Zimowy wypad dla twardzieli - Dzień 2
-
DST
80.50km
-
Czas
05:00
-
VAVG
16.10km/h
-
VMAX
34.70km/h
-
Temperatura
-15.0°C
-
Podjazdy
508m
-
Sprzęt Czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
I nastał poranek. Dzień Drugi
Zanim nastał ten poranek strasznie się wynudziłem. Normalnie chodzę spać sporo po północy i wstaję chwilę po 7. No dobra, staram się tak wstać. Na biwaku ze względu na wszechogaraniającą nudę pierwszy raz przysnęło mi się jakoś przed 20tą na 2godzinki (poprzednią noc nie spałem) później jakoś koło północy no i o godzinie 6tej nad ranem nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Wyjść nie wyjdę bo zmarznę więc musiałem ćwiczyć moją wątpliwą cierpliwość leżąc w śpiworze. Polecam.
Rano temperatura spadał do -21 stopni wobec czego po raz kolejny miałem spore obawy przed wychodzeniem ze śpiwora bojąc się, że zaraz cały zdrętwieje z zimna. Okazało się, że robiąc to po męsku czyli "raz dwa trzy i zrobione" nie było to takie straszne.
Dłuższa chwila zeszła na przygotowanie śniadania i herbaty ponieważ woda pochodziła ze śniegu topionego na jednej tylko maszynce benzynowej (Michała) ponieważ kartusz gazowy mimo grzania go całą noc w śpiworze odmówił współpracy.
Po sprawnym zwinięciu obozowiska ruszyliśmy totalnie zaśnieżoną leśną drogą, na której zaliczyłem dwie pierwsze gleby. Za pierwszym razem to nawet nie wiedziałem kiedy znalazłem się na ziemi ale za to przy drugim dołożyłem trochę od siebie do widowiskowości wywrotki na co mogłem sobie pozwolić ponieważ śnieg był miękki i bardzo przyjemnie lądowało się w nim.
Miejscowość Giby wyłoniła się z lasu po ponad 20tu kilometrach pedałowania leśną zaśnieżoną drogą, którą ze względu na malowniczość pokonywało się całkiem sympatycznie. Robimy zaplanowany postój w sklepie, związany z uzupełnianiem zapasów jedzenia oraz płynów w organizmie. Odwiedzamy również stację benzynową, z której wyjeżdżając zaliczam tak spektakularną glebę, że zwijam się chwilkę z bólu na oblodzonym asfalcie. Ten upadek nie był już w ogóle śmieszny. Pozbierałem się jakoś do kupy i udaliśmy się baaaaardzo oblodzoną drogą w kierunku Litwy. Pedałuję w pełnym skupieniu, chwila nieuwagi może kosztować mnie upadek, po raz pierwszy od kiedy jeżdżę błogosławię tylny hamulec za to że jest. Po drodze mijamy ładne jeziorko Zelwa i krętymi leśnymi drogami kierujemy się przejście graniczne z Litwą. W południe temperatura wzrasta do -12 stopni.
Po przekroczeniu granicy warunki drogowe pozostają bez zmian. W pierwszej większej miejscowości robimy sobie małą przerwę na jedzenie, z której ruszając zaliczam kolejną już czwartą glebę. Jechałem z górki około 10 km/h gdy jakaś siła zabrała mi rower spod nóg i wylądowałem prawym biodrem na lodzie. Tak to się kończy jazda po lodzie bez kolców. Robimy małe kółko, które kończymy w Veiseiajai robiąc zakupy i udając się na nocleg za miasto. Niestety nie możemy znaleźć tak dobrej miejscówki jak dzień wcześniej bo pod tym względem i w tym rejonie Litwa jest beznadziejna.
Po zachodzie słońca temperatura prawie momentalnie spadła do -20 i tak samo prawie momentalnie zamarzła woda w butelce, którą przywieźliśmy na biwak. Michał musiał rozcinać nożem butelkę żeby wydobyć wodę/lód.
O 19 byliśmy już po kolacji a smsy w roamingu takie drogie ....
Piękne dróżki:(c)Wilk
Jezioro Zelwa
Granica:
Obóz:
Koniec dnia: (c)Wilk
No i mapka:
Kategoria 50-100, Gminobranie