Waskii prowadzi tutaj blog rowerowy

Wyprawka XVI dzień trzeci

  • DST 111.00km
  • Czas 05:41
  • VAVG 19.53km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 702m
  • Sprzęt Czołg
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 22 marca 2015 | dodano: 22.03.2015

Jeśli ktoś spodziewał się, że dzień trzeci naszej wyprawki to po prostu odjazd do domu to solennie się zawiódł. Organizatorzy przewidzieli na ten dzień moc atrakcji. Sama pobudka w głuszy, następnie śniadanie to było coś pięknego a kolejne godziny miały tylko potwierdzić atrakcyjność tej niedzieli. Zacząłem od pierwszych km bez rękawiczek bo czegoś musiałem zapomnieć. Na szczęście marg poratowała mnie swoimi rezerwowymi za co jestem jej niezmiernie wdzięczny po po tym kilometrze już nie czułem palców to nie wiem co by było po kolejnych dziesięciu. Pewnie bym założył skarpetki na ręce albo cuś.

Od pierwszego km już teren. Ładne lasy, fajny szlak. O dziwno dzisiaj nie ma postojów co chwila. Pierwszy sikustop dopiero po 14 km. W Zawoni pojawiają się pierwsze drogowskazy na Lubin i kilka osób mi sugeruje, że już wiem jak do domu dojechać. Czyżby mieli mnie już dosyć? Całkiem możliwe. :P
Po drodze do Trzebnicy zaliczamy jeszcze około kilometr fantastycznej kostki oraz fajna górkę, z której wyciskam z roweru ponad 50 km/h. W okolicach Taczowa Wielkiego rozstajemy się z oszejem dewunską i Jeloną. Oszej ma problemy z przednim kołem a Jelona spieszy się do Wrocka.
W Trzebnicy mały popas przed Biedronką i udajemy się na ostateczną rozprawą z terenem. Kocie Góry robią wrażenie. Nie wiedziałem, że tak całkiem niedaleko są takie fajne tereny. Już na samym początku przedzieramy się przez krzaki i jakieś rowy prowadząc i przenosząc rowery. Później jest tylko lepiej. Podjazdy, które nie wszyscy są w stanie pokonać. Mi na szczęście udaje się zawsze jakoś je pokonać ale z sakwami to nie lada wyzwanie. Od podjazdów nie gorsze są zjazdy. W pewnym momencie jadę z przednim tylko hamulcem, który już ledwo działa i zastanawiam się kiedy ostatecznie puści. Teren trudny bo dziury i kupę gałęzi ale udaje się zjechać bez problemu. Oczywiście mogłem przejechać dookoła jak to zrobili niektórzy ale nie będę szedł przecież na łatwiznę :D
Gdy lądujemy już w Kuraszkowie na asfalcie i jedziemy w kierunku Obornik, Iwo łapie kolejną na tej wyprawce gumę. My akurat byliśmy z przodu i nie wiedzieliśmy kto złapał kapcia ale Żubr podawał stawki bukmacherów i za Iwa płacili najmniej, drugi w kolejce był podjazdy. Okazało się, że miał rację. Iwo złapał 4 kapcia na tej wyprawce. Nie zazdroszczę.
W tym momencie postanowiliśmy się rozstać. Grupa wrocławska czekała na Iwa a górnośląska i poznańska udała się na dworzec PKP. Udałem się z nimi bo miałem chęć odwiedzić Wujka Cześka a w tym czasie ktoś by mi roweru popilnował ale niestety dworzec jest po remoncie i toalety nie są czynne więc udałem się na stacje Orlenu gdzie spotkałem Bartka, który również przyjechał w tym celu. Wypiliśmy razem kawę, pogadaliśmy i rozjechaliśmy się do domów.
Tranzyt do Lubina DW 340 przebiegł bez zakłóceń. Miałem stanąć w Wołowie na sikustopa i włączyć tylną lampkę bo zapomniałem ale postanowiłem korzystać ze słoneczka i nie zatrzymywać się. Zatrzymałem się dopiero za Ścinawą na krótką chwilę i popędziłem dalej mając nadzieję, że zdążę do domu przed zachodem słońca. Praktycznie udało mi się mimo że od Wołowa to była cały czas walka z wiatrem. Niby miał mi pomagać a tylko przeszkadzał. Przed Lubinem zaczęło mi odcinać paliwo ale nie skorzystałem z paliwa rakietowego ukrytego w kieszonce koszulki bo wiedziałem, że w domu czeka na mnie smaczny rosołek i kawał kurczęcia oraz zapewne dobre ciacho. Nie pomyliłem się. Nie ma jak to rosołek.

Podsumowanie:
Było super. Miło było spotkać ludzi, których już znałem oraz poznać nowych. To jest całkowicie inna kategoria od codziennych wyjazdów wkoło komina. Nie liczy się średnia, dystans czy nawierzchnia. Liczą się ludzie, dobra zabawa, ognisko, rozmowy, wspólne przeżycia, atrakcyjne tereny i widoki  a wszystko to powiązane rowerem.

Podczas tej wyprawki przejechałem 325 km w tym około 135 km wspólnie z innymi wyprawkowiczami. Przekroczyłem 1000 km w tym roku oraz 10 tysięcy od czasu gdy księguję je na BS.
Dogoniłem w końcu Elizium bo jakoś niebezpiecznie mi uciekł.

I dementuję pogłoski jakoby Wąski był za każdym razem w grupie ucieczkowej, która jak zwykle pojechała nie tam gdzie trzeba. Wszystko to są pomówienia a zapytanie "Czy w grupie, która źle pojechała był Wąski?" uważam za nie na miejscu.

Trasa:


Kategoria 100-200, Gminobranie


komentarze
Waskii
| 19:53 czwartek, 26 marca 2015 | linkuj Jakoś zawsze trzeba sobie radzić :-)
Kot
| 08:27 środa, 25 marca 2015 | linkuj Kiedyś, w Norwegii, zdarzyło mi się mieć tak zmarznięte dłonie, że na rękawiczki założyłam skarpetki. Warunki były wtedy wredne: zimno i deszczowo, a do tego dłuuuugi zjazd. Mam gdzieś nawet fotkę ;).
Waskii
| 21:57 niedziela, 22 marca 2015 | linkuj Ale jeden dzień i możesz mi odskoczyć. Wiesz, że ja w tygodniu nie mam jak jeździć :P
elizium
| 21:55 niedziela, 22 marca 2015 | linkuj no i proszę, jest jak mówiłem :D Masz mnie ;)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!