Waskii prowadzi tutaj blog rowerowy

Grupa Dolnośląska atakuje czyli próba generalna przed Maratonem Podróżnika

  • DST 300.00km
  • Czas 14:16
  • VAVG 21.03km/h
  • VMAX 63.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 3622m
  • Sprzęt Czarnula
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 24 maja 2015 | dodano: 24.05.2015

To kolejny, drugi, wyjazd Grupy Dolnośląskiej w góry.
Reżyserem kina akcji, układającym trasę wycieczki był jak zwykle emes (pewnie kaha dała mu jakieś wskazówki )
Plan był prosty - przejechać 188 km z trzema tysiącami przewyższeń i nie sponiewierać się zbyt mocno a na dodatek zdążyć na pociąg powrotny do Wrocka. Plan ten brzmiał dla mnie lekko utopijnie i chyba nie tylko dla mnie bo uznany w tych sprawach autorytet dosyć sceptycznie wypowiedział się w temacie zdążenia na pociąg. Plan jest planem więc trzeba zacząć go realizować choćby nawet był niezbyt realny.
Ciężko było się zebrać z samego rana do wyjazdu więc wyjeżdżam z Lubina spóźniony o 15 minut. Dokładnie tyle miałem zapasu więc teraz nie ma już miejsca na awarie czy pomyłki. Do Legnicy docieram z małym zapasem - średnia 29. Nie ryzykuję jednak już kupowania biletu w kasie ze względu na dużo kolejkę i idę prosto na peron gdzie za chwilę wtacza się szynobus KD

W środku jest już kaha z emesem. Kaha jakaś taka nietomna ale szybko dochodzi do siebie.
Wysiadamy na stacji w Gościszowie, ale musimy się pytać kierownika pociągu gdzie jest peron bo trudno go zlokalizować.

fot. kaha
Ruszamy, najpierw są reklamacje do emesa za nawierchnię ale chwilę później jest już lepiej i mkniemy zaliczając km i nawet czasem gminy.
W Gryfowie gdy zostawiliśmy kahę trochę z tyłu ta zmaist skręcić na Świecie jedzie prostu i musimy na nią chwilę poczekać za Wieżą za co domaga się bomboniery ale pewnie zmęczenie sprawiło, że zadowala się wspólnie zjedzoną Studencką w Rokitnicach.
Pierwszy postój robimy na stacji w Mirsku. Kawa, hotdogi a niektórym to się w główce pomieszało i jedzą lody :D
Później już to co najpiękniejsze, pierwsze podjazdy do granicy.

Pierwszy większy podjazd zaczyna się zaraz za robotami drogowymi w miejscowości Hejnice i ciągnie się przez 12 km z 500m przewyższenia. Całkiem fajny podjazd, który robię z przyjemnością. Licznik prawie cały czas wskazuje 6-7% czasem wskoczy 8 czy9. Jadę na 3 koronce i raczej to jest za ciężkie przełożenie. Dochodzę do takiego wniosku gdy wyprzedza mnie pepicki szoszon. Wyprzedza mnie jak babcię z zakupami. Wrzucam na drugą koronkę i jedzie się lżej i może nawet trochę szybciej.
Na górze czeka już emes a jakiś czas po mnie wtacza się kaha. Tak już będzie w sumie do kóńca dnia. Najpierw wjeżdża emes, później ja a na koniec kaha.
Kaha to w ogóle jakaś dziwna jest. Wjeżdża na swojej hybrydzie z uśmiechem na ustach i gdy kombinujemy z emesem, że tym razem to już na pewno oberwie się nam za profil trasy to ona stwierdza, że jechało się jej super i w ogóle.

Gdzieś chwilę później zjadamy resztę naszych kanapek i zostają nam tylko słodycze więc postanawiamy w Rokitnicach uzupełnić zapasy prowiantu.
Zanim jednak do tego dojdzie to musimy pokonać dwa nieduże podjazdy. Jeden standardowy ale jeden to Michał wyczarował fajny. Krótki ale licznik wskazuje na nim 16%. Jadę oczywiście na najlżejszym przełożeniu ale nadal na siedząco i myślę, że jakoś bym jeszcze zniósł te kilka procent więcej - tylko jad długo.
Gdy zjeżdżamy do Rokitnic robimy małe zakupy w Tesco i lecimy dalej bo przed nami spory podjazd. Niby tylko coś około 300 m ale za to stromy. 8% to standard a bywa i momentami więcej. Gdzieś za tym podjazdem próbujemy coś zjeść na ciepło ale wszędzie wszystko pozamykane a jak w końcu trafiamy na otwartą knajpę to nie honorują kart. Gotówki to my mamy tyle co kot napłakał.
No właśnie ... Kot... z dedykacją dla Kota:

