek ale mi nie pasowało a później okazało się, że pogoda nie ten teges więc przenieśliśmy to na sobotę.
Rano nie chciało mi się kręcić do Legnicy na pociąg o 6:13 więc podrzucił mnie brat. Dzięki Tolek.
W pociągu chciałem pospać ale gimbaza jechała gdzieś za Jawor i głośna była więc od razu mi się odechciało więc jak wysiedli to z nudów robiłem sobie selfiacze :D
Trochę one inne od tych najczęściej spotykanych na facezbuku ale to takie rowerowe przecież :P
Dwa z nich:
Już gdzieś przed Kłodzkiem zwróciłem uwagę Emesa, że jakby śnieg leżał na zboczach ale wtedy jeszcze żyliśmy nadzieją, że Droga Stu Zakrętów jest odśnieżana. Bardziej baliśmy się o Jugowską.
Akcent walętynkowy :P
W końcu dotarliśmy do Kudowy
Ważne, że jest semafor bo gdyby nie było pociąg z pewnością pojechał by dalej
Jeszcze tylko zakup drożdżówek bo w pociągu zjedliśmy posiadane przez Emesa kanapki zrobione na bazie własnoręcznie (przez Emesa) upieczonego chleba i można ruszać.
Docieramy do podjazdu i postanawiam zrzucić z blatu żeby mieć to już z głowy i zonk. Nidyrydy. Okazuje się, że do manetki wleciało kilka dziwnych zielonych kuleczek, które ją blokują. Rower podnoszę do góry nogami i wytrzepuję je. Działanie przerzutki wraca do normy.
Podjazd wchodzi całkiem całkiem jak na nierozgrzane mięśnie. Emes leci przodem a ja za nim. Jak zwykle na podjazdach jest szybszy więc nawet sobie nie zawracam głowy trzymaniem mu koła. Im wyżej tym więcej śniegu aż w pewnym momencie zagościł on na drodze, później zamienił się w lód tak, że próba stanięcia na pedała kończy się sporym uślizgiem. Często zapadam się w śniegu ale wiem, że tylko taki na pół metra może zatrzymać mnie przed wjechaniem tego za jednym zamachem.
To już drugi raz gdy wjeżdżam tą drogą. Na GMRDP jechałem tutaj z Kotem i nie mogę tego wjazdu zaliczyć do udanych więc trzeba się zrehabilitować - choćby śniegu było dużo.
Po drodze robię foty.
Na szczycie czeka na mnie Michał więc robimy ze dwie pamiątkowe w śniegu i zjeżdżamy.
Nie spodziewaliśmy się takich warunków więc nie mamy na sobie nic zbyt ciepłego ale nie takie rzeczy się robiło. Zjazd przy zerze na zaśnieżonej drodze a jak nie zaśnieżonej to prawie piaszczystej do najbezpieczniejszych nie należy więc hamujemy ile wlezie.
Jako, że mam rękawiczki letnie tylko to zakładam na nie jakieś robocze w których po 200m nie czuję już palców. Plecy dotychczas mokre teraz są lodowate. Palce u nóg tez chwilę później przestały istnieć a pod koniec jakiś miejscowy idiota z zakrętu wyjechał mi na czołówę ale szczęście w nieszczęściu zreflektował się bo ja nie miałem gdzie uciekać. Minął mnie może o metr.
To już Radków. Uff. Wtedy po raz pierwszy tego dnia dociera do mnie że MediaMarkt nie jest sklepem dla nas.
Mały postój na Lotosie. Kawa i gorący pies w pakiecie. Można jechać dalej.
Zastawialiśmy się w jakim stanie jest nawierzchnia na Jugowskiej. Nie zawiedliśmy się - cały czas była taka, że nawet nie sięgałem po aparat. Z szacunku dla moich obręczy. Przełęcz wchodzi bardzo ładnie, pod koniec znów zaśnieżona. Gdy już jesteśmy mocno wyziębieni jak zbawienie pojawia się Walimska. Na górze robimy sobie mały postój na szamanko i zjeżdżamy w dół. Puszczam Michała przodem bo ma chyba więcej rozumu a droga cała w piachu. Jedzie tak, że z początku nie mogę za nim nadążyć. W stronę Glinna jedzie po tym piasku pod 60 km/h. Glinno okazuje się ładną i czystą miejscowością co jest dosyć dziwne w tych okolicach. Za Glinnem jeszcze piękna hopka z 12% i zjazd mający miejscami 18%. Tutaj po raz kolejny tego dnia dochodzę do wniosku, że trzeba mieć coś z głową żeby wybrać się w takie warunki na szosach połykać przełęcze. Uzgadniamy na tym zjeździe, że musimy wrócić zrobić te podjazdy w drugą stronę. Wyglądają imponująco.
Mniej imponująco wygląda Kamionka w Kamionkach.
Jeszcze chwila postoju na zaporze wodnej w Zagórzu Śląskim
później fajny zjazd:
No i zostało kręcenie w stronę Jaworzyny. Lubię te drogi więc nie nudzi mi się. W Jaworzynie okazuje się, że najbliższy pociąg do Wrocka jest za Godzinę więc Emes w ramach zabijania czasu jedzie do Żarowa a ja do domu.
To już typowa teleportacja. Nie interesuje mnie nic poza przednim kołem, dziurami i autami w stronę których co jakiś czas lecą inwektywy.
Do ronda w Strzegomiu jest bardzo duży ruch, który maleje zaraz za rondem po to żeby w Jaworze uderzyć ze zdwojoną mocą. W Legnicy tradycyjnie całkowicie olewam wszelkie ścieżki a zakazu pomiędzy Jaworzyńską a rondem złotoryjskim nie zauważam. Na rondzie krótki postój, szamam ostatnią drożdżówkę i jadę dalej. Dojeżdżając do Kochlic czuję, ze ogarnia mnie zmęczenie a do zakładanego przebiegu jeszcze 32 km. Zjeżdżam z DK3 bo mi się zaczyna nudzić a po drugie będzie dalej do domu więc mniej dokręcania. Pod domem okazuje się, że 11 km muszę dokręcić więc to robię i już mogę zaparkować brudny rower w domu. Jutro go będę mył.
Przyznam, że warunki pogodowe w połączeniu z przewyższeniami dały mi tak w kość, że dzisiaj nie chce mi się iść na rower mimo, że mam czas. A może jednak bym poszedł .....
Trasa:
Kategoria 100-200, Czarnula 2016, Gminobranie
komentarze
"kozakom" gratuluję!