Postanawiamy więc kupić sobie w sklepie jakiś suchy prowiant za tą gotówke co mamy i jakoś dojechać bez ciepłego posiłku na Okraj. Przed nami jeszcze dwa podjazdy po około 300 m ze standardowym nachyleniem około 6% i podjazd na Małą Upę 500m ale za to o wiele łagodniejszy.
Na poczatku podjazdu pod małą upę Michał zauważa jakiś minimarket (z tym też były problemy - żadnych sklepów) i postanawia wydać tam posiadane korony. Wbijamy do marketu a ten jakby wypisz wymaluj barceloński minimarket prowadzony przez ciapatych. Tylko, że większy wybór i większy bajzel. No i ten jest prowadzony przez ... Chińczyka.,

fot. kaha  - na podjeździe na Okraj humorki dopisują - wcale nie widać tych 2700m przewyższenia w nogach

Zjadamy zakupione żarełko na przestanku naprzeciw i zaczynamy nudny podjazd na Małą Upę. Nudno jest bo nachylenie około 1-2% i do tego wiatr wieje w twarz. Wcześniej nie przeszkadzał tak bo podjazdy nie były odkryte a ten dosyć. Dopiero później licznik pokazuje 4-6% i jest ciekawiej - jakoś szybciej czas mija. Gdzieś przed 21 po 20 km i 500m przewyższenia wjeżdżamy na Okraj do schroniska.
Nie lubię jakoś tego schroniska. Żarcie mi niezbyt smakuje a i płacić za pierogi 14 pln nie przywykłem.
Bierzemy co jest czyli każdy po żurku i pierogach. Do tego 2 litry pepsi i po małym wypoczynku lecimy w dół.
Dobrze ubrani i oświetleni. Ręce bolą od ściskania klamek. Szkoda tylko, że do kamiennej trzeba trochę przypedałować bo fajnie się tak jedzie :D.
W Kamiennej na stacji emes obczaja mapę jak jechać. Ja nie mam tego problemu bo wiem, że walić będę krajówkami. Moimi ulubionym - w nocy. Emes po moim stwierdzeniu, że przecież jest noc i do tego święto też decyduje się na DK5 miejąc nadzieję, że nie będzie ciężarówek.
Do Bolkowa dojeżdżamy sprawnie i żegnamy się na rozstaju dróg ale się nie rozstajemy bo daje się jeszcze "namówić" na wspólną kawę. Całe szczęście bo ta kawa i hotdog dały mi niezłego kopa. Dotarłem na nich praktycznie do domu.
Gdy w końcu rozstajemy się sprawdzam zegarek. Jest 1:17 a ja mam 65 km do domu. Mam nadzieję zrobić to w 3 godziny.
Najpierw podjazd a później zjazd z małym podjazdem. Do Jawora wyprzedzają mnie dwa auta. Mija podobnie. Fajnie się pedałuje - mam diły tylko trochę wkurzają mnie zwierzęta które nieźle harcują i co chwila jakieś ląduje na poboczu - obawiam się żeby nie wyskoczyło mi czasem coś jak ostatnio podczas drogi na Zlot kiedy to w drodze z Trzebawia do DK5 wyskoczył mi z pola dzik. Całe szczęście, że nie trafił we mnie bo pewnie by się skończyło źle.

fot. kaha - zasypianie na rowerze o świcie

W Legnicy staję tylko na chwilę żeby zmienić baterie w latarce. o 4:12 jestem w domu. Ale zanim dotarłem to 3 km przed domem zrobiłem sobie haftostop. Nie byłem zbytnio zdziwiony, gdy na poboczu ścieżki rowerowej ujrzałem małe kawałki pierogów. Coś mi nie pasowały już jak zjadłem i jak widać miałem rację.
Dziękuję moim towarzyszom za wspólną fajną jazdę. Znów zrobiliśmy sensowną trasę, i mam nadzieję będą kolejne.
Gratulacje dla kahy bo takiej trasy to faceci się boją a ona ją pokonała.

Trasa:



Kategoria 300-400, Czarnula 2015, Gminobranie


komentarze
wilk
| 21:36 czwartek, 28 maja 2015 | linkuj To był bardzo solidny trening przed MP i mądrze zaplanowany, bo pozwolił zobaczyć jak wygląda jazda po górach połączona z długim dystansem, jak na to reaguje organizm. A także na pewno uzmysłowił parę spraw które na MP będą ważne. Gratulacje dla całej trójki!
michuss
| 19:08 poniedziałek, 25 maja 2015 | linkuj Wybitny dystans ;) Gratuluję i, korzystając z okazji, ponownie dziękuję ;)
Kot
| 14:12 poniedziałek, 25 maja 2015 | linkuj Piękną wycieczkę sobie zrobiliście!
Dzięki za dedykację - doceniam :)))
yurek55
| 07:53 poniedziałek, 25 maja 2015 | linkuj Sandały - znak firmowy, jest moc!
4gotten
| 06:26 poniedziałek, 25 maja 2015 | linkuj Szalejesz w tym miesiącu z km, a do końca jeszcze przecież tydzień ;-)
elizium
| 21:53 niedziela, 24 maja 2015 | linkuj no toś dorzucił do pieca :D
mdudi
| 20:39 niedziela, 24 maja 2015 | linkuj Wschód słońca mieliście piękny, chociaż po tylu kilometrach pewnie nie zauważyliście jego piękna ;).
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!